Wintersun - "Wintersun" (2004)
Tradycji nigdy dość, a zwłaszcza gdy na "Trochę Subiektywizmu..." przychodzi kontynuować cykl 1-ego kwietnia, tj. recenzowania czegoś bez większego kontekstu. Tym razem na tapetę wlatuje bowiem wywołujący bardzo skrajne emocje fiński Wintersun. A komu to potrzebne? A dlaczego? - zapytacie. A no znajdzie się pewne grono zainteresowanych oczekujących czegoś ładnego i lajtowego po niektórych starszych żartach, to raz, druga sprawa, widząc okładkę autorstwa Necrolorda zaciekawiło mnie to do tego stopnia, że zdecydowałem się zaryzykować, w końcu co mnie nie zabije, to wzmocni. I szybko okazało się, że niesłusznie tak krzywdząco spisywałem Wintersun i jego symfoniczno-skoczną stylistykę na straty, ponieważ debiutancki album projektu Jariego Mäenpää to...jedna z lepszych pozycji w tym nurcie.
W dużym uproszczeniu, estetyka Wintersun to nic innego jak hybryda melodyjnego death metalu i poweru metalu o zimowo-fantazyjnym klimacie. Jest więc wesoło, patetycznie, chwytliwe, czasem bardziej folkowo, innym razem kiczowato (głównie za sprawą baśniowych klawiszy), ale nie mniej technicznie, progresywnie, z licznymi blastami i klasycznym, metalowym czadem. O dziwo, na "Wintersun" ma to wszystko jednak sens - w przeciwieństwie do np. Children Of Bodom. Jari Mäenpää we współpracy z perkusistą Kaiem Hahtem stworzył na selftajtlu swojego projektu bardzo spójny, nieprzekombinowany i nie wzbudzający żenady materiał. A to już nie lada osiągnięcie! W numerach jest więc naszpikowane od groma motywów, aczkolwiek wszystkie sensownie z siebie wynikają i mają wyraźną myśl przewodnią, która je spaja. W zasadzie, jedyne co zredukowałbym do minimum na tym krążku to czyste wokalizy (nie są źle wykonane, ot nie jara mnie taki podniosły dramatyzm) i niektóre balladowe zagrywki (poza "Sleeping Stars", który wyjątkowo wciąga w całej swojej rozciągłości). Poza tym, serio, trudno się tu do czegoś przyczepić. Aranżacje, melodie, brzmienie, budowanie klimatu, przeplatanie między skrajnościami - od początku słychać, że pracowali nad tym zawodowcy, którzy doskonale znali granice dobrego smaku.
Debiutancki album fińskiego Wintersun to zatem świetny przykład, że również w melo-deathie i power metalu, gatunkach zwykle utożsamianych z tandetą, trafiały się perełki, które potrafiły zaskoczyć in plus. "Wintersun", choć kompletnie rozmija się z moimi codziennymi preferencjami, błyszczy niebanalnym podejściem do, mimo wszystko bardzo chwytliwych, kompozycji, uroczym klimatem (takim wprost z wczesnych lat zerowych XXI w.) i - co za tym idzie - naprawdę dobrym wyczuciem w kwestii melodii. Zdecydowany wyjątek od reguły dla pompatycznego metalu!
Ocena: 8/10
[English version]
There is also room for sense of humor, especially when "A bit of subjectivism..." comes to continue the cycle of April 1, i.e. reviewing something without much context. This time, the Finnish Wintersun, which evokes extreme emotions. But why? - you will ask. Well, there will be a group of interested people expecting something lighter after some older jokes, then seeing the cover art by Necrolord interested me to such an extent that I decided to take a chance, after all, what doesn't kill me makes me stronger. And it quickly turned out that I was wrong to write off Wintersun and its symphonic and lively style for a loss, because Jari Mäenpää's debut album is...one of the best releases in this stylistic.
To put it simply, the style of Wintersun is nothing more than a hybrid of melodic death metal and power metal with a winter-fantasy atmosphere. So it's cheerful, pathetic, catchy, sometimes more folky, other times kitschy (mainly due to fabulous keyboards), but no less technical, progressive, with a lot of blasts and classic metal power. Surprisingly, on "Wintersun" it all makes sense - in contrast to, for example, Children Of Bodom. Jari Mäenpää, in cooperation with drummer Kai Hahto, created on the self-titled album of his project a very coherent, uncomplicated and not embarrassing material. And that's quite an achievement! So, the numbers are packed with a lot of motifs, although they all follow each other sensibly and have a clear theme that binds them together. In fact, the only things I would reduce to a minimum on this album are clean vocals (they are not badly made, I just don't like such dramatic expression) and some balladic patterns (except "Sleeping Stars", which is exceptionally addictive in its entirety). Besides, seriously, it's hard to criticize this music. Arrangements, melodies, sound, climate building, intertwining between extremes - from the very beginning you can hear that professionals who knew the limits of good taste were working on it.
The debut album of Finnish Wintersun is therefore a great example that also in melo-death and power metal, genres usually associated with poorness, there were gems that could surprise on the plus side. "Wintersun", although completely different from my everyday preferences, shines with an original approach to very catchy compositions, a charming atmosphere (straight from the early 00s) and - consequently - a really good sense of melody. A definite exception to the rule for bombastic metal!
Rating: 8/10
Dobry album, słucham w aucie. Jak grają szybko to jest naprawdę spoko, gorzej gdy próbują robić niby "atmosferę".
OdpowiedzUsuńbędę brał cie - gdzie? w aucie :)
Usuńtaka słaba płyta taka wysoka ocena. za chwilę pojawi się tu jakiś cukierkowy metal, aczkowliek cukierkowy metal nie jest tak słąby jak ta płyta. paszoł won z wintersun
OdpowiedzUsuńdokładnie !!! liczy sie tylko..prawdziwe podziemie i black metal, bo black metal to wojna, a nie jakies nowoczesne pierdy jak to cuś powyzej..autorze zastanow się nad powaga blogą i wspieraj jedynie wartociowe kapele...
Usuńja bym dodał - dobrze jest pompować opony w rowerze dla szatana jakby co
UsuńSkoro komuś nie pasuje to niech nie wchodzi i nie czyta,albo sam założy bloga i sobie opisuje co chce i ocenia jak chce. Proste
OdpowiedzUsuńjak ci nie pasuje komentarz, to go nie czytaj i tyle
Usuńtamci ancymoni nie załapali żartu
OdpowiedzUsuńdobra, to żeby była jasność - nienawidzę tej płyty, powinna nigdy nie zaistnieć, ale spoko że takie płyty omawiasz i choć się nie zgadzam z oceną, to kawka jak najbardziej będzie, bo nie można unikać trudnych tematów. i jak najbardziej duży props dla bloga, po to się właśnie pisze, żeby wymieniać się poglądami, a nie trzymać się w jakiejś bańce mydlanej. ja dzięki temu blogowi poznałem wiele fajnych rzeczy (Tiwanaku, Spectral Voice, Miscreance)
OdpowiedzUsuń