Cancer - "To The Gory End" (1990)

Rozmowy na tematy nowotworowe zdecydowanie nie należą do łatwych i przyjemnych, ani tym bardziej komfortowych. Co innego gdy na myśl przychodzą pogaduchy o historii Angolów z Cancer! W ich przypadku bowiem jest o czym się rozpisać i są to w większości dobre wieści - wszak ci jegomoście zdołali dorobić się pewnego kultu i swego czasu niewiele ustępowali oni temu co ukazywało się pośród amerykańskich wypustów. A początek tegoż Raczyska datuje się na 1987 rok, kiedy to John Walker (gitara/wokal), Ian Buchanan (bas) i Carl Stokes (perkusja) decydują się skończyć ze sporadycznym graniem po salkach prób i zamierzają przekształcić się w pełnoprawny zespół, który będzie tworzył własną, ekstremalną muzykę. Za nią zabrali się błyskawicznie, ponieważ równie szybko wydali dwie obiecujące demówki (w tym słynną "No Fuckin Cover"), a niedługo potem, bo w 1990 roku, pełnoprawny, debiutancki album "To The Gory End". Czyli przepustkę do pierwszych sukcesów.

Od początku więc wyraźnie słychać jak bardzo na "To The Gory End" ekipa Johna Walkera trafiła w czas, kiedy death metal nabierał rozpędu i grupy pokroju Obituary, Death, Cannibal Corpse, Deicide czy Morbid Angel zaczęły rozlewać ten nurt na globalną skalę. Sytuacja u Cancer wcale nie była jakaś drastycznie gorsza, bo choć "To The Gory End" nie jest tak przełomowym krążkiem co debiuty większości ww., to jednak już na tym etapie dało się wyczuć młodzieńczą werwę, świeżość i dużo poświęcenia. Death metalowi w wykonaniu Cancer bowiem nie brak wygaru, klimatu trupa z horrorów klasy B i mięsistego soundu (produkował w końcu Scott Burns), ale też thrashowej zadziorności. Zdecydowanie najlepiej ukazują to tutaj chociażby "Sentenced", "Die Die" (z gościnnym udziałem Johna Tardy'ego), "Imminent Catastrophy", tytułowy czy "C.F.C.", w których zespół świetnie potrafi sprintersko popylać lub bujać w średnich tempach. Ba, pomimo że "To The Gory End" nie należy do jakkolwiek trudnych do ogarnięcia, aranżacje riffów gitarowych (wykraczające ponad typowe piłowanie) oraz wokali (porządnie zdziczałych) sprawiają, że słucha się tego z przyjemnością i nie ma się poczucia obcowania z prostackim death metalem. Nawet jeśli bębnienie i solówki faktycznie mogłyby być nieco ciekawsze czy bardziej finezyjne.

Debiutancki cios od grupy Johna Walkera zatem dobitnie pokazał, że na początku boomu na death metal również i w Anglii powstawały pozycje na światowym poziomie. "To The Gory End" to bowiem wyśmienita porcja death/thrashu, jeszcze trochę nieokrzesanego, ale masywnego, z dużą dawką energii i czytelnie wyprodukowanego.

Ocena: 8,5/10


[English version]

Talking about cancer diseases are definitely not easy and pleasant, let alone comfortable. It's really different topic when we talk about the history of British Cancer band! In their case, there is much to write about, and this is mostly good news - after all, these gentlemen managed to gain a certain cult and at one time they were not much inferior to what appeared among American cds. And the beginning of death metal Cancer dates back to 1987, when John Walker (guitar/vocals), Ian Buchanan (bass) and Carl Stokes (drums) decide to stop playing sporadically in rehearsal rooms and intend to transform into a full-fledged band that will compose and record their own extreme music. They got to it instantly, because they released two promising demos (including the "No Fuckin Cover" demo) just as quickly, and soon after, in 1990, a full-length debut album "To The Gory End". A pass to the first successes.

From the very beginning, it's clear how much John Walker's band on the "To The Gory End" hit the time when death metal was gaining momentum and groups like Obituary, Death, Cannibal Corpse, Deicide and Morbid Angel began to spread this trend on a global scale. The situation of Cancer was not drastically worse, because although "To The Gory End" is not as groundbreaking as the debuts of most of the above, it was already at this stage that one could feel really great youthful verve, freshness and a lot of worship to this type of music. Death metal performed by Cancer is not lacking brutality, the atmosphere of a B-class horror movies, fleshy sound (produced by Scott Burns after all), but also thrash metal aggressiveness. It's definitely best shown here by "Sentenced", "Die Die" (with a guest appearance by John Tardy), "Imminent Catastrophy", the title track or "C.F.C.", in which the band is great at heavy mid tempos, the thrash ones or general differentiation. In fact, even though "To The Gory End" is not that difficult to listen to, the arrangements of the guitar riffs (going beyond typical ideas) and the vocals (very wild) make it more listenable and you don't feel like communing with too coarse death metal. Even if the drumming and solos could actually be a bit more interesting or more sophisticated.

The debut album from John Walker's group clearly showed that at the beginning of the death metal boom, world-class positions were also created in England. "To The Gory End" is an excellent portion of death/thrash, still a bit uncouth, but massive, with a large dose of energy and legibly produced.

Rating: 8,5/10

Komentarze

Popularne posty