Mayhem - "Esoteric Warfare" (2014)
W recce dotyczącej "Ordo Ad Chao" padło stwierdzenie, że czwarty longplay Mayhem to ostatni tak innowacyjny i zjawiskowy materiał od tej ekipy. Prawda, aczkolwiek, nie znaczy to, że ci panowie zaniechali chęci wydawania dobrej muzyki. Ot co, za sprawą "Esoteric Warfare" przestali narażać największych ortodoksów na palpitacje serca. Osobiście, za tego typu (zbyt) konserwatywnym podejściem do komponowania nowej muzyki średnio przepadam, ale muszę przyznać, że - jak na ironię - nie wadzi mi to przy zawartości tego co się znalazło na "Esoteric...". Bez gwałtownych zmian udało się bowiem stworzyć Hellhammerowi i - ponownie pozmienianej - spółce muzykę, która nie jest kalką z poprzednich wydawnictw i która wciąż brzmi mocno po swojemu.
Właśnie, na przestrzeni siedmiu lat dzielących "Ordo..." i "Esoteric..." zespół rozstał się z jednym z najlepszych kompozytorów, jacy przewinęli się przez Mayhem - Blasphemerem. Na jego miejscu pojawili się aż dwaj gitarzyści, Teloch i Ghul; no i o dziwo lukę po tamtym muzyku wypełnili dość sensownie, bez silenia się na finezję swojego poprzednika i jakiegokolwiek przypału (zwłaszcza, że drugi z nich niegdyś udzielał się w Cradle Of Filth). Najważniejsze jednak, że po "Esoteric..." wyraźnie czuć, że poświęcono jej wiele czasu i starań, aby nie przypominała ona starszych nagrań - pomimo łudząco znajomego stylu. Warto chociażby przysłuchać się klimatom z "Aion Suntelia", "Watcher", "Throne Of Time" oraz "Pandaemon" albo tym utworom, gdzie zespół zdecydował się na mniej oczywiste rozwiązania, jak choćby hammondy (!) w "MILAB" czy dziwaczne efekty gitarowe słyszalne pod koniec "Corpse Of Care" - bardzo ciekawie rozwijające wcześniejsza formułę z "Ordo...". Fakt, w kontekście poprzedniej płyty niby to niewiele, ale w przypadku samego grania, jakie znalazło się na "Esoteric..." (czyli bardzo spójnego i równego!), taka skromna ilość smaczków wydaje się być wstrzeloną idealnie i dobrze podtrzymuje ona ogólną atmosferę albumu (wojenną/post-apo).
Mimo więc odejścia od radykalnego eksperymentowania, "Esoteric Warfare" to album, którego warto posłuchać. Po rozstaniu Mayhem z Blasphemerem, zespół podtrzymał bardzo wysoki poziom i zdołał sensownie kontynuować znaną stylistykę. No a że nie ma na tej płycie tyle geniuszu, co na poprzednich, to już drugorzędna sprawa. Jak widać po mojej ocenie, do tego problemu można bez problemu się przekonać.
Ocena: 9/10
[English version]
In the "Ordo Ad Chao" review it was said that the fourth Mayhem lp is the last such innovative and phenomenal material from this band. True, however, this does not mean that these gentlemen gave up their desire to publish good music. Well, on "Esoteric Warfare" they stopped experimenting radically. Personally, I don't really like this type of (too) conservative approach to composing new music, but I must admit that - ironically - it does not bother me with what is on "Esoteric...". It's because Hellhammer and the - again changed - line-up managed to create music without any sudden changes, which is not a stupid copy from previous releases and which still sounds strongly in its own way.
Well, in the seven years between "Ordo..."and "Esoteric..." the band parted ways with one of the best composers who have passed through Mayhem - Blasphemer. Two guitarists, Teloch and Ghul, appeared in his place; and surprisingly, they filled the gap left by that musician quite sensibly, without trying to finesse their predecessor and any fervor (especially the second of them was in Cradle Of Filth). However, the most important thing is that after listening to "Esoteric..." you can clearly feel that a lot of time and effort has been put into it, so that it does not resemble older recordings - despite the "familiar" style. It's worth listening to the climates of "Aion Suntelia", "Watcher", "Throne Of Time" and "Pandaemon" or those songs where the band decided to use less obvious solutions, such as hammonds (!) in "MILAB" or bizarre effects guitar audible at the end of "Corpse Of Care" - very interestingly developing the earlier formula from "Ordo...". True, in the context of the previous album, it's not much, but in the case of the sound itself, which was on "Esoteric..." (i.e. very coherent!), such a modest amount of surprises seems to be fit perfectly and it maintains the overall atmosphere well.
So despite departing from radical experimentation, "Esoteric Warfare" is an album worth listening to. After Blasphemer's departure, the band maintained a very high level and managed to continue the well-known style in a meaningful way. And the fact that this album does not contain as much genius as on the previous ones, is a secondary matter. As you can see from my rating, you can easily find out about this problem.
Rating: 9/10
Komentarze
Prześlij komentarz