Convulse - "Evil Prevails" (2013)
Reaktywacja fińskiego Convulse stała się faktem i zaledwie w rok od jej ogłoszenia Rami Jämsä, Juha Telenius oraz - nowi w ekipie - Rolle Markos i Kristian Kangasniemi przypieczętowali to wydaniem, najpierw, bardzo krótkiej epki "Inner Evil", a parę miesięcy później "Evil Prevails" - pierwszym studyjnym albumem od prawie dwudziestu (!) lat, a ogólnie trzecim w dyskografii. No i nie powiem, reunion ten niósł ze sobą sporo nurtujących mnie (ale przypuszczam, że nie tylko) pytań. Bo właściwie czego należałoby się po tych finach spodziewać w 2013 roku? Powrotu do ciężkich brzmień z "World Without God"? Skoczności z "Reflections"? A może czegoś zupełnie nowego? Najbezpieczniej byłoby powiedzieć: wszystkiego po trochu. No i co najciekawsze...jednak nie do końca!
Otóż, już pierwsze sekundy "We Kill Our Kind" szybko dają do zrozumienia, że "Evil Prevails" to nic innego jak ukłon w stronę plugawych klimatów z "World...". Powróciły więc proste, nieco prymitywne rytmy, mozolnie piłowane riffy, niski growl Ramiego (bardziej nieczytelny niż przed laty - co było zrozumiałe, wszak trochę czasu upłynęło), średnio-średnie tempa (praktycznie pozbawione blastowania) i odległe od radosnych klimatów melodie. Niestety, całościowo, ukłon to dość koślawy. Cóż, do kompletu nie powrócił dawny power oraz tajemniczy klimat - jedne z najważniejszych elementów stylistyki Convulse. Zamiast tego, na "Evil..." - w stanowczo zbyt wielu miejscach - zawitało rutyniarstwo i patenty pozbawione należytego pierdolnięcia.
Żeby nie było, "Evil Prevails" wciąż daleko do tragedii czy czegokolwiek wstydliwego. Słucha się tego dość dobrze, a i gdzieniegdzie nóżka zdąży potupać. Słychać też, że grają tu muzycy ze sporym stażem, którzy na death metalu zdążyli zjeść zęby. Zasadniczy problem polega jednak na tym, że "Evil..." brakuje...dawnej wyjątkowości. W naprawdę wielu fragmentach, Convulse brzmi tu jak 90% innych, w dodatku mocno przeciętnych, nowszych death metalowych kapel. Warto zwrócić chociażby uwagę na "World Downfall", "Oceans Of Dust", "God Is Delusion", "Unholy War" czy wspomniany "We Kill Our Kind", które mają w sobie całkiem sensowny groove (ale ten death metalowy) i nie najgorsze pomysły na melodie, aczkolwiek pozbawione są one szaleństwa czy chorobliwego klimatu. W efekcie, całość brzmi aż nadto zachowawczo. Nowości na "Evil Prevails" dopatrzyłem się za to tylko dwóch: czystych, nieco przebojowych wokaliz w tytułowcu oraz odrobiny blackowego riffowania w "Days Are Dark". Z tym, że to incydenty aniżeli główne składowe, które mogłyby przynieść nowe życie w Convulse.
"Evil Prevails" jest więc całkiem poprawnym powrotem do gry po latach posuchy, aczkolwiek na wyraźnie niższym poziomie niż albumy wydane w latach 90. Przede wszystkim, muzyka Convulse stała się tu bardziej pospolita i nie zawiera tylu haczyków co przed laty. Z tego względu, nie porywa i zdaje się być ona wykonana nieco na jedno kopyto.
Ocena: 6/10
[English version]
The reactivation of the Finnish Convulse became a fact and just a year after its announcement, Rami Jämsä, Juha Telenius and - new to the band - Rolle Markos and Kristian Kangasniemi sealed it with the release of, first, a very short ep "Inner Evil", and a few months later "Evil Prevails" - the first studio album in almost twenty (!) years, and generally the third in the discography. Well, this reunion carried with it a lot of bothering me (but I suppose not only) questions. Because exactly what should be expected from these Finns in 2013? Returning to death metal sounds from "World Without God"? Death'n'roll from "Reflections"? Or maybe something completely new? It would be safest to say: a bit of everything. And what's most interesting...the debut option!
Well, the first seconds of "We Kill Our Kind" quickly make it clear that "Evil Prevails" is "World..." worship. So the simple, somewhat primitive rhythms, sawed riffs, Rami's low growl (more unreadable than years ago - which was understandable, after all some time has passed), medium-medium tempos (practically no blasting) and melodies far from joyful climates have returned. Unfortunately, as a whole, this worship is quite crooked. The old power and mysterious atmosphere have not returned to the band - one of the most important elements of the Convulse style. Instead, "Evil..." - in far too many places - has got routine and patents without proper heaviness.
Of course, "Evil Prevails" is still far from a tragedy or anything embarrassing. It's listen to it quite well, and at a lot of moments have catchiness. The main problem, however, is that "Evil..." lacks...its former uniqueness. In really many fragments, Convulse sounds like 90% of other, in addition, very average, newer death metal bands. It's worth mention to, for example, "World Downfall", "Oceans Of Dust", "God Is Delusion", "Unholy War" or the aforementioned "We Kill Our Kind", which have quite a sensible groove (but the death metal one) and no the worst ideas for melodies, although they are devoid of madness or morbid atmosphere. As a result, the whole cd sounds too conservative. There are only two new surprises on "Evil Prevails": clean vocals in the title track and a bit of blacky riffing in "Days Are Dark". Except, that these are incidents, rather than the main components that could bring new life to Convulse.
"Evil Prevails" is therefore quite a correct return to the playing death metal after years of drought, albeit at a clearly lower level than albums released in the 90s. First of all, Convulse's music has become more common here and does not contain as many unique points as years ago.
Rating: 6/10
Komentarze
Prześlij komentarz