Death - "Symbolic" (1995)

Temat perfekcji w przypadku Death jest jak bumerang - wraca niemal w każdej mojej (ale nie tylko) recenzji. Nie inaczej wygląda to na "Symbolic". Muzyka to pod każdym względem dopracowana, pełna kompozytorskiego geniuszu i - moim zdaniem - jeszcze lepsza od "Individual Thought Patterns" oraz "Human". Czyli wniosek z tego jasny i klarowny, dla "Symbolic" brakuje skali! Coś w tym jest, bo to kolejna płyta Death, gdzie widać doskonale, że do wcześniejszych patentów można było podejść zupełnie inaczej, jeszcze coś pozmieniać i - po drugiej stronie - wciąż pozostać przy ściśle death metalowych brzmieniach, by stworzyć arcydzieło. Poza tym, "Symbolic" - mimo, że wydany w 1995 roku - chyba najlepiej obrazuje stan Chucka w ostatnich latach swojej działalności muzycznej. Zupełnie tak jakby już wiedział, że zbliża się koniec. Można wręcz powiedzieć, że wraz z tą płytą, nazwa Death nabrała szczególnego znaczenia...

Na ten moment nabrała jednak iście niepowtarzalnego znaczenia! Muzyka Schuldinera stała się nieco wolniejsza, wysublimowana, ułożona, zyskała bardzo "przygnębiający" klimat, ma też zdecydowanie inny feeling na tle poprzedników. Wszystko to, na szczęście, nie przełożyło się na przesadne złagodzenie czy jakiekolwiek ugrzecznienie materiału - powiedziałbym, że nadało to muzyce Death zupełnie nowego wymiaru. Na "Symbolic" przeważa oczywiście to co tradycyjnie death metalowe dla tego zespołu, tj. spora dawka grzania, masa pomysłowych riffów (choć jakby troszkę mniej nastawionych na technikę w porównaniu do "Individual...") i charakterystyczny wokal Chucka (tutaj jakby jeszcze bardziej jadowity). Wszelkie nowości - których znalazło się całkiem dużo - nie zaburzyły wcześniejszej stylistyki, wręcz nadały "Symbolic" jeszcze większej wyjątkowości i doskonale podkreśliły niewesoły charakter całej płyty. O tym drugim wspominałem co prawda parę linijek wyżej, dlatego po prostu rzucę tytułami, które najlepiej oddają jaki jest charakter płyty - "Empty Words", "Without Judgment", "Sacred Serenity", "Zero Tolerance" to chociażby jedne z kilku. Najfajniejsze jednak, że "Symbolic" może poszczycić się zaawansowaną techniką, porywającym klimatem i death metalową wyziewnością w jednakowym stopniu.

Zaskakujące też, że tak zajebista płyta powstała w (prawie) przypadkowym składzie. Bo o ile Gene Hoglan z przypadku żadnego nie jest i zasuwa lepiej niż na "Individual Thought Patterns", tak Bobby Koelble i Kelly Conlon byli wyraźnie słabsi na tle poprzednich muzyków. Jak widać, nie przeszkodziło im to, by gwałtownie się podciągnąć, ponieważ solówki Koelble są równie trafione co Schuldinera, a bas Conlona, mimo że bardzo skromny w porównaniu do DiGiorgio, również doskonale wpasował się w muzykę (robi za tło, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Powstała im z tego przecież płyta kompletna i absolutnie jedyna w swoim rodzaju! Rzadko można mówić o albumie, który jest genialny, a który został nagrany przez tymczasowy skład.

Ocena: 10/10

[English version]

The subject of perfection in the case of Death is like a boomerang - it returns in almost every my (but not only) reviews. It looks no different to "Symbolic". The music is refined in every respect, full of compositional genius and - in my opinion - even better than "Individual Thought Patterns" and "Human". So the conclusion from it's clear, for "Symbolic" there is no scale! This is another Death album, where it's perfectly audible that the earlier patents could be approached completely differently, something else could be changed and - on the other side - still with strictly death metal sounds to create a masterpiece. Besides, "Symbolic" - although released in 1995 - probably best illustrates Chuck's condition in the last years of his musical activity. It was as if he already knew the end was near. You can even say that with this album, the name Death gained a special meaning... 

At the moment, however, it acquired a truly unique meaning! Schuldiner's music has become a bit slower, sublime, arranged, it has gained a very "depressing" atmosphere, it also has a definitely different feeling compared to its predecessors. All of this, fortunately, did not fall into an exaggerated softening or any polishing of the material - it gave Death's music a whole new dimension. Of course, "Symbolic" is dominated by what is traditionally death metal for this band, i.e. a large dose of classic death metal playing, a lot of imaginative riffs (though somewhat less tech-oriented compared to "Individual...") and Chuck's characteristic vocal (here as if yet another more virulent). All the novelties - of which there were quite a lot - did not disturb the earlier style, they even made "Symbolic" even more unique and perfectly emphasized the pessimistic character of the whole album. I mentioned the latter a few lines above, so I'll just mention the titles that best reflect the style of the album - "Empty Words", "Without Judgment", "Sacred Serenity", "Zero Tolerance" are just one of several. The coolest thing, however, is that "Symbolic" can be proud of its advanced technique, sad atmosphere and death metal sound to the same degree. 

It's also surprising that such an awesome album was created in a (almost) random line-up. Because while Gene Hoglan is not an casual musician (he's better than on "Individual Thought Patterns"!), so Bobby Koelble and Kelly Conlon were clearly weaker compared to previous musicians. As you can see, this did not prevent them from getting better, because Koelble's solos are just as hit as Schuldiner, and Conlon's bass, although very modest compared to DiGiorgio, also fits perfectly into the music (it does the background, but in a positive way words meaning). After all, they created a complete and absolutely one-of-a-kind album! Rarely you can talk about an album that is brilliant and which was recorded by a temporary line-up.

Rating: 10/10

Komentarze

  1. Subiektywnie najlepszy vocal Chucka jest na Spiritual/Human. Potem z każdą następną plytą coraz wyższy. Dla mnie vocalnie na The Sound był już nie do zniesienia, z całym szacunkiem dla Schuldinera.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wokal Schuldinera zawsze był dobry nawet jeśli spiewałby czystym wokalem na TFAOE zamiast Tima Aymara.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, jedynie mi by nie pasowały do "The Sound...", ale o tym to już sam Chucku najwidoczniej wiedział ;)

      Usuń
    2. Wczoraj sobie włączylem The Sound, identyczne odczucia. Vocal dla mnie nie do przejścia niestety. Muzyka przednia.

      Usuń
    3. Wyjmij korka z dupy

      Usuń
  3. dla mnie wszystko co stworzył Schuldiner jest cudowne ,to jedyny taki przypadek w muzyce ,zapewne również jest to spowodowane śmiercią artysty ,bo kto wie czy nie nagrałby jakichś gniotów gdyby żył,a tak zapewnił sobie Śmiercią miejsce nie do zdetronizowania przez żadnego innego artyste,ale to tylko moje osobiste odczucia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. otóż to, wiele zachwytów jest pisana czy mówiona przez pryzmat śmierci artysty. Znam trochę ludzi, którzy średnio przepadali za płytami Death, znali kapelę, mówili że dobre, że spoko itp. Gdy Chuck umarł, włączył się bezkrytycyzm i zakochanie w muzyce Death i w ogóle wszystko zajebiste po to Death i Chuck ktorego już nie ma. Niedawno zmarł Alexi Laiho i nagle wśród moich znajomych wyroslo pokażne grono mega fanów jego talentu a Children Of Bodom znali z 1 i 2 plyty, kiedys gadali jakie to przesłodzone, a teraz kult i masakra, nawet Synergy jest fajne się okazalo. Także ja mam luzne podejście, lubię Death ale nie wszystko, są miejsca w dyskografii Death, ktore subiektywnie oczywiście są dla mnie słabe, tak jak vocal Chucka na The Sound, zwyczajnie nie dawał rady, podobnie jak na Live in Eindhoven, video można sprawdzić. Nie wiem czy już choroba dawala o sobie znać. Był wymęczony vocalnie, ledwo dyszał, nawet widać po twarzy. Tak samo słaby był na sesji. A gadki jak wyżej, że zacytuję /Wokal Schuldinera zawsze był dobry nawet jeśli spiewałby czystym wokalem na TFAOE zamiast Tima Aymara./ wkladam między bajki, ponieważ Chuck nigdy nie potrafił śpiewać czystym głosem, dlatego zatrudnił Tima do Control Denied. Sam to głośno zaznaczał. A na marginesie dla mnie The Fragile Art of Existence to kolejna i ostatnie płyta Death wydana rok po The Sound z vocalem Tima. Zresztą słychać jasną kontynuację muzyczną i formułę brzmieniową. To taki The Sound 2 z basem Digiorgio, bo linie basowe są ciekawsze od Clendenina na The Sounds. Granie kostką a technika palcowa to tez przepaść techniczna. To tyle w temacie. Chuck spoczywaj w spokoju.

      Usuń
    2. Trafnie napisane, choć czysty wokal Chucka jakąś tam tragedią przecież nie był. Znalazłoby się dużo gorszych śpiewaków.

      Jak widać tu po ocenach, Deatha lubię bardziej niż dobrze, ale w żadnym wypadku nie decyduje o tym śmierć muzyka. Oceniam zawartość muzyczną i to jaka ona właściwie jest. Dlatego jeśli zabierałbym się za CoB (oby nie), również ocenie poddawałbym samą muzykę, a nie osobę kompozytora.

      Usuń
  4. hellalujah :::

    Kiedyś czytałem taki wywiad (wersja papierowa ;) ) – po kolejnej dla fanów rewolucji w muzyce Death (tak to kiedyś było odbierane) – gdzie Chuck powiedział, że tylko wokalu nie zmieni.
    Że na poziomie muzyczny, nie boi się żadnych eksperymentów, ale zmiana sposobu śpiewania, byłaby pewnego rodzaju „zdradą” wobec fanów Death.

    SYMBOLIC
    płyta pomnik


    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty