Gorguts - "Considered Dead" (1991)

Nim o Gorguts zaczęto mówić w kontekście jednej z najoryginalniejszych oraz najbardziej zaawansowanych i wizjonerskich grup, jakie ekstremie się kiedykolwiek przydarzyły, początki tejże kanadyjskiej ekipy były stosunkowo normalne i nie wskazywały na tak silne wyłamanie się z ogólnie przyjętej konwencji. Historia tychże jegomościów rozpoczyna się bowiem w 1989 roku, kiedy to głównodowodzący gitarzysta/wokalista Luc Lemay tworzy kapelę i zbiera pierwszy skład do wspólnego łojenia nabierającego wówczas rozpędu death metalu. Po trzech obiecujących demówkach udaje im się więc nagrać i potem wydać w 1991 roku debiutancki "Considered Dead" - preludium pomysłowości grupy Lemaya.

Na tamten czas, muzyka Kanadyjczyków wprawdzie nie odstawała poziomem od popularniejszych, death metalowych zespołów w typie Death, Obituary, Cannibal Corpse czy Deicide, to jednak już i na tym etapie pojawiały się autorskie zagrywki oraz własny feeling. "Considered Dead" bowiem obfituje w nieśpieszny death metal z mocno zaakcentowaną jazdą na dwie centralki, sporą dawką ciężaru i charakterystycznej masywności wyciosanej przez Scotta Burnsa, nienaganną techniką, zapadającymi w pamięć motywami (mimo ich zbliżonej dynamiki) oraz wciągającym, śmiercionośnym klimatem. Ogólny stopień brutalności znacząco podnosi za to wokal Luca - jeden z trademarków zespołu. Ten należy bowiem do niezwykle rzygliwych i histerycznych, a przy tym posiadających na tyle unikalną manierę i ekspresję, że nie sposób jest pomylić go z innymi frontmanami podobnie wypluwającymi płuca. Co więcej, dzięki takim właśnie wokalizom poroniony klimat krążka wbija w fotel jeszcze bardziej!

No ale nie samym też Lemayem "Considered Dead" stoi - pomimo że to jego wokale i gitarowe pomysły przewodzą całości. Pozostali również w miarę możliwości dotrzymują wysokiego poziomu kompozytorskiego. Stéphane Provencher sensownie urozmaica ogólnie średnie tempa i dorzuca solidne blastowanie, zaś bas Erika Giguere'a okazjonalnie przebija się pośród gitar i wtrąca swoje pięć groszy. Troszkę słabiej prezentuje się wkład Sylvaina Marcouxa, który na albumie zagrał raptem dwie solówki (za resztę odpowiada Luc Lemay, a w "Inoculated Life" gościnnie James Murphy) i generalnie ma do powiedzenia wyraźnie mniej od reszty. Tak czy owak, album pozbawiony jest jakichkolwiek zgrzytów. Nawet jeśli nie wszędzie odznacza się on największą oryginalnością i brakuje mu szaleństwa jego następców, to przy takich death metalowych ciosach pokroju "Rottenatomy", "Bodily Corrupted", "Disincarnated", tytułowym czy "Stiff And Cold" nie sposób przejść bez emocji, zwłaszcza gdy ceni się do bólu morrisoundowski death metal.

"Considered Dead" zatem bardzo dobrze obrazuje pierwsze kroki grupy Luca Lemaya. Mimo ich ówczesnego, silnego piętna amerykańskiej sceny, kwartetowi udało się bowiem stworzyć w tym nurcie porcję solidnej i przykuwającej uwagę death metalowej muzyki. Jeszcze niezbyt szczególnie zakręconej, ale na zadowalającym poziomie i wciągającą na kolejne odsłuchy.

Ocena: 8/10


[English version]

Before the Gorguts began to be talked about in the context of one of the most original, advanced and visionary extreme groups that ever happened, the beginnings of this Canadian band were relatively normal and did not indicate such a strong break from generally accepted convention. The history of these gentlemen begins in 1989, when the lead guitarist/vocalist Luc Lemay creates a band and gathers the first line-up to play death metal that was gaining momentum at that time. After three promising demos, they recorded and then released in 1991 their debut "Considered Dead" - a prelude to Lemay's ingenuity.

At that time, the music of the Canadians did not differ in level from the more popular death metal bands such as Death, Obituary, Cannibal Corpse or Deicide, but even at this time there were original patterns and their own feeling. "Considered Dead" abounds in mid-tempo death metal, a large dose of heaviness and characteristic massiveness created by Scott Burns, impeccable technique, memorable motifs (despite their similar dynamics) and addictive, deadly atmosphere. The overall degree of brutality is significantly enhanced by Luc's vocal - one of the band's trademarks. This one is extremely raucous and hysterical, and at the same time with such a unique manner and expression that it's impossible to mislead him with other frontmen who similarly use their voice. What's more, by these vocals, the cadaverous atmosphere of the album sticks you into an armchair even more!

But "Considered Dead" is not Lemay alone - even though his vocals and guitar ideas lead the whole album. The others also keep a high level of composition as far as possible. Stéphane Provencher sensibly diversifies the generally mid-tempos and can blast hard, while Erik Giguere's bass occasionally breaks through the guitars and interjects modest ideas. Sylvain Marcoux's contribution is a bit weaker, as he only played two solos on the album (Luc Lemay is responsible for the rest, and James Murphy guested in "Inoculated Life") and generally has much less to say than the rest of the band. Anyway, the album is devoid of any glitches. Even if it's not the most original everywhere and lacks the madness of its successors, with such death metal hits like "Rottenatomy", "Bodily Corrupted", "Disincarnated", the title track or "Stiff And Cold" it's impossible to pass without emotions, especially when Morrisound death metal is highly valued.

"Considered Dead" therefore very well illustrates the first steps of Luc Lemay's group. Despite their strong influence from the American scene, the quartet created a portion of solid and addictive death metal music in this trend. Still not particularly twisted, but at a satisfactory level and engaging for subsequent listening sessions.

Rating: 8/10

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty