Convulse - "Deathstar" (2020)

Zaskakiwania u post-reunionowego Convulse cz. 2. Tak się bowiem dziwacznie składa, że chłodny odbiór "Cycle Of Revenge" nie zraził Finów do dalszego eksperymentowania i poszukiwania brzmień zupełnie odległych od tych, które przyniosły kapeli Ramiego Jämsy największy rozgłos - czyli tych stricte najbardziej obskurnych. Otóż, trio z Nokii postanowiło na "Deathstar" pójść za ciosem i zaszaleć na całego, tworząc jeszcze bardziej pokręconą dawkę dźwięków na pograniczu progresywnego rocka oraz melodyjnego death metalu, szczątkowo odwołując się do swojego czysto, deathowego oblicza. Przy okazji omawianego wydawnictwa, Finom z Convulse udało się też dokonać tego ze znacznie większym fermentem niż na swoim poprzedniku.

Cóż, nie ma się co specjalnie dziwić, nowa stylistyka, w jaką się to trio tu zagłębiło, totalnie nie przekonuje, jakkolwiek by na nią nie spojrzeć. Na "Deathstar" odnosi się wrażenie, jakby grupa Ramiego Jämsy nie wiedziała co chce do końca grać - czy jeszcze pozostać przy death metalu czy może pójść w przesiąkniętego późnym Opeth prog rocka. W efekcie, powstał im potworek, który tak właściwie nie wiadomo do kogo został zaadresowany. Bo z jednej strony: fani prog rocka zamęczą się ilością growli (swoją drogą, bardziej monotonnych niż na poprzednich dwóch albumach), z drugiej: miłośnicy death metalu zasną przy pierwszych taktach niezwykle sennego (sic!) "Extreme Dark Light". Okej, próba połączenia tych stylistyk już w tej niszy się pojawiała i generalnie rozumiem, że Rami i spółka chcieli pokazać się z innej strony - wszak raz się udało, a dodam, że "Cycle..." przecież całościowo mi się bardzo podobał. Problem polega jednak na tym, że w przypadku "Deathstar" pomysłów starcza gdzieś tak na krótką, 8-minutową epkę.

Prawie nieźle sprawdzają się w tym zestawieniu "The Summoning" (najbardziej żywy na tle reszty) oraz tytułowiec (ten z kolei fajnie nawiązuje do poprzedniej płyty). Pozostałe kawałki pokroju wesołkowatego "Whirlwind", dryfującego w stronę czegoś na kształt surf rocka (?) "Chernobyl" czy smętnego "Make Humanica Great Again" sprawiają, że nie chce się specjalnie brnąć w tę płytę, a i nawet wymieniać wszystkich utworów po kolei i ich opisywać. Radiowe melodyjki, skoczne rytmy, pełno zbędnych retro-hammondów, nie mniej łagodna progresja - to jedne z tych rzeczy, które doszczętnie kładą cały album! No a w środku upchnięto jeszcze "We Sold Our Souls For Rock'n'Roll" - nic co związane z Black Sabbath, a apogeum wszystkiego co najbardziej wkurwiające na tym albumie. Niespecjalnie wypada też produkcja całości; dziwacznie przytłumiona i z mocno schowanymi growlami Ramiego względem pozostałych instrumentów - przyciszonych w taki sposób jakby Finowie wstydzili się, że kojarzeni są z death metalem.

Trudno również o lepsze zobrazowanie roku 2020 za pomocą muzyki. Kilka znośnych minut i cała reszta, o których lepiej nie wspominać - coś jak styczeń/luty względem kolejnych miesięcy. Na "Deathstar" bowiem boleśnie widać (i słychać!), że eksperymentowanie między tak skrajnymi gatunkami wyraźnie nie służy muzyce Convulse.

Ocena: 2/10

[English version]

Surprises in the post-reunion Convulse part 2. It's so bizarre that the average reception of "Cycle Of Revenge" did not discourage the Finns from further experimenting and searching for sounds completely distant from those that brought the greatest publicity to Rami Jämsä's band - the most obscure ones. Well, the trio from Nokia decided on "Deathstar" to follow the experiments and go crazy, creating an even more twisted dose of sounds on the border of progressive rock and melodic death metal, resembling its purely, death metal face. On the occasion of this release, the Finns also managed to do it with much more impact than on their predecessor.

Well, no wonder, the new style into which this trio has delved into here is totally unconvincing, however you look at it. On "Deathstar" one has the impression that Rami Jämsä's group did not know what they wanted to play - whether to stay with death metal or go into late Opeth prog rock. As a result, a weak cd was created for them, and it's still not known to whom it was addressed. Because on the one hand: prog rock fans will get tired of the amount of growling (by the way, more monotonous than on the previous two albums), on the other hand: death metal fans will fall asleep with the first sounds of the extremely sleepy (sic!) "Extreme Dark Light". Okay, an attempt to combine these styles has already appeared in this niche and I generally understand that Rami and the rest of the band wanted to show themselves from a different side - after all, they did it once, and I would add that I really liked "Cycle..." as a whole. The problem, however, is that in the case of "Deathstar" there are ideas for a short, about 8-minute ep.

"The Summoning" (the most lively compared to the rest) and the title track (this one, in turn, nicely refers to the previous album) work pretty well in this combination. The remaining songs like cheerful "Whirlwind", drifting towards something like surf rock (?) "Chernobyl" or the dismal "Make Humanica Great Again" make you do not want to delve too much into this album, and even list all songs in turn and describe them. Radio melodies, lively rhythms, a lot of unnecessary retro-hammonds, soft progression - these are one of those things that completely put the whole album down! And in the middle there is also "We Sold Our Souls For Rock'n'Roll" - nothing related to Black Sabbath, and the apogee of everything that is the most pissing off on this album. The production of the whole is also not very special; strangely muffled and with Rami's growls deeply hidden in relation to the other instruments - muted in such a way as if the Finns were ashamed of being associated with death metal.

It's also hard to get a better reflection (sic! x2) of 2020 with the use of music. A few passable minutes and all the rest, which is better not to mention - something like January/February compared to the following months in Poland. On "Deathstar" it's painfully noticeable (and heard!) that the experimenting between genres clearly does not serve Convulse's music.

Rating: 2/10

Komentarze

  1. dostałem konwulsji ,coraz bardziej chujowej muzyki

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak w zapowiedziach pojawilo sie logo niemal ściągnięte z World Without God, zacząłem miec nadzieję na fajny krążek, pokazali fragment okladki, hmm, dużo nie bylo widac, ale hehe nadzieja umiera ostatnia. Ostatecznie wypuscili 1 singiel , tragedia. Ale z ciekawości sięgnąłem po caly album. No odrzuciło mnie w nim wszystko, prócz okładki. Muzycznie katastrofa. Nawet jeśli mieli w zamysle wejść na podwórko późnego Opeth, to sorry, wyszło karykaturalnie. Ale tak jak pisalem, nadzieja umiera ostatnia, no i chyba umarła. Szan na coś dobrego z ich strony już nie dostaniemy. Gwóźdż w trumnę wbity dokumentnie. Szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też korciło mnie, by im to wypomnieć gdzieś w pierwszym akapicie, ale jak to się mówi, kopiącego się nie leży. Nie ma co bardziej tej płytki pogrążać :) jedynie szkoda nazwy Convulse w tym wszystkim

      Usuń
  3. jeszcze dodam, ze ten motyw gitarowy z tytuowego 06.Deathstar gdzies słyszalem, no i znalazlem, to jest The Booda Velvets - Salome's Wish, użyty w remake The Fog z 2005. No hehe znam to z filmu. Nie dawalo mi to spokoju w 06.deathstar, aż w końcu trafilem skąd to znam. Nie jest to identyczne, ale Baaardzo podobne, riff/melodia, nie calu utwór.

    OdpowiedzUsuń
  4. nie słyszałem nowego convulse i aż się boję. stosunkowo ich nawet lubiłem ale bez spustów. ale to musi być naprawdę naprawdę źle skoro aż tak niska ocena.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty