Hate Eternal - "I, Monarch" (2005)

Idąc tokiem myślenia "King Of All Kings", można było spekulować, że "I, Monarch" będzie kolejnym, istotnym krokiem detronizacji Aniołków w nowym tysiącleciu ze strony Hate Eternal. Tak pięknie się jednak nie stało, choć trzeba przyznać, że wysoki poziom Amerykanie wciąż zdołali na tym wydawnictwie utrzymać. Po małych przetasowaniach (czyli, jak wiadomo, dość standardowym dla Hate Eternal punkcie), panowie Rutan, Roddy i Piro (ten ostatni zastąpił tutaj Jareda Andersona) zdecydowali się nie odbiegać od wcześniejszej formuły, wykorzystali sporą pulę wcześniejszych patentów i - najprościej mówiąc - nagrali kontynuację dwóch poprzednich krążków.

Jest więc brutalnie, szybko i na złamanie karku - czyli w stylu, do którego "King..." zdążył już przyzwyczaić. Tak więc nie widzę większego powodu, by muzykę na "I, Monarch" jakoś szerzej opisywać. Trójka Amerykanów po prostu przez znaczną część tej płyty tłucze ten swój intensywny death metal w imię szatana i innych fajnych koleżków z tego nurtu, byleby jak najmocniej odsiać sezonowych słuchaczy i byleby blasty przeważały. Tutaj w szczególności można polecić "Path To The Eternal Gods", "Two Demons" czy "The Plague Of Humanity", a na chwilę wytchnienia (tak, jest i na nią miejsce!) "Sons Of Darkness" lub "It Is Our Will" - jakby znaleźli się tacy, którzy Hate Eternal mają za jedno i to samo. Jedyne co można by uznać za wadę "I, Monarch" (a właściwie za coś na granicy wady i zalety) tyczy się wyziewności, a dokładniej jej wykorzystania. Cóż, po poprzednich krążkach, ma się wrażenie, że Erik Rutan (z resztą kapeli) miał co do tego lepsze wyczucie. Tutaj źle czy jakkolwiek nudnawo oczywiście nie jest, aczkolwiek w wielu aspektach owy krążek powtarza intensywność poprzednich...aż zbyt wyraźnie! No a to już potrafi wywołać pewne poczucie déjà vu.

Rekomendacja "I, Monarch" jest zatem banalnie prosta. To wydawnictwo do ściśle określonej grupy lubującej się w intensywnym death metalu i morbidowego grania bez jakichkolwiek udziwnień - reszta oczekujących przełomu odpadnie na wysokości połowy przesłuchania krążka. Niby nie jest to za wiele po takich muzykach, a jak na sam fakt, że to już ich trzeci album, taka ilość różnic pozostawia solidny niedosyt czy wprowadza do dorobku zespołu pewną rutynę, tyle że...w takim wydaniu jak na "I, Monarch" i tak jest to do zaakceptowania! Słucha się tego przecież lepiej niż dobrze.

Ocena: 7/10

[English version]

Following the line of "King Of All Kings", one could speculate that "I, Monarch" would be another important step in the dethronement of the Angels in the new millennium by Hate Eternal. However, it did not happen so well, although it must be admitted that the Americans still managed to maintain the high level of this cd. After a small reshuffle (which is, as you know, a fairly standard point for Hate Eternal), Rutan, Roddy and Piro (the latter replaced Jared Anderson here) decided not to deviate from the previous formula, used a large resource of earlier patents and - simply put - recorded continuation of the two previous albums. 

So it's brutal and fast - the style to which "King..." has already got used to. So I don't see any great reason to describe the music on "I, Monarch" any more. For a large part of this album, three Americans simply smash their intense death metal in the name of Satan and other cool friends from this trend, as long as they crush out seasonal listeners as much as possible and if the blasts prevail. Here, in particular, I can recommend "Path To The Eternal Gods", "Two Demons" or "The Plague Of Humanity", and for a moment of respite (yes, there is also a place for it!) "Sons Of Darkness" or "It Is Our Will" - as if there are those who think Hate Eternal is one and the same. The only thing that could be considered a disadvantage of "I, Monarch" (or rather something on the verge of advantages and disadvantages) concerns the intensity, and more precisely its use. Well, after the previous albums, you get the feeling that Erik Rutan (with the rest of the band) had a better feeling about it. It's not bad or boring here, of course, although in many respects this disc repeats the intensity of the previous ones...but too clearly! And that can evoke a certain sense of déjà vu. 

The recommendation of "I, Monarch" is therefore trivial. This release is intended for a strictly defined group that enjoys intense death metal and morbidish playing without any freaks - the rest of those waiting for a breakthrough will be eliminated at the level of half of the album audition. Apparently it's not much after such musicians, and as for the fact that this is their third album, this number of differences leaves a solid dissatisfaction or introduces a certain routine to the band, but...in such an edition as on "I, Monarch" it's still very acceptable!

Rating: 7/10

Komentarze

Popularne posty