Morbid Angel - "Gateways To Annihilation" (2000)

Od zawsze preferowałem Morbid Angel z Vincentem w składzie, ale skłamałbym mówiąc, że "Formulas Fatal To The Flesh" oraz "Gateways To Annihilation" nagrane już z Tuckerem to jakieś niewypały. Tamta pierwsza zachwycała poziomem ekstremy, druga...że da się nagrać płytę dużo wolniejszą a przy tym jeszcze ciekawszą! Nieczęsto się o tym słyszy (póki co, nie będę wnikał dlaczego), ale tak, "Gateways..." to jedna z najlepszych płyt Morbid Angel stworzonych bez udziału Davida Vincenta. Jest na niej absolutnie wszystko co firmowe dla brzmienia Morbid Angel, kawał znakomitych kompozycji (każdej po kolei oczywiście) i trochę nowinek wprowadzających różnorodności (tutaj jeszcze z głową). 

Owe nowinki objawiają się przede wszystkim od strony wspomnianych wolnych - jak na nich - temp (choć blastowania też się trochę znalazło), wokali (znacznie mniej typowych jak na możliwości Steve'a - wystarczy wziąć pierwszy z brzegu "Summoning Redemption"), gitarowej wirtuozerii Treya Azagthotha i Erika Rutana (który w międzyczasie powrócił na chwilę do kapeli) oraz klimatu całości. Czyli generalnie pod tym względem, gdzie poprzedni krążek mógł nie w pełni satysfakcjonować (z bzdurnymi przerywnikami na czele). Całość "Gateways To Annihilation" jest na tyle równa (nawet z uwzględnieniem zapychacza "Awakening"), że trzeba by było wymienić wszystkie "regularne" utwory dla potwierdzenia, jak bardzo wysoki poziom tym czterem amerykanom się tutaj udało utrzymać. Sam ograniczę się do wspomnienia o "He Who Sleeps", "God Of The Forsaken" (tu dla odmiany najszybsza jazda), "Ageless, Still I Am" oraz dwóch kosmicznych odjazdów pt. "I" i "At One With Nothing" (gdzie partiom solowym zdarza się dość mocno odlecieć). Każdy z wymienionych (i niewymienionych też) jednakowo "wciąga" i zachwyca bardziej niż znaczna większość ich utworów ze starszych płyt! 

Pod względem produkcji, można niby mieć tu małe zastrzeżenia co do perki (a dokładniej do mocno sterylnego werbla), ale patrząc na resztę nieco mechanicznej i ociężałej części tej muzyki, wszystko to jak dla mnie idealnie do siebie pasuje (zwłaszcza jak Pete poleci na dwie centralki czy Trey zarzuci riffem a la ten początkowy z "Summoning Redemption"). Tyle z grubsza jeśli chodzi o dokładniejsze info o muzyce na "Gateways...". O tym, że ta jest doskonała, już mówiłem; dodam jeszcze tylko, że to ostatni tak sensowny longplay w dorobku Morbidków. W późniejszych latach działalności, już niestety było wyraźnie słabiej.

Ocena: 10/10

[English version]

I've always preferred Morbid Angel with Vincent in the line-up, but I'd be lying to say that "Formulas Fatal To The Flesh" and "Gateways To Annihilation" already recorded with Tucker are some craps. The former delighted with the level of extremes, the latter...that it was possible to record a much slower and even more interesting album! You don't hear about it often (so far, I won't go into why), but yes, "Gateways..." is one of the best Morbid Angel albums made without David Vincent. It has absolutely everything that is brand-new for the sound of Morbid Angel, a piece of excellent compositions (each one in turn, of course) and some novelties introducing diversity (here still reasonably). 

These novelties are manifested mainly in the aforementioned slow - as for them - paces (although there was also some blasting), vocals (much less typical for Steve's abilities - just listen to the first "Summoning Redemption"), guitar virtuosity of Trey Azagthoth and Erik Rutan (who in the meantime returned to the band for a while) and the atmosphere of the whole. So generally in this respect, where the previous album might not be fully satisfying (with nonsense intros at the fore). The whole "Gateways To Annihilation" is so equal (even with the "Awakening" intro) that you would have to replace all the "regular" songs to confirm how high the level these four Americans managed to keep here. I will limit myself to mentioning "He Who Sleeps", "God Of The Forsaken" (here for a change to the blasting), "Ageless, Still I Am" and two cosmic departures i.e. "I" and "At One With Nothing" (where the solo parts sometimes fly off to the cosmic atmosphere). Each of the mentioned (and also not mentioned) equally "draws in" and delights more than the vast majority of their songs from older albums! 

In terms of production, someone can have small reservations about the drums (and more precisely, to the very sterile snare drum), but looking at the rest of the slightly mechanical and sluggish part of this music, everything fits together perfectly for me (especially when Pete goes for double kick drum or Trey will play a riff à la the opening riff from "Summoning Redemption"). So much for more detailed information about music on "Gateways...". I have already mentioned that this one is perfect; I will just add that this is the last such a sensible longplay by the Morbid Angel. In the later years of their activity, unfortunately it was clearly worse.

Rating: 10/10

Komentarze

  1. Ta płyta sprzedała mojemu młodemu umysłowi zespół o nazwie Morbid Angel :) to spokojnie czołówka ich nagrań. Trey nagrał najlepsze solówki w karierze na tej płycie ("Secured Limitations"!!!). Jedyny minus to właśnie brzmienie bębnów, ale da się to przełknąć.

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest album a właściwie moment historyczny, w którym pałeczkę królów death metalu z rąk Morbidów przejął Immolation. Close to The World Below po raz pierwszy przebiło jakościowo dzieło ekipy Treya i niestety w kolejnych latach różnica poziomów w muzyce obu zespołów zaczęła się tylko zwiększać na korzyść ekipy z Nowego Jorku

    OdpowiedzUsuń
  3. Najlepszy Morbid Angel a lamusy dupa cicho

    OdpowiedzUsuń
  4. h :::
    Genialna płyta.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty