Benediction - "The Grand Leveller" (1991)

Benediction skończyło się na "Subconscious Terror"! - rzekło się co poniektórym o następnych krążkach tejże załogi z Birmingham. Możliwe, ale jakby nie patrzeć, na "The Grand Leveller" zespół odrodził się na nowo, i to nie tylko ze względu na zmianę frontmana. Chłopaki znacznie bardziej zadbali tu o produkcję, kompozycje i techniczną stronę muzy, a przy tym nie zatracili na brutalności oraz tożsamości. Uczynili za to wyraźny progres w stosunku do "Subconscious Terror" i...po prostu pozamiatali. "The Grand Leveller" to jak dla mnie dzieło totalne, krążek znakomity i najlepszy w dorobku grupy, taki do którego aż wraca się z miłą chęcią i chce się go odpalać po raz n-ty. Ilość zmian jest na nim dosyć spora względem "jedynki", ale wszystkie z nich sprawdzają się tutaj znakomicie. Dużo dobrego można powiedzieć choćby o wokalach Dave'a Ingrama (stylistycznie wcale nie tak odległych od frontmana Napalm Death), instrumentarium, produkcji (wgniata konkretnie), ale też - co w death metalu przychodzi mi przez myśl trochę dziwnie - o "hitowości" materiału. Wystarczy bowiem obczaić takie kawałki jak "Graveworm", "Senile Dementia", tytułowy, "Jumping At Shadows" czy "Vision In The Shroud", a bez jakiegokolwiek wysiłku można wkręcić się w tą muzę na naprawdę wiele odsłuchów. Jedyne do czego można się przyczepić to trochę zbyt prosta perka ze strony Iana Treacy'ego, no ale cóż...to już moje takie indywidualne upodobanie heh. Poza tym jednym drobiazgiem, "The Grand Leveller" i tak powinien podpasować wszystkim maniakom ekstremy, longplay ten kopie lepiej jak debiut + nie brak na nim death metalowych hitów. Z perspektywy czasu sam do tego wydawnictwa wracam najczęściej ze wszystkich płyt w dyskografii Benediction.

Ocena: 9/10

Komentarze

Popularne posty