Voivod - "Killing Technology" (1987)

W samo centrum nieprzewidywalnego futuryzmu zaciągnął słuchaczy Voivod raptem rok po ukazaniu się radykalnie barbarzyńskiego "Rrröööaaarrr". Oj tak, Kanadyjczycy od trzeciego albumu zaczęli lecieć na grubo i bez oglądania się na kogokolwiek, zaskakując czym się tylko dało (i nie dało). Po wydaniu dwójki, kwartet jednak słusznie uznał, że z dzikim i podanym na surowo thrashem znaleźli się pod samą ścianą - trzeci raz taka dawka hałasu by nie przeszła i nie wniosła niczego ciekawego. No więc na co nasi milusińscy zwolennicy syropu klonowego wpadli? A że podejdą do thrash metalu dużo ambitniej, zabierając go we wspomniany kosmos, znacznie zwiększając stopień skomplikowania instrumentalnego i wzbogacając muzykę o zgrzytające dysonanse, rozbudowane formy oraz liczne zmiany metrum, ale pamiętając o wcześniejszym, punkowym niechlujstwie i melodyce. Słowem, "Killing Technology" z 1987 roku - w chwili premiery totalnie nowe spojrzenie na thrash metal oraz - generalnie - kawał oryginalnej, trudnej do podrobienia muzyki.

Z dzisiejszej perspektywy, "Killing Technology" jednak nadal zachwyca tak samo co przed laty. W osłupienie wprawia, że zespół osiągnął na tyle jakościowy oraz tożsamościowy przeskok w zaledwie rok. Na trzecim longplayu, Voivod bowiem rozkwitł unikalnością, zabrzmiał znaaacznie inaczej niż wcześniej oraz wdrapał się na wyżyny tworząc album nowatorski i mocno wpływowy - a przyznać trzeba, mało komu taka sztuka mogła przyjść na tyle błyskawicznie i bezproblemowo po dość zwyczajowej płycie. Wiadomo, z poprzednimi dwoma albumami "Killing Technology" ma sporo punktów wspólnych, aczkolwiek w przypadku trójki, nie o samą agresję, bezkompromisowość i jednorodny klimat się rozchodzi. Ostre jak żyleta riffy, bałagniarskie wokale (co nie jest zarzutem - o czym za moment) oraz szybkie galopady wciąż tu oczywiście są, tyle że oprawiono je dużo bardziej wymagającymi i złożonymi motywami, kosmicznym, klaustrofobicznym klimatem oraz - jednym z firmowych znaków grupy - niemałą ilością charakternych, chrobotliwych dysonansów gitarowych. 

W ten właśnie sposób narodził się rozpoznawalny styl Kanadyjczyków, który z biegiem czasu przesuwano w coraz większą progresję, porzucając klasycznie thrash metalowy składnik, choć pamiętając o sile logicznie ułożonej kompozycji w oparciu o perkusyjno-gitarowe instrumentarium i rock'n'rollowy czad. W każdym razie, "Killing Technology" to początek nowego, a zarazem pomost pomiędzy wściekłym a złożonym obliczem Voivod, tyle że w formie sensownie wynikającej z poprzednich dwóch pełniaków oraz idealnie dającej furtkę na dalsze odkrywanie nowych, nieoczywistych lądów. W utworach dzieje się więc naprawdę dużo, a dźwięki nie należą do najłatwiej przyswajalnych oraz często wyłamują się standardom, przez co niewprawionym w boju może być banalnie prosto od krążka się odbić. Na szczęście, trochę skupienia i płyta wciąga, odkrywa kolejne detale oraz powala na ile tych czterech Kanadyjczyków miało wtedy awangardowe spojrzenie na thrash metal - naprawdę niewielu było/jest w stanie pozwolić sobie na podobne wizjonerstwo. 

Świetnie mieszają się zarówno brudne i dysonansowo-ślizgające riffy Piggy'ego, thrashowe galopady i wolniejsze, połamane rytmy wystukiwane przez Awaya, niechlujny krzyk i punkowe skandowanie Snake'a (znacznie pewniej niż poprzednio), a także mocno przykuwa duża zmienność motywów, wszechogarniający klimat kosmicznej pustki, bardziej rockowe melodie oraz...wyraziste i przesterowane partie basowe Blacky'ego, które jeszcze chętniej odbiegają od gitary niż wcześniej i ciekawiej urozmaicają całość! Przykładów nie trzeba daleko szukać, gdyż "Killing Technology" obfituje w same zajebiste strzały. Tytułowy będący wizytówką nadchodzącego szaleństwa na albumie (z genialnym intrem wprost ze statku kosmicznego i odjechanymi vocoderami w połowie utworu), hiciarski "Tornado", połamany oraz przytłaczający brudem "Ravenous Medicine" czy gnający na złamanie karku "Overreaction", to tylko część z geniuszu, jaki kryje się za tym wydawnictwem. O dziwo, tych zachwytów nie przykrywa dość surowa produkcja, w której nadal jest sporo brudu i nieokiełznania, aczkolwiek pewna klarowność też się znalazła i barrrdzo niewiele szczegółów tu umyka, a wspomniane dysonanse nie przykrywają swoją jazgotliwością reszty instrumentów. To też spory wyczyn w kontekście niedokładnej produkcji.

Jak wspominałem, to właśnie od "Killing Technology" zaczyna się najlepszy i najciekawszy okres w historii tejże kanadyjskiej grupy. Stopniowo odcinając się od typowego, thrash metalowego łomotu, kwartet z Voivod przesuwał granice, tworzył totalnie unikalny styl oraz zawsze było o krok dalej od większości innych metalowych zespołów pragnących...wyjść poza metal. "Killing Technology" jest tego pierwszym dowodem, mimo że jeszcze nieco stoi w rozkroku między dzikimi początkami a ambitną przyszłością.

Ocena: 10/10


[English version]

Voivod dragged listeners to the center of unpredictable futurism just a year after the release of the radically barbaric "Rrröööaaarrr". And yes, the Canadians started to go extravagantly and without looking at anyone from their third album, surprising with everything they could (and couldn't). After releasing the second album, the quartet rightly decided that with their wild and raw thrash metal they reached the end - a third time such a dose of music wouldn't pass and wouldn't bring anything interesting. So what did these maple syrup fans come up with? Yeah, a lot of, so they would approach thrash metal much more ambitiously, taking it to the aforementioned cosmos, significantly increasing the level of instrumental complexity and enriching the music with obnoxious dissonances, complex forms and numerous changes of meter, but remembering the earlier, punk sloppiness and melodics. In a short, here is the "Killing Technology" from 1987 - at the time of its premiere - a completely new take on thrash metal and - in general - a piece of original, difficult to imitate music.

From today's perspective, "Killing Technology" is still as amazing as it was years ago. It's astonishing that the band achieved such a qualitative and identity progress in just one year. On the third longplay, Voivod developed the uniqueness, sounded significantly different than before and climbed to the heights, creating an innovative and highly influential album - and it must be admitted that few people could achieve such art so quickly and without problems after a rather ordinary album. It's known that "Killing Technology" has many points in common with the previous two albums, although in the case of this record, it's not just aggression, uncompromisingness and a uniform atmosphere that differs. The razor-sharp riffs, messy vocals (which is not a complaint - more about it later) and fast gallops are still here, of course, but they've been framed with much more demanding and complex motifs, a cosmic, claustrophobic atmosphere and - one of the band's trademarks - a large amount of distinctive, scratchy guitar dissonances.

This is how the recognizable style of the Canadians was born, which over time was shifted into greater and greater progression, abandoning the classic thrash metal component, although remembering the power of a logically arranged composition based on drums and guitar instruments and rock'n'roll energy. In any case, "Killing Technology" is the beginning of something new, and at the same time a bridge between the furious and complex face of Voivod, only in a form that sensibly results from the previous two full-lengths and ideally provides a gateway to further discovering new, unobvious lands. There is a lot going on in the songs, and the sounds are not the easiest to absorb and often exceed the standards, so people who are not experienced in listening to more complex music may have a hard time getting into the album. Fortunately, a little focus and the album fascinates you in, reveals more details and impresses with how much of an avant-garde view of thrash metal these four Canadians had at the time - really few were/are able to afford such visionary music.

Piggy's dirty and dissonant-sliding riffs, thrash gallops and slower, twisted rhythms tapped out by Away, Snake's sloppy scream and punk singing (much more confidently than before) are all mixed together brilliantly. Also, very appealing here are: the great variability of motifs, the all-encompassing atmosphere of cosmic emptiness, more rocky melodies and...Blacky's expressive and distorted bass parts, which diverge from the guitar even more willingly than before and diversify the whole album more interestingly! You don't have to look far for examples, because "Killing Technology" is full of awesome songs. The title track, which is a showcase of the upcoming madness on the album (with a brilliant intro straight from a spaceship and crazy vocoders in the middle of the song), the hit "Tornado", the broken and overwhelming with filth "Ravenous Medicine" or the furious and dissonant "Overreaction", are just some of the genius hidden behind this release. Surprisingly, these delights are not covered by the rather raw production, in which there is still a lot of dirt and untamedness, although some clarity has also been found and very few details slip away here, and the aforementioned creaking dissonances do not cover the rest of the instruments. This is also a huge advantage in the context of imprecise production.

As I mentioned, "Killing Technology" begins the best and most interesting period in the history of this Canadian group. Gradually moving away from the typical thrash metal banging, the quartet from Voivod pushed the boundaries, created a totally unique style and was always a step ahead of most other metal bands wanting to...go beyond metal. "Killing Technology" is the first proof of this, although it still stands a bit in the gap between wild beginnings and an ambitious future.

Rating: 10/10

Komentarze

  1. O Voivod złego słowa nie wypada powiedzieć, ale jednak... Wokal jest beznadziejnie chujowy. Irytuje, męczy i przeszkadza w słuchaniu zajebistych riffów. Niby że punkowa niechlujność, ale nawet punki robią to lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liberum veto! Nie jeden punk chciałby tak brzmieć jak Snake, wiem bo pytałem znajomych

      Usuń
  2. Ten zespół jest dość mocno przechwalany,a przecież to nic szczególnego

    OdpowiedzUsuń
  3. O masz, jakie marudy w komentarzach, ale to typowe w internecie

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty