Obituary - "Slowly We Rot" (1989)

Są takie wiekowe kapele, których nawet średnio zorientowanym w temacie nie trzeba jakoś specjalnie przedstawiać. Jedną z nich jest właśnie Obituary, którzy m.in. razem z Death, Morbid Angel, Deicide czy Cannibal Corpse bardzo istotnie przysłużyli się boomowi na death metal w latach 89-93. Ich start datuje się już na 1984 rok, wtedy to główny trzon Obituary, czyli Donald Tardy (perkusja), John Tardy (wokal) i Trevor Peres (gitara), formują pełny skład, tworzą autorskie utwory i do czasu 1988 roku, ówcześnie pod nazwami Executioner/Xecutioner, wydają 4 surowe demówki i jednego splita. W tzw. międzyczasie, line-up dopełniony zostaje przez jeszcze sprawniejszego Allena Westa (druga gitara) i Daniela Tuckera (bas), co zespołowi (już jako Obituary) pozwala dosyć sprawnie sfinalizować nagrania swojego debiutanckiego albumu - wszak "Slowly We Rot" ukazuje się w 1989 roku. No a krążek ten, stosunkowo szybko przynosi kapeli pierwsze sukcesy i poruszenie pośród słuchaczy.

Pomysł na siebie Amerykanie mieli równie banalny co sposób wykonania okładki zdobiącej "Slowly We Rot". Chodziło o prosty, niekiedy nawet toporny death metal, który głównie utrzymuje nieśpieszne, średnie tempa, a rozpędza się/zwalnia okazjonalnie. Taki zamysł jak najbardziej się tu udał (mimo że oczywiście przewijają się thrashowe echa z wcześniejszych lat), bo bez względu na przeważającą prostotę, muzyka nie nuży. Zalet widzę w tym wszystkim kilka. Na pierwszy ogień rzecz jasna idzie największy trademark zespołu, czyli wokal John'ego: rzygliwy i na każdym kroku wyśmienicie wypluwający płuca. Dalej, dochodzą łatwe do opanowania schematy utworów, chwytliwe rytmiczne zagrywki Trevora i Donalda, wysoki stopień trzepanki gitarowej Allena (ba, nawet przy użyciu samego wajchowania nie ma sztampy), sporo młodzieńczej werwy, a także produkcja Scotta Burnsa, dzięki której materiał brzmi tak rasowo i - pomimo tylu lat na karku - świeżo. Przykładem jak dobry jest to wpierdol chociażby w "Gates To Hell", "Suffocation", "Godly Beings" czy tytułowcu. Nie przekonuje na tej płycie jedynie niechlujny sposób kończenia niektórych utworów (po prostu, ciach!, i lecimy dalej) i ich ilość. Numery generalnie nie są długie (część oscyluje wokół dwóch/trzech minut), aleee redukcja materiału o te 2-3 kawałki nie odchudziłaby drastycznie całości. Być może wtedy końcówka krążka nie zlewałaby się tak mocno, a album nawet gdyby zszedł poniżej pół godziny, zyskałby jeszcze większą siłę rażenia.

W każdym razie, debiutując w 1989 roku albumem "Slowly We Rot", Obituary jako jedni z pierwszych przyczynili się do rozpowszechnienia death metalu na szerszą skalę. Już bowiem wtedy ci Amerykanie pokazali, że tego typu stylistyka może być prosta i niespecjalnie zróżnicowana, a przy tym wystarczająco porywająca, gdy jest w tym graniu energia i prowadzący wokal pokroju Tardy'ego.

Ocena: 8/10


[English version]

There are some age-old bands that don't need to be introduced even to those who are not very knowledgeable about the subject. One of them is Obituary, which, among others, together with Death, Morbid Angel, Deicide or Cannibal Corpse, contributed greatly to the death metal boom of 89-93 years. Their start dates back to 1984, then the main core of Obituary, i.e. Donald Tardy (drums), John Tardy (vocals) and Trevor Peres (guitars), formed a full line-up, created original songs and until 1988, still as Executioner/Xecutioner release 4 raw demos and one split. In the so-called meantime, the line-up is completed by the even more efficient Allen West (guitars) and Daniel Tucker (bass), which allows the band to quite efficiently finalize the recordings of their debut album - after all, "Slowly We Rot" is released in 1989. Well, this album relatively quickly brings the band the first successes and a stir among the listeners.

The Americans had an idea for themselves as trivial as the way of making the cover art of "Slowly We Rot". It was about simple, sometimes even coarse death metal, which mainly maintains medium tempos, and occasionally speeds up/slows down. Such an idea was most successful here (although of course there are thrash metal echoes from earlier years), because regardless of the prevailing simplicity, the music is not boring. I see several advantages in all this. Of course, the biggest trademark of the band, John's vocals, comes first: raucous and vomit-like. Further, there are easy-to-learn song patterns, catchy rhythmic patterns by Trevor and Donald, a high degree of Allen's guitar skills (indeed, even with just whammy bar there is no cliché), a lot of youthful verve, and Scott Burns' production, by which the material sounds so racy and - despite so many years after premiere - freshly. An example of how good this album it's great to mention "Gates To Hell", "Suffocation", "Godly Beings" or the title track. What is not convincing on this album is the sloppy way of ending some tracks (snick!, and we go on) and their quantity. The numbers are generally not long (some of them oscillate around two/three minutes), but reducing the material in 2-3 songs of the whole would definitely not drastically slim down. Perhaps then the end of the disc would not merge so much, and the album, even if it went below half an hour, would gain even more impact.

In any case, debuting in 1989 with the album "Slowly We Rot", Obituary was one of the first to contribute to the dissemination of death metal on a wider scale. Even then, these Americans showed that this type of style can be simple and not very differentiated, and at the same time thrilling enough, when there is energy in this sound and a leading vocal like Tardy.

Rating: 8/10

Komentarze

  1. I to jest prawdziwy rap, Necro i John Tardy, tak Obituary to kapela, która jest darzona szacunkiem w kręgach rapowych, praktycznie metal i rap Obituary się też przyczynili do zbliżenia tych dwóch nurtów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ostatnio dość często się takie komentarze pojawiają. aczkolwiek sprawdziłem, że coś było na rzeczy, tylko nie wiem czemu teraz się tak o tym mówi - jakaś moda? mem, o którym nie wiem? gdzie indziej też ktoś nazywa ich limp bizkitem death metalu. o co kaman? tak z ciekawości pytam.

      mutant

      Usuń
  2. Jedni z najwiekszych nudziarzy death metalu !

    OdpowiedzUsuń
  3. Dokładnie! Tylko Cause of Death był w miarę dobry

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się z tym że Przyczyna Śmierci to ich najlepszy krążek, ale zarówno jedynka jak i The End Complete są też bardzo dobrymi pozycjami, wartymi poznania. Niestety po World Demise już za wiele dobrej muzyki nie stworzyli więc trochę współczuję autorowi bloga, że będzie musiał te wszystkie średnie krążki analizować i opisywać. RadomirW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro z bardziej obfitą dyskografią Cannibal Corpse jakoś poszło, to i tu damy rade ;) w międzyczasie oczywiście będą pojawiać się też recki innych wykonawców, to trochę tej monotonii z późnych płyt rozejdzie się po kościach

      Usuń
  5. Może da se siana i nie będzie męczył buły

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łohoho chłoptaś-białorycerzyk przyleciał, pewnie Twoje wypocinki czytało by sie ciekawiej

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty