Marduk - "Viktoria" (2018)

Taśmowe tworzenie muzyki, przekleństwo XXI wieku, dopadło właśnie Marduk. Przy tylu płytach trudno było oczywiście uniknąć pewnej powtarzalności czy - po drugiej stronie - wymagać od nich druzgocących zmian i eksperymentowania. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, tyle niechże za tym idą jakieś konkrety i pomysłowe aranże! Pomimo dosłownie kilku świeższych rozwiązań (o których za moment), "Viktoria" jawi się jako krążek stworzony na kolanie, w oparciu o minimum własnych możliwości, tak jakby Morgan i spółka nie chcieli wykorzystywać pełni wszystkich (nowych) pomysłów na tym krążku, by mieć na kolejne.

O podobnej rzeczy mówiłem już w przypadku "Frontschwein". Świeższe patenty nie wybiegają ponad jeden-dwa pomysły i stanowią dużo dalszy plan, stare z kolei nie mają odpowiedniego powera i nie przekonują nawiązaniami do poprzednich kilku płyt. Co gorsza, na "Viktorii" takie połączenie sprawdza się znacznie gorzej niż na "Frontschwein". Okazjonalne dodatki pod postacią m.in.: dziecięcego chóru ("Werewolf"), melodii wokalnych ("June 44"), prostszych riffów czy większej ilości filmowych wstawek ("Tiger I"), to incydenty, które nijak przekładają się na lepszy odbiór muzyki, a w większości wydają się być upchnięte na siłę, zupełnie jakby pojawiły się tylko po to, by odsiać antyfanów zarzucających Mardukowi stagnację. W efekcie, nowości pojawiają się gdzieś w tle i nie mają one przełożenia na bardziej ekscytującą muzykę.

Żeby nie było, muszę przyznać, że grupie ponownie całkiem nieźle wypadły szybsze utwory. Mogą tu się podobać kawałki pokroju "Narva", "The Devil's Song" czy "Equestrian Bloodlust" (pierwszy riff najlepszym na płycie!). Są w nich konkretne wokale, fajny klimat i Fredrik zasuwający z rewelacyjnym blastowaniem. Tyle, że to w sumie jedyne utwory z płyty, do których nie mogę się przyczepić! No poza tym, że są gdzieniegdzie utrzymane aż w zbyt znanym stylu. Pozostałym wymienionym i niewymienionym dość często zdarza się przynudzać i popadać w wojenny patos, no a gdy jeszcze w którymś z nich dojdą zwolnienia...sytuacja robi się już poważnie nieciekawa! Na plus można niby "Viktorii" przypisać krótki czas trwania i - co za tym idzie - większą ilość krótszych kawałków (więc z automatu nie ma tyle męczarni), ale pytanie czy to dobrze, gdy album szybko mija i jednocześnie w takim samym tempie umyka uwadze. Z drugiej strony, na "Viktorii" nie ma zbytnio czego rozkładać na czynniki pierwsze.

[English version]

Artificial music making, the curse of the 21st century, has caught up the Marduk. With so many albums, it was obviously difficult to avoid a certain repetition or - on the other side - require devastating changes and experimenting from them. I am well aware of this, but let there be some concrete details and ingenious arrangements! Despite literally a few more recent solutions (about which in a moment), "Viktoria" appears to be a made in a hurry disc, as if Morgan and the rest of the band did not want to fully use all (new) ideas on this disc to have for the next. 

I have already mentioned a similar thing in the case of "Frontschwein". The newer patents do not go beyond one or two ideas and are much further back, the old ones do not have the proper power and do not convince with references to the previous few albums. What's worse, on "Victoria" such a combination works much worse than on "Frontschwein". Occasional additions in the form of among others: a children's choir ("Werewolf"), vocal melodies ("June 44"), simpler riffs or more movie insertions ("Tiger I"), are incidents that have no impact on better perception of music, and most of them seem to be crammed into force, as if they appeared only to convince out the antifans who accused Marduk of stagnation. As a result, the news appears somewhere in the background and does not fit into more exciting music. 

Anyway, I have to admit that the group did quite well again with the faster songs. There can be liked songs like "Narva", "The Devil's Song" or "Equestrian Bloodlust" (the first riff is the best on the album!). There are specific vocals, a nice atmosphere and Fredrik with a sensational blasting. It's just that these are the only songs from the album that I can't fault on! Except that they are kept in a too well-known style here. The others who are mentioned and not mentioned are quite often bored and fall into the pathos of war, and when one of them get slower paces...the situation is getting seriously uninteresting! On the plus side, "Victoria" can be assigned a short duration and - thus - a greater number of shorter songs (so there is not so much agony to listeners), but the question is whether it's good when the album passes quickly and at the same time escapes attention at the same pace. On the other hand, on "Victoria" there is not so much to analyze.

Rating: 4,5/10

Komentarze

Popularne posty