Morbid Angel - "Heretic" (2003)
Drastyczny spadek jakości na tle "Gateways To Annihilation" oraz poprzednich płyt Morbidków, któremu na imię "Heretic". A mówiąc bardziej dosadnie, album spaprany na własne życzenie. Odnoszę niestety (albo i stety) wrażenie, że czasem już lepiej pozostać przy swoim i klepać w kółko to samo (jak np. Bolt Thrower - ale z udanym skutkiem) aniżeli szukać nowego "ja" na siłę, tam gdzie nie trzeba, tak jak to się właśnie stało na "siódemce" Morbid Angel.
W żadnym wypadku nie chcę przez to powiedzieć, że jest to zły czy jakiś kompletnie nietrafiony krążek, aleee zawiera on zdecydowanie zbyt wiele nieistotnych (a najczęściej zupełnie niepotrzebnych) zmian, które nijak się mają do muzyki i jedynie psują ogólny jej odbiór. Tak się niefortunnie składa, że "Heretic" - mimo, że w ostatecznym rozrachunku jakoś się broni - mógł być kolejnym doskonałym wydawnictwem w dyskografii grupy, podtrzymującym bardzo wysoki i równy poziom dyskografii kapeli Treya Azagthotha.
Całość tego wydawnictwa niestety pogrąża totalnie spłaszczone brzmienie (kłania się przykład "Stillborn" Malevolent Creation - choć Morbidki wypadają jednak lepiej) i bzdurne dodatki "instrumentalne", których oficjalnie niby znalazło się 6 (i tak za dużo!). Co ciekawe, sama właściwa muzyka pomysłowością nie odbiega znacząco od patentów znanych z "Formulas Fatal To The Flesh". Takie kawałki jak "Enshrined By Grace", "God Of Our Own Divinity", "Cleansed In Pestilence (Blade Of Elohim)" oraz "Beneath The Hollow" byłyby murowanymi hitami, gdyby zyskały sound z poprzednich płyt. Gitarowo i perkusyjne wszystko fajnie w nich gra, wokalnie również jest ciekawiej (Steve growluje na parę sposobów), tyle że nic po tym kiedy całości towarzyszy bardzo słabiutka jak na ten zespół produkcja.
Kolejna ważna sprawa, wspominane introsy. Raz, że nie specjalnie pasują do muzy (nawet zajebisty "Drum Check"), dwa, jest ich stanowczo za dużo, a, trzy, po outrze "Born Again", zespół nie wiedzieć czemu zdecydował się jeszcze dopchać resztę krążka pustymi ścieżkami oraz paroma wersjami demo utworów z początku płyty. Nie ma co, bardzo sensowne posunięcie! Najtrudniejszym z tego wszystkiego jest jednak wyciągnięcie jakiejś jednoznacznej oceny dla tegoż krążka. Od strony death metalowej to dla mnie - mimo kiepawej produkcji - naciągane 8/10, z przerywnikami i "ukrytymi" utworami mocne 6/10; najbardziej rozsądna w tym wypadku dla "Heretic" wydaję mi się zatem siódemka.
Ocena: 7/10
[English version]
A drastic drop in quality compared to "Gateways To Annihilation" and previous albums of Morbid Angel, whose name is "Heretic". Or to put it more bluntly, the album was messed up at its own request. Unfortunately (or fortunately) I get the impression that sometimes it is better to have the same style (like Bolt Thrower - with a very successful result) than to look for a new one, where it is not necessary, as it just happened on "Heretic".
I don't mean by this to say that it is a bad or completely missed album, but it contains far too many irrelevant (and usually completely unnecessary) changes that have nothing to do with the music and only spoil its general reception. It is so unfortunate that "Heretic" - although in the end somehow defends itself - could be another excellent release in the group's discography, maintaining a very high and equal level of discography of Trey Azagthoth's band.
The whole release, unfortunately, plunges the totally flattened sound (similar to "Stillborn" Malevolent Creation - although Morbid Angel fares better) and nonsense "instrumental" additions, of which there were officially 6 (and too many!). Interestingly, the actual music itself does not differ significantly from the patents known from "Formulas Fatal To The Flesh". Songs such as "Enshrined By Grace", "God Of Our Own Divinity", "Cleansed In Pestilence (Blade Of Elohim)" and "Beneath The Hollow" would be solid hits if they gained sound from previous albums. Guitars and percussion sound nice, the vocal is also more interesting (Steve growls in a few ways), but so what when the whole is accompanied by a very weak production for this band.
Another important thing, the mentioned intros. One, that they do not suit the music very well (even the cool "Drum Check"), two, there are far too many of them, and, three, after the outro of "Born Again", the band for some reason decided to stuff the rest of the disc with empty tracks and a few demo versions of the songs from the beginning of the album. A very sensible move! The most difficult of all this, however, is an unambiguous evaluation for this disc. From the death metal side, for me - despite poor production - it's a stretched 8/10, with cutscenes and "hidden" songs, strong 6/10; The most reasonable in this case for "Heretic" I think therefore seven.
Rating: 7/10
Generalnie zgadzam się z recenzją z tą jedynie różnicą, że ja na tym albumie nie dostrzegam zbyt wiele nowych elementów. Wręcz bym powiedział że to pierwszy ich album bazujący tylko na wcześniej wypracowanych patentach. Utwory normalne to kompilacja pomysłów z Formulas, Gateways i szczątkowo Domination, introsy i przerywniki o podobnym charakterze też bywały wcześniej. Samo "oryginalne" brzmienie jeszcze wiosny nie czyni. Będziesz dalej pisał tylko historię Morbidów czy dodasz projekty poboczne typu Nader Sadek i Vlitimas? Oba projekty panów wokalistów z Blasphemerem (co ładnie się zgrywa z wcześniej opisaną dyskografią Mayhem) przebijają albumy Morbidów nagrane po Heretic a nawet po Gateways.
OdpowiedzUsuńDodam poboczne projekty, z tym, że pewnie Nader Sadek zawita po "Illudzie". Na pewno wcześniej się pojawi niż cokolwiek od Terrorizer i Hate Eternal.
UsuńJakby tę płytę ubrać w brzmienie Gateways czy Formulas, to większość ludzi by nie narzekała. Oczywiście wywalić zapchajdziury. Ja zapchajdziur nie slucham, do brzmienia się przyzwyczaiłem kilka dni po premierze i paradoxalnie, jednak nie wyobrażam sobie tych numerów z innym brzmieniem. Kawalki spoko, niedocenione głównie przez produkcję. Lubię ten album mimo rzucania w niego błotem. Nawet po latach ludzie określają go jako gówno. To chyba prywatny problem każdego słuchacza z osobna, na pewno nie mój.
OdpowiedzUsuńMoże to fani Mithras czy innego Hate Eternal hehe. Ci pierwsi zamiatają MA wzorowo, a do tego mogą poszczycić się dużo lepszym brzmieniem i fajniejszymi introsami.
UsuńChciałbym zaznaczyć że ta płyta bardzo mocno wykorzystuje numerologię. Płyta ma 44 tracki. 4+4=8 , 8 płyta MA. Places of Many Death nie jest przypadkowo 7 trackiem, bo ta cyfra coś oznacza dla zespołu i początkowo miała wokal, ale zrezygnowali z niego i zostawili jako instrumental, w wyniku czego zostaje nam 8 tracków z wokalem. Praise the Strenght też niby ma jakieś znaczenie będąc 5 trackiem, tak samo jak Beneath the Hollow będącym trzecim. Tortured Souls który jest wyizolowanym trackiem, jest jako 35 track i znowu pojawia się liczba 8 po zsumowaniu 3+5. Jeszcze kiedyś pamiętałem dlaczego Victorious March of Reign the Conqueror jest jako dwunasty track, ale już zapomniałem. To są może skromne przykłady, ale wszystko z głowy. Kurczę, nawet data wydania 2003-09-23 też nie była przypadkowa i łączyła się z datami wydania innych płyt w jakąś logiczną całość
OdpowiedzUsuńSwego czasu bardzo mocno wgryzałem się w płytę. W książeczce też Trey tłumaczy koncepcję "thinking outside of the box" oraz robi wykład na temat swojego vacuum guitar efektu / stylu. Polecam przeczytać. Morbid Angel nie jest typowym zespołem, ma mnóstwo tego typu ukrytych rzeczy, polecam sprawdzać na yt filmiki robione przez psychofanów (tych jeszcze przed IDI).
Ale słuchać Morbid Angel, a Słuchać Morbid Angel to nie jest to samo
Fajny zbiór ciekawostek. Na pewno mało kto o tym obecnie pamięta, tym bardziej, że "Heretic" nie cieszy się aż tak dużą popularnością. Pytanie tylko, na ile to podnosi wartość tego wydawnictwa.
UsuńSą ludzie, którzy są fanatykami tego wydawnictwa i go rozkminiają. Ja nie rozumiem jednej rzeczy. Mnóstwo ludzi jara się black metalem, gdzie brzmienie i umiejętności są na poziomie zerowym, a jednocześnie ci sami ludzie krzyczą na tą płytę za brzmienie. jedyne do czego bym się doczepił to bas. Nastąpił tu syndrom "And justice for all" co sam Tucker potwierdził. Ja generalnie uwielbiam wszystkie płyty MA aż do tej (Illud trochę lubię, trochę nie). Kolejna ciekawostka, zanim ogłoszono tytuł, ludzie żartowali że płyta się będzie nazywać Half Eternal, bo zarówno Jared jaki Rutan grali w MA. Ogólnie warto zmagać się z tym albumem, bo im lepiej się go pozna, tym bardziej się go kocha. Nie dodałem też tego, że okładka jest kolejnym symbolem. Mamy efekt lustra - woda i ogień - pytanie, które odbicie jest prawdziwe, a które iluzją (jest na to odpowiedź i chyba był to ogień, ale nie dam głowy)
Usuń