Coroner - "R.I.P." (1987)

Pierwsze skojarzenia ze szwajcarskim światkiem metalowym są dosyć skromne, ale treściwe i - w pewnym sensie - ze sobą mocno powiązane, mianowicie: Hellhammer/Celtic Frost i Coroner! I o ile o twórcach "Morbid Tales" napisano naprawdę wiele, a ich wpływ na ekstremę szybko okazał się nie do przecenienia, tak drugi z wymienionych również zasługuje na nie mniejsze uznanie. Otóż, Coroner, obok takich ekip jak Watchtower czy Voivod, to jeden z najistotniejszych bandów w dziedzinie technicznego thrash metalu, mający olbrzymi wpływ na dynamiczny rozwój gatunku i jego późniejszą, zaawansowaną, death metalową (r)ewolucję. 

Co ciekawe, najwcześniejsze lata tych Szwajcarów nie wskazywały na powstanie tak ambitnej muzyki. Pierwszą inkarnację Coroner, za którą odpowiadali perkusista Marquis Marky, gitarzysta Oliver Amberg, drugi gitarzysta Tommy Ritter, basista Phil Pucztai oraz wokalista Pete Attinger, datuje się bowiem na 1983 rok, dużo bliższą prostszych, rockowych klimatów. Ta nie przetrwała zbyt długo, bo jedyną pozostałością po tym okresie była taśma "Depth Of Hell", a sam zespół już w 1985 roku dokonał żywota. Rozpad jednak nie trwał długo, bo jeszcze w tym samym roku Marky reaktywuje kapelę w nowym składzie, z basistą Ronem Roycem oraz gitarzystą Tommym T. Baronem. Jako trio postanawiają wskoczyć w thrash metalową stylistykę, czego efektem było bardzo dobre demo z 1986 roku pt. "Death Cult", z gościnnym udziałem - nomen omen - Toma G. Warriora w roli wokalisty. Rok później, Ron Royce decyduje się obrać funkcję basisty/wokalisty na pełen etat, czego efektem była następna demówka "R.I.P." oraz pełnoprawny debiut o tym samym tytule.

Debiutancki longplay Coroner doskonale ukazuje, że już na tak wczesnym etapie Szwajcarzy zostawiali większość innych, metalowych kapel w tyle. Wysokie umiejętności to jedno, ale drugie, równie ważne, to olbrzymi power buchający z niemal każdego utworu przy naprawdę dużej dawce technicznego wymiatania. Nie dziwota, wszystkie gitarowe cudeńka, jakimi czaruje tu Tommy przychodzą mu z taką lekkością i świeżością, że tylko cieszy jeszcze bardziej, gdy główny riff niepostrzeżenie przeradza się w solówkę - a tych znalazło się od groma. Idąc dalej, reszta muzyków sprawuje się podobnie interesująco. Marquis Marky wzorowo podkręca tempo gitarowych szaleństw Tommy'ego (co, dodatkowo, nadaje całości bardziej speed metalowy feeling), zaś Ron Royce poza jeszcze trochę oszczędnie wybijającym się basem, od razu przykuwa uwagę swoją charakterystyczną, zadziornie jadowitą manierą wokalną. Słychać to zarówno w regularnych "When Angels Die", "Spiral Dream" (na niektórych wydaniach pominięty), "Reborn Through Hate", tytułowym, "Coma" czy "Fried Alive", a także instrumentalach/miniaturkach pokroju "Nosferatu" czy osobnych intr. W delektowaniu się tak zaawansowanym podejściem do thrash metalu nie przeszkadza także tutaj bardzo surowy sound. Ten bowiem tylko dodaje jeszcze większej zaczepności całości materiału, a co więcej!, przy całej tej surowiźnie, nie zaciera znacząco detali, w które muzyka Szwajcarów ocieka.

Rok 1987 przyniósł więc prawdziwą perełkę pośród thrash metalowego grania. Szwajcarzy z Coroner na swoim debiutanckim "R.I.P." świetnie pokazali, że tego typu muzykę da się grać z niesamowitym powerem i kładącą na łopatki techniką. Co najlepsze, na następnych albumach trio tylko zwiększało ten pułap jeszcze wyżej.

Ocena: 9,5/10


[English version]

The first associations with the Swiss metal world are quite modest, but concise and - in a sense - strongly related together, namely: Hellhammer/Celtic Frost and Coroner! And while a lot has been written about the creators of "Morbid Tales", and their influence of extreme music quickly turned out to be invaluable, the latter also deserves no less recognition. Well, Coroner, next to bands such as Watchtower or Voivod, is one of the most important bands in terms of technical thrash metal, having a huge impact on the dynamic development of the genre and its later, advanced, death metal (r)evolution.

Interestingly, the earliest years of these Swiss did not indicate the creation of such ambitious music. The first incarnation of Coroner, which featured drummer Marquis Marky, guitarist Oliver Amberg, second guitarist Tommy Ritter, bassist Phil Pucztai and vocalist Pete Attinger, dates back to 1983, much closer to simpler, rock climates. This one did not last too long, because the only residue of this period was the tape "Depth Of Hell", and the band itself split-up in 1985. However, the breakup did not last long, because in the same year Marky reactivates the band with a new line-up, with bassist Ron Royce and guitarist Tommy T. Baron. As a trio, they decide to jump into thrash metal style, which resulted in a very good demo from 1986 entitled "Death Cult" with a guest appearance - nomen omen - Tom G. Warrior as a vocalist. A year later, Ron Royce decides to become a full-time bassist/vocalist, resulting in the next demo "R.I.P." and a full-length debut with the same title.

Their debut album perfectly shows that already at such an early stage the Swiss left most other metal bands behind. Highly developed skills are one thing, but the other, equally important, is a huge power from almost every track with a really large dose of sensible technique. Not surprisingly, all the guitar wonders that Tommy conjures here come to him with such lightness and freshness. For this reason, it's all the more delightful when the main riff imperceptibly turns into a solo - and there are a lot of them. Moving on, the rest of the musicians perform similarly interesting. Marquis Marky splendidly turns up the pace of Tommy's guitar madness (which, additionally, gives the whole a more speed metal feeling), while Ron Royce, apart from a slightly hidden bass, immediately attracts attention with his characteristic, aggressively venomous vocal manner. This can be heard both in the regular songs like "When Angels Die", "Spiral Dream" (omitted on some releases), "Reborn Through Hate", title track, "Coma" or "Fried Alive", as well as instrumentals/miniatures like "Nosferatu" or separate intros. Enjoying such an advanced approach to thrash metal is not disturbed by the very raw sound here. Because this one only adds even more aggressiveness to the whole material, and what's more!, with all this rawness, it does not blur the details into which the Swiss music prevails.

The year 1987 brought a real gem among thrash metal bands. The Swiss from Coroner on their debut "R.I.P." brilliantly showed that this type of music can be played with incredible power and compelling technique. Best of all, on the following albums the trio only increased this level even higher.

Rating: 9,5/10

Komentarze

  1. Wybitny zespół, perfekcja z albumu na album,bez złej płyty,tak jak DEATH.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hellalujah :::
      Jak zobaczyłem tę recenzję, od razu mi się gębą ucieszyła :)
      Oj będą się sypały "dychy".

      Gdzieś czytałem - i zaczynam w to powoli wątpić, bo dalej się w tej materii nic nie dzieje - że lada miesiąc wyjdzie ich nowa płyta.
      Okrutnie jestem na nią napalony - co w przypadku innych powrotnych albumów zazwyczaj kończyło się rozczarowaniami - no ale to Coroner, zespól bez skazy i zmazy.
      Podobno będą podążać drogą "Grin", wielu to zniesmaczy, a mnie dodatkowo cieszy, bo wielbię tę płytę.

      Usuń
    2. Zgadzam się w 100%: "bez złej płyty, tak jak Death"!

      Usuń
  2. Grin 30 lat , najlepsza!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie z tą ostatnio się mocuję ;)

      Usuń
    2. 69 Chambers,znasz? Tommy T Baron gra na gitarze a śpiewa jego dziewczyna

      Usuń
    3. Kojarzę, ale na bloga raczej się nie nadaje

      Usuń
  3. Ze szwajcarskich dobrych zespołów metalowych z tamtych czasów to trzeba jeszcze wspomnieć o Messiah (pasowałby do profilu tego bloga) i Samaelu (ten już mniej). Generalnie scena szwajcarska była dość wąska, ale ci co tworzyli w tym kraju najczęściej wyraźnie wpłynęli na historię całego metalowego gatunku jak Celtic Frost bądź jego różnych podgatunków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obie kapele się pojawią. Samael nieco później od Messiah, ale jak najbardziej mam ich na uwadze. Zresztą, to ogólnie dobra sugestia, by po szwajcarskim Mesjaszu napisać trochę o Therion

      Usuń
    2. therion i samael cienizna!

      Usuń
  4. Therion? To może Abba jeszcze, oba zespoły dobre, ale jest dużo lepszych...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam na myśli ich pierwsze cztery/pięć albumów. Potem to już faktycznie szkoda czasu

      Usuń
    2. hellalujah :::
      Te lekceważące opinie o Therion, to dowód, że jest potrzeba zrecenzowania pierwszych płyt. "Ho Drakon Ho Megas", to sztos jakich mało.
      Samael. Dwa pierwsze albumy były poważane nawet przez Norwegów. "Woship Him", to jak sam tytuł wskazuje, kult jakich mało.

      Usuń
    3. Abba na znacznej części swoich płyt tworzyła świetny pop więc ich twórczość to nie tylko najbardziej znane przeboje. Z kolei w przypadku Theriona przeróbka Summernight City Abby jest zajebista i uwielbiam ten kawałek w tej wersji. Nie każdy jednak musi lubić symfoniczny metal. Natomiast do profilu tego bloga pasowałoby pierwsze 4/5 albumów (szczególnie Beyond Sanctorum i Symphony Masses...) plus może jeszcze składak Arab Zaraq... gdzie są choćby 2 kawałki z rewelacyjnym śpiewem Dana Swano, bardzo poważanego na tym blogu.

      Usuń
  5. Dan Swano miał również sporo ciekawych projektów

    OdpowiedzUsuń
  6. Schuldiner swego czasu uważał Coroner, Atheist i Cynic za gówno obesrane i za popisy cyrkowe. A potem nagrał Human i zmienił zdanie. To tak gwoli ścisłości. Schuldiner to nie ta liga co Coroner, sorry.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie ta liga a co np? Schuldiner nosił koszulki zarówno Coroner jak i Watchtower, i był otwarty na muzykę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy karwa zgolisz brodę

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty