Aghora - "Aghora" (2000)
Szmat czasu minęło od wydania debiutanckiego albumu Aghory, a ja wciąż utwierdzam się w przekonaniu (i raczej się to nie zmieni), że to jedna z najbardziej niedocenionych metalowo-jazzowych płyt jakie ukazały się w tej wąskiej (co poniekąd wiele tłumaczy) stylistyce. Przypuszczam też, że znaczna większość słysząc o nazwie pokroju Aghora prędzej skojarzy ją ze słynną spółką prawa handlowego aniżeli z tak zjawiskową kapelą. No i zdecydowanie niesłusznie! Aghora to zespół nietuzinkowy i absolutnie unikalny, nawet jak na standardy progresywnego grania. Ba, to co się znalazło na "Aghora" właściwie wykracza poza jakiekolwiek sztywne ramy któregokolwiek z tych stylów.
Zasługa w tym oczywiście osoby Santiago Doblesa (mózgu grupy), odpowiednio dobranej ekipy, ale - co wcale nieoczywiste - pomysłów na utwory i ogólnej "inności" na tle innych kapel. Obok wymiatającego Doblesa (w totalnie własnym stylu - aż dziwne, że nie zrobił większej furory), znalazła się wokalistka Danishta Rivero, dopełniający tła gitarniak Charlie Ekendahl oraz...sekcja rytmiczna "Focus"! Samo to już mogło gwarantować co najmniej ciekawy krążek...tymczasem "Aghora" wymyka się tak prostym stwierdzeniom. Ta płyta to kawał mega nieszablonowej i zupełnie niecodziennej jak na prog metalowe standardy muzyki. Takiej, że aż wyrywa z kapci!
Przepis na stylistykę Aghory wygląda w ten sposób: okazjonalne, proste przesterowane riffy, znacznie więcej "przestrzennych" gitar Santiago i Charlie'go na cleanie, spora ilość wirtuozerskich solówek tego pierwszego, mocno wysunięty do przodu bas Seana Malone'a (z częstszymi solówkami niż u Cynic), zakręcona perka Seana Reinerta, sporadycznie pojawiające się pianino/klawisze (w wykonaniu Malone'a), kojący i dość wysoki śpiew Danishty (odległy od standardowych kapel z płcią piękną na froncie) oraz bardzo wyjątkowy orientalny klimat całości. Poza tym, "Aghora" to znacznie więcej niż jakaś tam jazz-metalowa płyta. Przede wszystkim, longplay ten świetnie obrazuje skrajności między tymi dwoma gatunkami. Znaczy to mniej więcej tyle, że muzyka potrafi tutaj być z jednej strony spokojna, klimatyczna i relaksacyjna, a z drugiej bardzo techniczna, porządnie zagmatwana i (z początku) niełatwa w odbiorze. Obok ładnych melodii (ale nie melodyjek), przystępnego śpiewu i nośnych schematów w typie zwrotka-refren, na "Aghora" aż roi się od różnorodnych łamańców i instrumentalnych odstępstw. Nie brak tego w "Mind's Reality", "Existence" (z mistrzowskim solem perkusyjnym!), "Immortal Bliss", "Satya", "Kali Yuga", "Frames", "Transfiguration" czy nawet w najłagodniejszym "Anugraha". Jednak i tak największym odlotem z całego zestawienia (a to wbrew pozorom nie taki łatwy wybór) jest tutaj 11-minutowa improwizacja pt. "Jivatma", pełna gitarowych solówek (na jedną skusił się nawet gościnnie Jason Gobel) jak i basowych oraz niesamowitego, przesiąkniętego buddyzmem klimatu. Ciarki murowane!
No i najlepsze w tym, że wszystkie te techniczne cudeńka i dbałość o szczegóły nie przykryły strony kompozycyjnej albumu czy ogólnego luzu jaki towarzyszył tym nagraniom (warto poszukać "making ofów" na youtube - jeśli muzyka komuś nie wystarcza za dowód). O przedobrzenie i kiepsko wyważone proporcje w tej stylistyce przecież nie trudno, tymczasem muzycy z Aghory potrafili przywdziać metal i jazz w jednakowo znakomite i porywające utwory. Ocena zatem zdaje się być oczywista w tym wypadku.
Ocena: 10/10
[English version]
A long time has passed since the release of Aghora's debut album, and I am still convinced (and I think it will not change) that this is one of the most underrated metal-jazz albums that appeared in this narrow (which in a way explains a lot) style. I also suppose that the vast majority of people who hear about a name like Aghora will sooner associate it with a famous (in Poland) commercial law company than with such a phenomenal band. And definitely wrong! Aghora is an extraordinary and absolutely unique band, even by the standards of progressive metal. Well, on "Aghora" actually goes beyond any standards of these styles.
The contribution for this is, of course, the person of Santiago Dobles (the brain of the group), a properly selected line-up, but - which is not obvious - ideas for songs and general "otherness" compared to other bands. Next to the masterful Dobles (in a totally own style - it's strange that he did not get much more attention), there was singer Danishta Rivero, rhythm guitar player Charlie Ekendahl and...the "Focus" rhythm section! This alone could guarantee at least an interesting album...meanwhile "Aghora" eludes such simple statements. This album is a piece of unconventional and completely unusual music by progressive metal standards. Such that there are no normal words!
The recipe for Aghora's style looks like this: occasional, simple distorted riffs, many more "spacious" guitars by Santiago and Charlie on cleans, a large number of virtuoso solos from the former, Sean Malone's forward bass (with more frequent solos than at Cynic), Sean Reinert's focused on more jazzy style, some piano/keyboards (performed by Malone), Danishta's soothing and quite high-pitched singing (distant from standard bands with the girls on the front) and a very unique oriental atmosphere of the whole. Otherwise, "Aghora" is much more than just jazz-metal album. First of all, this lp perfectly illustrates the extremes between the two genres. It means that the music can be calm, atmospheric and relaxing on the one hand, and on the other hand very technical, thoroughly confusing and not easy to listen to at first contact. Apart from nice melodies (but not sweetening), accessible singing and powerful verse-refrain patterns, "Aghora" is full of various technique and instrumental deviations. There is no lack of it in "Mind's Reality", "Existence" (with a masterful drums solo!), "Immortal Bliss", "Satya", "Kali Yuga", "Frames", "Transfiguration" or even the calmest "Anugraha". However, the biggest departure from the entire list (and this is, contrary to appearances, not such an easy choice) is the 11-minute improvisation entitled "Jivatma", full of guitar solos (one was even tempted by Jason Gobel as a guest) and bass, and an amazing, Buddhist atmosphere. Effect wow guaranteed!
And the best thing is that all these technical trifles and attention to details did not cover the composition side of the album or the general rejoicing that accompanied these recordings (it's worth looking for "making offs" on youtube - if music is not enough for someone's proof). After all, it is not difficult to overdo it and poorly balanced proportions in this style, while the musicians from Aghora were able to put on metal and jazz in equally excellent and thrilling songs. The assessment therefore seems obvious in this case.
Rating: 10/10
Lubię, tylko tyle napiszę w tym temacie
OdpowiedzUsuńCieszy obecność także tutaj :)
Usuń