The Senseless - "In The Realm Of The Senseless" (2007)
Bezsens to chleb powszedni wszędzie, w telewizji, w necie, w polskim rządzie, ba, nawet w mocniejszej muzie. Zatrzymam się jednak na tym ostatnim, ponieważ o jej przedobrzenie, wymuskanie czy uproduktywnienie chyba najłatwiej mi się powołać, a w szczególności o płyty, które na powyższe dolegliwości popadły. Wyjątkiem jawi mi się jednak projekt Sama Beana (znanego z lajwów Mithras) przewrotnie nazwany The Senseless, gdyż, no właśnie!, z bez sensem to on ma niewiele wspólnego tak naprawdę. Wręcz przeciwnie, jest jakby totalnym zaprzeczeniem tej nazwy i czymś z pewnością wartego omówienia. Owszem, okładka "In The Realm Of The Senseless" nijak się trzyma kupy w stosunku do muzyki, tekstom nie towarzyszy żadna myśl przewodnia, no a do tego upchnięto też tutaj parę rozwiązań (o nich później), które potrafią przyprawić o osłupienie/rozbawienie/odrzucenie nawet tych bardziej wprawionych w takie granie.
Wszystko to składa się bowiem na cholernie brutalny, techniczny, nieco progresywny oraz industrialno-noise'owy death metal zahaczający o grindcore. Prawda że ciekawie? Do tego trzeba dodać, że za 99% partii odpowiada tu wyłącznie Bean (dwie solówki zagrali gościnnie Ol Drake [w "Promise"] oraz Matt Wilcock [w "Crippled Trash"]). Australijczyk imponuje tutaj świetnym zróżnicowaniem wokali (od czystych zaśpiewów, growli aż po noise'owe wrzaski), pomysłowymi riffami, ale również dobrze wpasowanymi programowanymi bębnami. Absolutnie nie kłują w uszy! No a to już spory wyczyn, mając na uwadze jak zawrotne tempa pojawiają się np. w "Crippled Trash", "No Bomb Is Big Enough" czy "Vacation" i jak powszechnie odbiera się takie podejście do garów w przypadku łojenia na najwyższych obrotach.
Wyziew ekstremy jest doprawdy spory, blasty lecą nawet tam, gdzie pojawiają melodie (swoją drogą, mocno zaprawione klasycznym rockiem), a do tego dochodzą jeszcze częste kombinacje z techniką i poza metalowe odjazdy (beaty w "Happy Ever After" czy dyskoteka w ostatnim kawałku najlepszym przykładem). To daje też wystarczający obraz jak "In The Realm..." jest porytym materiałem, a przy tym odważnym i niezwykle intrygującym. W końcu rzadko można spotkać się z mieszanką, która byłaby w stanie pogodzić fanów zarówno Morbid Angel jak i Cephalic Carnage.
Ocena: 9/10
[English version]
For most people, nonsense is nothing special in normal life, starting from television, Internet, goverment or stronger music. However, I will focus at the last of these, because of an over-conversion and overproduction it's easier for me to quote, especially for cd's, that suffer from it. However, the exception for me is Sam Bean's project (known from live shows with Mithras) perversely named The Senseless, which, right!, has little to do with nonsense. On the contrary, it is a total contradiction of the band name and something definitely worth discussing. Obviously, the cover art of "In The Realm Of The Senseless" has nothing to do with the music, the texts were treated with humor, and in addition, there are several solutions that can shock experts in the matter.
It all adds up to a very brutal, technical, slightly progressive and industrial-noise death metal mixed with grindcore. Isn't it interesting? It should also be added that Bean is solely responsible for 99% of the instruments of this album (two guest solos are of Ol Drake [in "Promise"] and Matt Wilcock [in "Crippled Trash"]). Sam impresses here with a great variety of vocals (from clean vocals, growlings to noise screams), creative riffs, but also well-fitted programmable drums. They absolutely don't sting your ears! And this is quite a feat, bearing in mind how dizzying paces appear, for example, in "Crippled Trash", "No Bomb Is Big Enough" or "Vacation" and how this approach to drums is perceived in extreme metal.
The brutality is really huge, the blasts appear even where there are melodies (by the way, deeply rooted in classic rock), and there are also frequent combinations with technique and nonmetal surprises (beats in "Happy Ever After" and disco in the last song are the best example). It also gives a sufficient insight of how "In The Realm..." is strange material, and at the same time brave and extremely intriguing. After all, it is rare to come across a mix that would be able to reconcile fans of Morbid Angel and Cephalic Carnage.
Rating: 9/10
Komentarze
Prześlij komentarz