Atheist - "Piece Of Time" (1990)

Mówi się, że początki wydawnicze większości kapel to zaledwie przystawka przed kolejnymi albumami. No może i tak, ale trudno jednak wszystkich w ten sposób generalizować, tym bardziej, gdy mowa o grupie formatu Atheist! Ten zespół przyjebał bowiem takim debiutem, do którego tak błahe sformułowania po prostu nie pasują i wydają się potwornie krzywdzącymi. Podczas boomu na death metal, Atheist okazał się być kapelą nietuzinkową, nowatorską i bardzo mocno wykraczającą ponad ten nurt. W tamtym czasie w końcu mało komu śniło się zestawiać death metal...z jazzem!

Recepta na tak zawiły death metal miała jednak ze strony Atheist sens. "Piece Of Time" to kawał zmyślnie skomponowanej muzyki, mocno przesiąkniętej szybkościami i agresją charakterystyczną dla thrashu (zarówno pod względem konstrukcji riffów, jak i wokali Kelly'ego Scheafera - na granicy zaciągania i skrzeków), po drugiej stronie, pełnej technicznych łamańców, jazzowania i szalejącego basu, a z trzeciej jeszcze, niestroniącej od death metalowego ciosu między oczy. Słowem - jest technicznie, ale z olbrzymim ładunkiem energii. "Unholy War", "No Truth", "Room With A View", "On They Slay", tytułowy, "I Deny", to raptem część z potęgi tej mieszanki i tego jak wysokim warsztatem zespół wówczas dysponował, by być w stanie spiąć te kompozycje w jednakowo zwarty, chwytliwy i wyłamujący się schematom materiał. Wyrywają z kapci chociażby finezyjne solówki Randego Burkeya, jazzowanie Steve'a Flynna, ekspresyjne wokale Kelly'ego, ogólna dynamika kompozycji, surrealistyczny klimat, łatwość zamykania tylu pomysłów w stosunkowo niedługie utwory, ale przede wszystkim basowe szaleństwa Rogera Pattersona, w których nie brak wysuwania się na pierwszy plan czy solówkowego wymiatania. Ba, nawet wyjątkowo surowe brzmienie Scotta Burnsa dodaje tu muzyce większego pazura!

No i jako, że zastrzeżeń wobec "Piece Of Time" żadnych nie mam, ocena poniżej plasuje się zatem wiadoma i oczywista. Amerykanie z Atheist na swoim debiucie po prostu perfekcyjnie połączyli death/thrashowe brzmienia z techniką i progresją, a przy tym stworzyli kawał znakomitej muzyki, która nawet po latach robi nie mniejsze wrażenie. Co najlepsze, na tym ich wizjonerstwo się nie zakończyło.

[English version]

It's said that the first cds beginnings of most bands are just a starter before the next albums. Well, maybe so, but it's difficult to generalize everyone in this way, especially when it comes to the Atheist format group! This band made a debut like that, to which such trivial phrases simply do not fit and seem terribly harmful. During the death metal boom, Atheist turned out to be an extraordinary band in this trend, quite innovative and - even from a later perspective - unusual sounding. After all, at the time, they proposed something way beyond the norm. 

The recipe for death metal in their performance was quite specific. Well, "Piece Of Time" is a death metal still very steeped in the speed and aggression characteristic for thrash metal (especially in terms of dicing riffs and Kelly Scheafer's vocals that are on the verge of thrash incur and death squawk), on the other side, full of technical twists, irregular rhythms, jazz deviations, but also madness and rawness. The point is that this death-jazz mix-mash really sticks together and none of these components dominate the others (the other thing is that in the later years the quartet did not suffer from more technique)! Combinatorialism has come to the Atheist so easily here that it does not even for a moment pass the thought of calling "Piece..." overdone. Anyyyway, the talent to create hits in this style and their number says for itself about the genius of this album. "Unholy War", "No Truth", "Room With A View", "On They Slay", the title one, "I Deny", are just some of the awesomeness in "Piece Of Time". It shouldn't be surprising, however, because with the kind of skills of the band had at their disposal, it was obvious that they would make an absolutely explosive mixture out of it. I mentioned the frontman (but not the quality of his riffs, and they are excellent too!), so I praise the others. The sophisticated solos of Rand Burkey, the jazzy style playing of Steve Flynn, but above all, the bass madness of Roger Patterson, who often comes to the fore and goes with technical twigs. In fact, even the atmosphere and sound make a great impression and add exceptional originality to the music! 

And since I have no objections to "Piece Of Time", the rating below is known and obvious. The Americans from Atheist on their debut simply perfectly combined death/thrash sounds with technique and progression, and at the same time created a piece of excellent music, which even after many years makes no less impression. Interestingly, their vision didn't end there.

Rating: 10/10

Komentarze

  1. Wolę przy tej płycie traktować datę 1989 jako tą właściwą, ponieważ miała wyjść na początku 1989, jednak wyszla pod koniec 1989. To z powodu problemów Active. Ten 1990 traktuję z przymróżeniem oka. Album moim zdaniem najlepszy od Atheist, często słuchany, mocno lubiany. Dwójka już tak nie zrobiła wrazenia, mimo że bardziej była zakombinowana. Z kolei Element, jako album do wywiązania sie z kontraktu ma potężne braki produkcyjne, w ogóle brzmi jak niedoprodukowany, kapela się śpieszyła i zjebała totalnie produkcję. Przesterowany dźwięk, gitary nie rozłożone w panoramie, ponakladane na siebie. Masteringu nie ma w ogóle. Nie lubie Elements kompletnie. Album powrotny Jupiter hmm, coś tam mocno to brzmi na siłę. Nie zachwycił, może następnym razem. Jednak Piece wciąż rządzi. Piękny album.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Umownie czy nie, płyta wyszła w 1990 r.; jako ciekawostkę można dodać, że całość nagrano już w 1988 - tak więc w sumie materiał przeleżał blisko coś koło dwóch lat zanim się na oficjalu w ogóle ukazał.

      Faworyt w temacie Atheist to u mnie spory dylemat (o czym w kolejnych recenzjach). Ostatnio odpaliłem "Elements" po paru latach niesłuchania i mimo że faktycznie słychać na nim te braki produkcyjne i pewien pośpiech, o których mówisz, to wciąż trudno ten album uznać za jakąś wstydliwą porażkę, wręcz styl tego krążka przecież logicznie wynika z poprzednich. Także generalnie krytyka spotkała ich niesłusznie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty