Carcass - "Reek Of Putrefaction" (1988)
Carcass, czyli jeden z najważniejszych przedstawicieli i pionierów goregrind'owego nurtu, bez których możliwe, że współczesna odmiana tej ekstremy prezentowałaby się zdecydowanie inaczej. Co ciekawe, na tym zasługi gatunkowe tegoż zespołu się nie kończą, aleee nie uprzedzajmy faktów - o nich kiedy indziej. Początki liverpoolskiego Ścierwa datuje się na 1986 rok, aczkolwiek zalążek ich pierwszego geniuszu raptem dwa lata później. Wtedy to właśnie Jeff Walker (bas/wokale), Bill Steer (gitara/wokale) oraz Ken Owen (perkusja) wydali(li) swój debiutancki album zatytułowany "Reek Of Putrefaction", na którym znalazła się taka muzyka, jak zdobiącą ją okładka - obrzydliwa, odrażająca i obleśna.
Pod tym jakże apetycznym opisem skrywa się 22 (!) równie odpychających i ekstremalnie zgniłych utworów. Większość z nich oscyluje wokół minuty-dwie (rekordzista "Festerday" wspiął się na wyżyny aż dwudziestu dwóch sekund), za to wszystkie z nich mają jeden punkt wspólny - być maksymalnie brzydkimi, hałaśliwymi i odrażającymi niczym fetor rozkładających się zwłok. Z tego zadania debiut Carcass oczywiście wywiązuje się wyśmienicie. "Reek Of Putrefaction", podobnie jak rok wcześniej wydany "Scum", przekracza granicę ówcześnie pojmowanej ekstremy, przełamując klasycznie rozumiany, metalowy łomot w kierunku radykalnych i oburzających form. Mówiąc mniej zawile, "Reek..." to totalnie zezwierzęcona muzyka charakteryzująca się mulistą i kartonową produkcją, dużą dawką kakofonii, chirurgiczno-patologicznego klimatu, porządnie porypanymi wokalami (skrzekliwymi w wykonaniu Jeffa, niskimi i bulgoczącymi autorstwa Billa, a także okazjonalnymi, zniekształconymi ze strony Kena) oraz granie, generalnie, bardzo impulsywne i sensownie masakrujące narząd słuchu. Wiele się z tej rzeźni nie wybija przed szereg, bo jedynie chorobliwe brzmiące intro "Genital Grinder", wyjątkowo czepliwy "Pyosified (Rotten To The Gore)" (nie dziwi, że później nagrali jego nową, jeszcze lepszą wersję) oraz zwariowane solo z "Vomited Anal Tract", aczkolwiek nie o to się rozchodzi w przypadku tej płyty. Przede wszystkim, "Reek Of Putrefaction" to album z cyklu tych, które stawiają sobie za cel przytłoczenie generowanym hałasem oraz intensywnością, nie zaś przykuwanie poszczególnymi motywami czy wydumaną wirtuozerią.
Tych trzech weganów z Liverpoolu bardzo obiecująco więc przedstawiło swoją wizję na goregrind'owy nurt. "Reek Of Putrefaction" to świetny przykład, że nawet jak na tak jednowymiarowe i chaotyczne granie, mogą powstawać wartościowe i inspirujące rzesze krążki. Debiut Carcass jest właśnie jednym z nich, a raptem rok później się okazało, że trio było w stanie wynieść ten poziom znacznie wyżej - pomimo zadowalającej zawartości już na etapie debiutowania.
Ocena: 8/10
[English version]
Carcass, one of the most important representatives and pioneers of the goregrind style, without whom it's possible that the contemporary version of this extreme music would look much different today. Interestingly, the genre merits of this band do not end there, but let's not anticipate the facts - more about them later in next reviews. The beginnings of Carcass date back to 1986, although the germ of their first genius only two years later. It was then that Jeff Walker (bass/vocals), Bill Steer (guitars/vocals) and Ken Owen (drums) released their debut album entitled "Reek Of Putrefaction", which included music like the one on the cover art - disgusting, hideous and sickening.
Under this appetizing description there are 22 (!) equally repulsive and extremely rotten songs. Most of them oscillate around a minute or two (the record holder "Festerday" climbed to twenty-two seconds), but all of them have one thing in common - to be as ugly, noisy and repulsive as the stench of a decaying corpse. The debut of Carcass, of course, fulfills this task perfectly. "Reek Of Putrefaction", just like "Scum" released a year earlier, crosses the border of the then understood extreme, breaking the classically metal standards towards radical and outrageous forms. To put it simply, "Reek..." is completely wild music characterized by muddy and ugly production, a large dose of cacophony, a surgical-pathological atmosphere, frantic vocals (screeching by Jeff, low and gutturals by Bill, as well as occasional, distorted on Ken's part) and playing, in general, very impulsive and quite devastating. There's not much that stands out from this brutality, with only the pathological-sounding intro of "Genital Grinder", the extremely catchy "Pyosified (Rotten To The Gore)" (it's not surprising that they later recorded a better, new version of it) and the crazy solo from "Vomited Anal Tract", although that's not the point of this one records. First of all, "Reek Of Putrefaction" is an album from a series of albums that focus to overwhelm you with the noise and intensity generated, rather than attracting attention with individual motifs or contrived virtuosity.
These three vegans from Liverpool presented their vision of the goregrind with great taste. "Reek Of Putrefaction" is an excellent example that even for such one-dimensional and chaotic music, precious and inspiring albums can be created. The debut of Carcass is one of them, and only a year later it turned out that the trio was able to raise this level much higher - despite the satisfactory content of the first one.
Rating: 8/10
Fajna kapela dawno nie słuchana, kiedyś to się zjechało na wiór Necroticism...
OdpowiedzUsuńSzambo nie muzyka
OdpowiedzUsuńdla wczesnego Carcass to olbrzymi komplement
UsuńTe nowe wersje płyt, które teraz są do kupienia,to jest jakieś nieporozumienie,to jest dramat! Nie ma książeczek,ani Morbid Angel,ani Nocturnus,ani Bolt thrower ani Carcass bo wydaje ten sam wydawca,ale już płyty Atheist jest wydane w tym roku normalnie w normalnym pudełku,nie żadne ekopaki, digipaki
OdpowiedzUsuńA kto teraz kupuje płyty, wszystko jest na Youtube
OdpowiedzUsuńJak się chce posłuchać muzyki w dobrej jakości bez roznego rodzaju zniekształceń i przycinania różnych tonów to się kupuje płyty a nie słucha z youtube. Ja na tym portalu jedynie sprawdzam czy płyta brzmi sensownie i jest warta zakupu. Potem słucham jej już tylko po zakupie w formacie CD albo sam sobie zgrywam na komórkę w dobrej jakości plikach. Gdybym miał słuchać w streamingu to tylko ze Spotify, bo tam jakość plików jest o niebo lepsza niż na youtube.
UsuńOooo jaki meloman się trafił
UsuńHahahaha dobre, rzeczywiście trzeba mieć dobry sprzęt żeby tego słuchać. Już nie wiecie co wymyślić
OdpowiedzUsuńStrasznie gówniany albóm, zdecydowanie wolę Symphonies of Sickness z 1989. Co do takich krótkich strzałów wczesnego grind core to Napalmy rządzą, scum i feto. Bez dyskusji. Tutaj to nawet nie brzmi.
OdpowiedzUsuńW ogóle ta muzyka jest nędza i strata czasu na słuchanie tego
OdpowiedzUsuń