Camel - "Camel" (1973)
Rock progresywny bardzo rzadko gości w moim odtwarzaczu, ale jak już się nadarzy taka okazja, to pozostaje w nim na dłuższą chwilę - taką, żeby wystarczająco się wkręcić w "ułożony" klimat tego gatunku. Oczywiście nie mówię o jakichś nowo-modnych zespolikach zapatrzonych w Dream Theater czy coś w tym stylu, bardziej mam na myśli te starocie, które pod koniec lat 70. stopniowo stawały się coraz trudniej strawne dla "przeciętnego zjadacza chleba" (część z nich podążała chociażby w kierunku jazz rocka). Owym, wartym sprawdzenia starociem jest właśnie zespół Camel i ich debiutanckie wydawnictwo zatytułowane po prostu "Camel", a utrzymane jeszcze w stylistyce "czystego" prog rocka.
Spośród innych tuzów, Camel wyróżniał się całkiem sporym talentem do wplątywania przystępniejszych form do ogólnie dość rozbudowanej (i nie takiej oczywistej) muzyki. Ta jest stosunkowo łagodna i delikatna, ale pod kątem instrumentalnym, szaleństwa i ciekawych pomysłów znalazło się w niej zaskakująco dużo. Mnie w szczególności przykuwają tutaj fajne patenty gitarowe (i basowe), rozbudowane hammondy, dobre melodie oraz łatwość w żonglowaniu pomysłami między jednym utworem. Najlepszym przykładem chociażby "Curiosity", "Never Let Go", "Slow Yourself Down" czy "Six Ate", odpowiednio wyważone co do progresji i mające sporo niezłych melodii. No więc jeśli z tym jest wszystko w porządku, to z resztą również nie powinno być problemów. No właśnie...otóż, jak mam być szczery, średnio mi podchodzą na "Camel" wokale! Co ciekawe, te podzielono między Andrewa Latimera, Petera Bardensa oraz Douga Fergusona, ale w większości nie wyszły one zbyt porywająco. Każdy z tych panów śpiewa jednakowo smętnie i usypiająco, co przy tych żwawszych fragmentach odbiera całości z dynamiki. Oczywiście, nie jest to też taka wada, która psuje ogólny odbiór muzyki czy wpływa jakoś drastycznie na jej gorsze postrzeganie. Ot, można było dorzucić więcej różnorodności w tej kwestii - bo o samej muzyce złego słowa powiedzieć nie można.
Zatem jeśli chodzi o dobrą alternatywę dla ekstremalnych dźwięków (zakładam, że czytający tego bloga na co dzień mają z taką muzyką styczność), "Camel" jawi się jako bardzo dobry wybór. Mimo pokaźnego wieku jaki ciąży na tej płycie, wydawnictwo to, wciąż broni się znakomicie i zawiera bardzo ciekawe utwory. Na sam początek poznawania prog rocka mógłbym się nawet pokusić o stwierdzenie, że to jedna z lepszych płyt, by w ów gatunek się wkręcić.
Ocena: 7,5/10
nie znam, nie interesuje się, z prog rocka tylko kojarze King Crimson. Ale przesłucham, ponieważ recenzujesz tylko i wyłącznie dobre płyty, tak więc domyślam się, że ten album też jest dobry. Prawda?
OdpowiedzUsuńProg rocka słucham raz na ruski rok, więc nie brałbym tej recki za pewnik, ale przesłuchać debiut Camel jak najbardziej można - zwłaszcza że odebrałem go dobrze. Wiadomo, King Crimson to wyższy poziom tego grania, ale tu też jest ciekawie.
UsuńRecenzuję różne albumy, od najlepszych po gnioty. W większości jednak nie po to, by wyżyć się na klawiaturze ;)