Purtenance - "Member Of Immortal Damnation" (1992)
Historia fińskiego Purtenance jest o tyle ciekawa (albo i nieciekawa - zależy jak na to spojrzeć), że zespół ten w swoim najbardziej kultowym okresie istniał raptem trzy lata, z czego pierwsze dwa z nich funkcjonował jako Purtenance Avulsion, a przez ten krótki czas zdążył zarejestrować tylko dwie demówki, epkę i longplay. Ostatecznie, w 1991 roku Finowie przyjęli wiadomą nazwę i w składzie Harri Saro (perkusja), Toni Honkala (bas), Juha Rannikko (gitara) i Timo Häyrinen (wokal) uderzyli z pomniejszym wydawnictwem zapowiadającym album pt. "Crown Waits The Immortal", by już rok później w delikatnie poszerzonym gronie (do grupy dołączył nowy basista - Pasi; z kolei Toni Honkala przeskoczył na drugą gitarę) oficjalnie zadebiutowali i rozpadli się longplayem "Member Of Immortal Damnation". Płytą, która tuż obok Demigod, Funebre, Convulse oraz Abhorrence wyśmienicie pokazała jak powinien wyglądać plugawy death metal o chłodnym, skandynawskim klimacie.
"Member Of Immortal Damnation" celuje więc w chropowate i surowe brzmienia, choć również te nie pozbawione ciężaru, pewnej czytelności, lodowatej melodyjności oraz trupiego klimatu. Podobać się może mielenie w średnich tempach, partie solowe (przywodzące na myśl sposób tworzenia łkających melodii a la...Greg Mackintosh!), wspomniany, przytłaczający klimat, konkretny growling (nieraz też pomruki) czy generalnie wysoki stopień zróżnicowania, mimo obracania się w stricte podziemnych brzmieniach (i warunkach - odsyłam do quasi-demówkowej produkcji). I tak, zespół jest w stanie w przeciągu jednego kawałka przechodzić od prostszych lub bardziej klimatycznych motywów do tych z blastowaniem na czele, a przy tym wszystkim nie tracić na naturalności czy spójności. Przykładem chociażby "A Dark Cloud Arises", "Black Vision", "The Lost Memories", "In The Misty Morning" oraz "Deep Blue Darkness". Na "Member..." przeszkadza w zasadzie tylko jedna dość prosta do wyeliminowania (a raczej zignorowania) rzecz: introsy. No i o ile jeszcze to otwierające pasuje do całości, tak "Lacus Somniorum" i "John 3:16" rozbijają spójność krążka i nie wnoszą niczego sensownego ponad akustyczne/synthowe plumkanie. Zdecydowanie lepiej je pominąć i skupić się na właściwej, death metalowej stronie albumu.
Mimo zatem bardzo krótkiej działalności na początku lat dziewięćdziesiątych XX w., fińskiemu Purtenance udało się zadebiutować z przytupem. Co prawda w chwili premiery, "Member Of Immortal Damnation" nie był darzony olbrzymim kultem pośród innych, fińskich perełek (nawet na tle późniejszych "Nespithe" czy "Psychostasia"), to jednak miał on swoje przełożenie na rozwój tamtejszej sceny. Chwilowy, ale jednak bardzo istotny.
Ocena: 9/10
[English version]
The history of the Finnish Purtenance is so interesting (or uninteresting - depending on how you look at it) that in its most iconic period this band existed only three years, of which the first two of them functioned as Purtenance Avulsion, and during this short time they managed to record only two demos, ep and longplay. Finally, in 1991, the Finns changed to the known band name and the line-up of Harri Saro (drums), Toni Honkala (bass), Juha Rannikko (guitar) and Timo Häyrinen (vocals) hit with a minor release announcing the album entitled "Crown Waits The Immortal", and a year later in a slightly expanded group (a new bass player, Pasi, joined the group, while Toni Honkala jumped to the second guitar) officially debuted and split-up with the longplay "Member Of Immortal Damnation". An album that next to Demigod, Funebre, Convulse and Abhorrence perfectly showed how murky death metal with a cold Scandinavian climate should look like.
"Member Of Immortal Damnation" therefore focuses at raw sounds, but also those not devoid of heaviness, some clarity, icy melodiousness and deathy atmosphere. You may like the grinding in medium tempos, solo parts (reminiscent of the way of creating tearful melodies a la...Greg Mackintosh!), the mentioned, overwhelming atmosphere, concrete growling (sometimes also grunts) or generally a high degree of differentiation, despite turning into strictly underground sounds (and conditions - I refer to quasi-demo production). And so, the band can perfectly move from simpler or more atmospheric motifs to those with blasting in one song, and at the same time not lose its naturalness or coherence. Examples include "A Dark Cloud Arises", "Black Vision", "The Lost Memories", "In The Misty Morning" and "Deep Blue Darkness". On "Member..." there is basically only one thing that is quite easy to eliminate (or rather ignore): intros. And while the opening one fits the whole, "Lacus Somniorum" and "John 3:16" break the coherence of the disc and do not bring anything meaningful beyond the acoustic/synth ambient. It's definitely better to skip them and focus on the proper, death metal side of the album.
Therefore, despite a very short activity in the early 1990s, the Finnish Purtenance managed to debut with a bang. It's true that at the time of its premiere, "Member Of Immortal Damnation" was not given a huge cult among other Finnish gems (even compared to the later "Nespithe" or "Psychostasia"), but it had its impact on the development of the local scene. Momentary, but very important.
Rating: 9/10
I to jest to stare zgniłki nie żadne nowoczesne rzeczy, bo nowoczesny metal to jak diskopolo nudny, tylko metal do 2000 roku a death metal do 1995 , wszystko co po 2000 roku to są wtórne rzeczy i źle brzmią
OdpowiedzUsuńKiedyś to byli czasy, teraz to ni ma czasów.
UsuńNo właśnie kiedy Batlord? Najlepiej Under the Sing of the black mark
OdpowiedzUsuńDaj se siana typie ja się pytam gdzie moje OBITUARY!!!!!!
OdpowiedzUsuńA nie lepiej poczytać o czymś mniej znanym i niedocenionym? O Bathory pisało już duzo ludu (mimo że bdb), a na nudziarzy z obitychwar zwyczajnie szkoda czasu poza debiutem i dwójką.
OdpowiedzUsuńObituary to ewenemenentn,prekursorzy rapcora
Usuńuznawani za legendę death metalu,hm...Limp Bizkit'se defu :)
kontrowersyjna opinia, z którą bym się nie zgodził 20 lat temu, ALE, coś w tym jest. Mimo wszystko, czy powinniśmy odrzucać Obituary tylko dlatego że murzyni słuchający rapu ich lubią? To chyba dobrze, że ta muzyka trafia do tak szerokiego grona? Sam Ozzy Osbourne też w latach '90 słuchał Obituary.
UsuńObituary to gówniany zespół tak samo jak cannibal corpse
OdpowiedzUsuń