Edge Of Sanity - "Infernal" (1997)

Ciężko przychodzi mi zrzędzić na taką fajną kapelę jak Edge Of Sanity, zwłaszcza po rewelacyjnych "Crimson", "Purgatory Afterglow" itd., ale w przypadku "Infernal" po prostu nie da się inaczej! Niestety, grupa raptem w rok zatraciła dawne umiejętności, z których tak szeroko poprzednio zasłynęła. Zanikły więc konkretne death metalowe brzmienia, dobrze dopasowane melodie, progresywne wstawki i ogólny rozmach, a ostały się jedynie najbardziej typowe i "modne" dla gatunku w tamtym czasie patenty. Po drugiej stronie, trudno było po tym albumie oczekiwać kontynuacji poziomu "Crimson". Atmosfera wewnątrz kapeli ewidentnie nie dopisywała, Dan Swanö miał swoją odmienną wizję, reszta chłopaków z kolei nie chciała zgłębiać się w jeszcze bardziej progresywne brzmienia, a tempo powstawania muzyki było znacznie szybsze niż poprzednio. Ta płyta po prostu nie mogła się udać.

Może z perspektywy innych melo-deathowych albumów "Infernal" nie jest jakimś fatalnym wydawnictwem, to jednak mając na uwadze poprzednie wydawnictwa EoS, omawiany krążek nie dorównuje im poziomem i rozczarowuje nawet tam gdzie nie powinien. Zamysł miał być dosyć podobny do tego z "Purgatory...", czyli trochę ciężkich utworów, trochę lżejszych, trochę bardziej progresywnych, trochę niemetalowych. Tak więc, Dan Swanö zdecydował się na większą część melodyjności, progresji i udziwniania, Andreas Axelsson, jako odwieczny drugi kompozytor, na ciężar i agresję. Cóż...konflikt w zespole także i pod tym względem nie przełożył się na lepszą jakość. Bowiem ani w jednym wydaniu, ani w drugim "Infernal" nie wypada zbyt okazale. 

Przeważają tu w większości bezbarwne, banalne pod względem melodii i wyprane z życia kawałki pokroju "Losing Myself", "15:36", "Hell Is Where The Heart Is", "Damned (By The Damned)" czy "Hollow" lub bezsensownie agresywne (i przez to najczęściej wyprane z pomysłów) kawałki w typie "The Bleakness Of It All" oraz "Helter Skelter" (te akurat zaśpiewane przez Axelssona). Na miarę starych czasów przodują w tym zestawieniu: "Burn The Sun" z klimatycznym wyciszeniem w środku, hiciarski "Forever Together Forever" i nawiązujący do "When All Is Said" (z tym, że znacznie lżejszy) "The Last Song", ale to w zasadzie tyle. Resztę oczywiście można przesłuchać, choć szczerze mówiąc, głównie w celu dokopania się do tych lepszych kawałków lub w formie ciekawostki (zakładając, że się lubi EoS). Obrazu rozpaczy dopełnia jeszcze nieciekawe brzmienie, z którego wyparował wcześniejszy "piach" z gitar, a perka straciła na mocy (w szczególności od strony werbla). No a jeśli to też nie trybi razem z utworami, no to problem robi się tym bardziej większy. Taki jednak urok, gdy nagrywa się krążki na granicy rozpadu.

Ocena: 5/10

[English version]

It's hard for me to complain about a cool band like Edge Of Sanity, especially after the sensational "Crimson""Purgatory Afterglow" etc., but with "Infernal" it simply cannot be otherwise! Unfortunately, within a year the group lost their old skills, for which they had become so widely known previously. So the specific death metal sounds, well-matched melodies, progressive inserts and the general momentum have disappeared, only the patents most typical and "fashionable" for the genre at that time have remained. On the other side, it was hard to expect a continuation of the "Crimson" level from this album. The atmosphere inside the band was clearly not good, Dan Swanö had a different vision, the rest of the guys, in turn, did not want to delve into the progressive sounds even more, and the pace of creating the music was much faster than before. This record just couldn't get out well. 

Perhaps from the perspective of other melodic death metal albums, "Infernal" is not a terrible release, but considering the previous EoS releases, the discussed album does not match them and disappoints even where it should not. The idea was to be quite similar to that of "Purgatory...", i.e. some heavy tracks, a little lighter, a little more progressive, a little non-metal. So, Dan Swanö chose most of the melody, progression and weirdness, Andreas Axelsson, as always second composer, on brutality and aggression. Well...the conflict in the band also in this respect did not come into better quality. Because neither in one issue nor in the second "Infernal" does not look too impressive. 

Mostly colorless, banal in terms of melody and lifeless songs like "Losing Myself", "15:36", "Hell Is Where The Heart Is", "Damned (By The Damned)""Hollow" or senseless aggressive (and thus mostly devoid of ideas) songs like "The Bleakness Of It All" and "Helter Skelter" (those just sung by Axelsson) predominate here. As far as old times are concerned, the leaders in this tracklist are: "Burn The Sun" with an atmospheric mute inside, hitty "Forever Together Forever" and referring to "When All Is Said" (but much lighter) "The Last Song", but that's basically it. Of course, you can listen to the rest, but to be honest, mostly to dig into the better ones or as a curiosity (assuming when you like EoS). The view of despair is complemented by an uninteresting sound, from which the earlier "sand" from the guitars evaporated, and the drums lost theirs power (especially on the snare). Well, and if it doesn't go along with the songs, the problem gets even bigger. However, such a charm when discs are recorded on the verge of splitting up.

Rating: 5/10

Komentarze

Popularne posty