Death - "Scream Bloody Gore" (1987)
Są tacy, dla których Death = początek death metalu jako samego gatunku. Tak na logikę, to czemuż się dziwić, nazwa w końcu sugeruje bardzo wiele, by myśleć w ten sposób! No ale dobra, laikiem był kiedyś każdy, toteż wypadałoby to krótko sprostować i uzbroić się w odpowiednią wyrozumiałość względem takich teorii. Mózg grupy, Chuck Schuldiner pierwszy z wymyśleniem death metalu oczywiście nie był, aczkolwiek jako jeden z kliku przyczynił się do jego rozpowszechnienia i stworzenia swojego własnego stylu inspirującego rzeszę innych. Tyle jeśli chodzi o w miarę zachęcający wstęp do reszty lektury "Scream Bloody Gore", dalej już zamierzam co nieco poprzynudzać, wszak mowa o kapeli, która została już dosyć mocno wyeksploatowana przez licznych recenzentów (i nie tylko).
Traktowałbym więc ten wpis jako jeden z tych, które mają na celu przede wszystkim przypomnieć co nieco klasyki w myśl zasady, że dobrą muzyką należy się dzielić aniżeli mega szczegółowo ją opisywać. Na tym etapie, Death to jeszcze dosyć mocno surowy death metal (sic!), z lekko thrashowym feelingiem, pełny krzyko-rzygu Schuldinera, daleki od uciekania w mniej typowe schematy i obfity w porządny nakurw. Wówczas też, ekipa składająca się na "Scream Bloody Gore" to tylko dwie osoby, wbrew temu co widnieje we wkładce, Chuck Schuldiner - wokale/gitary/bas, Chris Reifert - perka. Stąd też może być spore zaskoczenie, bo ci dwaj młodzieńcy w tamtym czasie stworzyli kawał znakomitego łomotu na miarę "pełnego" zespołu, surowego, ale również stosunkowo technicznego (zwłaszcza od strony solówek słychać zalążek kierunku w jakim Chuck podąży na następnych płytach). Tutaj swoje też uczyniła produkcja, która świetnie uwypukla znakomity warsztat Reiferta i Schuldinera, a jednocześnie nie odbiera muzyce nic z pierwotności. Otoczka w typie "gore" co prawda pewnie nie każdego będzie rajcować (choć jej zwolenników również nie brakuje), ale pasuje do stylistyki okładki i ma swój urok.
Co do samej muzyki, tutaj jest jeszcze lepiej. Właściwie każdy utwór trzyma znakomity poziom, a takie kawałki jak "Zombie Ritual", "Evil Dead", "Sacrificial" czy tytułowy to absolutne klasyki, które perfekcyjnie ukazują jaki dokładnie był styl wczesnego Death (w "Zombie Ritual" znalazła się jednak delikatna zapowiedź tego późniejszego) - surowy, agresywny, na swój sposób hiciarski i nawet techniczny. Reszta niewymienionych utworów także jest warta sprawdzenia, choćby z tego powodu, że dotrzymują poziomu wyżej wymienionych.
Na zakończenie znów trochę banałów z mojej strony. "Scream Bloody Gore" - razem z debiutem Possessed - to po prostu doskonałe źródło poznawcze takiej muzyki, a przy tym masa kapitalnie przemyślanego, pierwotnego death metalu. Trudno zresztą o lepszy start, wszystko co pożądane w tym stylu (z naciskiem na bycie "evil"), właśnie znalazło swe odzwierciedlenie na debiucie Death! W tym miejscu pewnie można by się też powołać na kilka innych pozycji z podobną "wpływowością", ale nie zmienia to faktu, że "Scream Bloody Gore" i tak jest jedną z tych (naj)ważniejszych.
Ocena: 9/10
[English version]
There are those for whom Death = the beginning of death metal as a genre itself. Logically, why should we be surprised, the name suggests a lot to think this way! Well, okay, everyone used to be a layman, so it should be corrected briefly and armed with adequate understanding towards such theories. The brain of the group, Chuck Schuldiner, of course, was not the first to invent death metal, but as one of the few he contributed to its dissemination and the creation of his own style that inspires many others. So much for the rather encouraging introduction to the rest of the reading of "Scream Bloody Gore", then I'm going to get a bit bored, after all, we're talking about a band that has already been quite exploited by numerous reviewers (and not only).
So I would treat this entry as one of those that are primarily intended to remind a little of the classics in accordance with the principle that good music should be shared rather than described in great detail. At this stage, Death is still quite raw death metal (sic!), with a slightly thrash metal feeling, full of Schuldiner screaming, far from escaping into less typical patterns and directly aggressive. At that time, the band that made up "Scream Bloody Gore" was only two people, contrary to what appears in the insert, Chuck Schuldiner - vocals / guitar / bass, Chris Reifert - drums. It can be quite a surprise, because these two young guys at that time created a great bang on the size of a "full" band, raw, but also relatively technical (especially from the solos side, you can hear the germ of the direction in which Chuck will go on the next albums). Here, too, the production did its job, which perfectly highlights the excellent skills of Reifert and Schuldiner, and at the same time does not take away any of its primitivity from the music. The "gore" type cover will probably not appeal to everyone (although there are also many supporters), but it fits the cover style and has its own charm.
As for the music itself, it's even better here. Virtually every track is of an excellent level, and such tracks as "Zombie Ritual", "Evil Dead", "Sacrificial" or the title track are absolute classics that perfectly show what exactly the style of early Death was (in "Zombie Ritual" there was, however, a delicate announcement the later one) - strict, aggressive, in a way catchy and even technical. The rest of the songs not listed are also worth checking, if only for the reason that they keep the level of the above-mentioned.
At the end, some clichés again. "Scream Bloody Gore" - together with Possessed's debut - is simply an excellent source of cognition of such music, and at the same time a lot of well-thought-out, primitive death metal. It's hard to get a better start, everything that is desirable in this style (with an emphasis on being "evil") has just been reflected on the Death's debut! At this point, you could probably refer to several other cds with similar "influence", but it does not change the fact that "Scream Bloody Gore" is one of the (most) important ones.
Rating: 9/10
Tym razem zacząłeś od zespołu o bardzo grubym kalibrze. I chyba jeszcze wcześniej przez Ciebie w ogóle nie opisywanym. Chętnie poczytam sobie o Death, którego wieki już nie słuchałem ale kiedyś będę musiał wrócić. Jedynka podoba mi się z ich dyskografii chyba najmniej a jej ocena dodatkow jeszcze u mnie spadła gdy poznałem Seven Churches Possessed, na którym debiut Death jest mocno wzorowany. Opis dokonań grupy Schuldinera to przy okazji świetny punkt wyjścia do pisania także o kilku innych kapelkach jak Autopsy, Massacre czy Cynic.
OdpowiedzUsuńRecenzje Death zgodnie z prośbą jednego z użytkowników ;) Początkowo miało ich co prawda nie być, ale również sobie zdałem sprawę, że to świetny pretekst, żeby zacząć co nieco pisać o Cynic czy Autopsy.
UsuńJeśli chodzi o tzw. pierwsze płyty death metalowe, to u mnie przoduje Slowly We Rot z 1989. Tam było zło, rozkladające się trupy, John darł mordę jak zombie hehe //nie wiem jak brzmi zombie//, brzmienie popieprzone, gitary jak piły spalinowe. Coś pięknego. Nawet Altars również z 1989 wymiekał przy tym albumie. Wiem wiem, to i to death metal ale w innym stylu. Jednak nawet teraz jak głośno zapodam sobie Slowly We Rot //caly album, numer po numerze//, wciąz mam te same odczucia. Teraz jestem już starym 44letnim dziadem, ale ciary są wciąż te same. Ten album jest straszny heheh. Riffy proste, ale tak skomponowane wespół z brzmieniem i vocalem są naprawdę death i to bardziej nawet death niż metal hehe.
OdpowiedzUsuńnie jesteś stary, jesteś młody inaczej. stary to będziesz jak będziesz miał 150 lat. na razie słuchaj Death Metalu, bo dobrze na tym wyjdziesz. Mogą ci nawet włosy urosnąć w dziwnych miejscach
Usuńale też death metal i to bardzo death //bo wpływów thrashu tam jest mniej niż w Death na Scream// jest na Bestial Devastation Sepultury z 1985, jak i na Morbid Vision z 1986. Więc w sumie Sepultura również odpowiedzialna jest za tworzenie death metalu, nawet bardziej niż Death. Moim zdaniem na tych dwóch pierwszych wydawnicwach Sepultury jest więcej tego hmm prawdziwego death metalu niż na 1 albumie Death, ktory i tak był 2 lata póżniej. Z kolei Possessed - Seven Churches jest z 1985 roku, czyli rowno z Bestial Sepultury. Także włączając jedno po drugi niestety Sepultura kasuje Possessed i Death diabelstwem i tym tzw evil w muzyce. Oczywiście pisze to jako fan wszystkich w/w kapel. Bo uwielbiam je wszystkie.
OdpowiedzUsuńDziękuję za intro. Wkurzają mnie dzieci które uważają że Death Metal zaczął się od Death.
OdpowiedzUsuńHell Awaits choć powszechnie nazywane Thrash miało tak dużo elementów Death Metalu, że gdyby Araya ciut ostrzej ryczał, to byłby to niekwestionowany klasyk. Hellhammer / Celtic Frost. Bathory, cała Brazylijska scena (Sepultura, Mutilator, Sarcófago, Holocausto, Chakal, Vulcano).
Brazylia chyba miała tego najwięcej w 1987 roku, kiedy wyszedł Scream Bloody Gore, Sepultura miała dwie płyty na koncie i epke, każdy z wymienionych zespołów wcześniej miał kompilację Warfare Noise i debiutancki album. Jeszcze oprócz tego Panic, Attomica, Korzus, Lobotomia, Exterminator z bardzo konkretnym i ostrym wygarem, nie mówiąc o Dorsal Atlantica, czy Armagedom. Brazylia naprawdę przodowała w ekstremie.
Też pierwsze płyty Kreatora powinny być uważane za podwaliny Death Metalu, stary Sodom może już niekoniecznie, ale też trochę był choć robili to inaczej.
Coroner wydał RIP, który Schuldiner w tamtych czasach wyśmiewał tylko po to, aby samemu tak grać kilka lat później. Messiah, Slaughter, stary Mayhem i ich pierwsza epka, zanim nie przeszli w 100% na Black to nazywali się Deaththrashowym zespołem. Są na to dowody papierowe w postaci zinów. Necrodeath, Napalm Death, Necrophagia, Unseen Terror. To wszystko już istniało. I było ostrzejsze od Scream Bloody Gore, które brzmi jak Speed Metal próbujący być ekstremalnym.
Przyznam szczerze, że choć lubię, to zgadzam się z powyższym i dodam, że się zraziłem do Deatha przez ten cały kindermetalowy kult jaki się zrobił wokół osoby Schuldinera. Nie chce wchodzic w polityke ale to naprawde przybiera masakrycznych rozmiarów
OdpowiedzUsuńhellalujah :::
OdpowiedzUsuńZawsze robi na mnie potężne wrażenie ilość demówek Death sprzed ich debiutu.
Pełna szacunku determinacja.
Tak ogólnie, to płyta trochę ssie.