Aghora - "Formless" (2006)
Solidnie trzeba się było naczekać zanim "Formless" ujrzy światło dzienne, no a gdy już się ukazał i (mój) apetyt jako tako zaspokoił, niestety (albo stety - o tym później) okazał się być on wyraźnie inną historią od "Aghora". Taką, która z początku wiązała się z pewnymi rozczarowaniami, ale sporo później, z akceptacją obranej ścieżki "rozwoju". Oznacza to tyle, że na tle zawartości selftajtla, "Formless" jawi się...jako mocny krok wstecz! Co jednak najciekawsze, pomimo zupełnie odmienionej ekipy i zwrotu w dużo mniej ambitnym kierunku, muzykom udało się zachować wysoki poziom i stworzyć album, który do nazwy Aghora pasuje dość nieźle.
Przyczynili się do tego - obok Doblesa - zupełnie nowi członkowie, tj. basista Alan Goldstein, perkusista Giann Rubio oraz wokalistka Diana Serra, ale też kilka starych znajomych jak Danishta Rivero (odpowiada za teksty) oraz - co ważniejsze - Sean Reinert (udzielający się gościnnie w sześciu utworach). Generalnie, na spójności nic z tego nie ucierpiało, a bez wdawania się w szczegóły można by pomyśleć, że grupa nagrywała na jednego drummera (co pokazuje też bardzo dobry warsztat dużo mniej znanego Gianna Rubio). Po drugiej stronie, "Formless" nie jest już krążkiem aż tak zaawansowanym jak "Aghora" i z automatu nie wymagało to po wszystkich muzykach wysilania się przy aranżach, by były na tyle zawiłe co na debiucie.
Upraszczanie i zaniechanie finezji znanej z "Aghora" o dziwo dosyć dobrze wpłynęło na zawartość "Formless". Riffy zyskały więcej "mięska", gitary na cleanie podkreśliły cieplejszy charakter tej muzyki, solówki Santiago uzyskały jeszcze więcej miejsca na "wybrzmienie", a prostsze bębnienie dodało większej chwytliwości gitarom (w czym zapewne pomogła jeszcze lepsza produkcja). Nawet zbyt oszczędny bas (mimo że Goldstein nie podąża ściśle za gitarami - toteż solówki z jego strony się zdarzają) i wokale Serry, które nie powalają taką różnorodnością i subtelnością jak u Danishty nie są jakimiś dokuczliwymi wadami, przez które "Formless" odbiera się znacznie gorzej (pomimo jednak bycia tym słabszym na tle debiutu). Takie utwory jak "Moksha", "Skinned", "Fade", "Atmas Heave", "1316" czy "Mahayana" porządnie wpisują się w styl Aghory i dość zgrabnie łączą prog metalowe granie z wpływami jazz fusion - na tyle dobrze, że byle laik załapie sens płyty. Z kolei takie kawałki jak "Dime" (hołd dla Dimebaga - swoją drogą, jeden z lepszych na jakie można trafić) czy tytułowiec już wyraźnie dryfują w stronę pokręconych klimatów rodem z "Aghora". Tak więc ogólnie, nie taki "Formless" prostawy jak o nim piszą hehe.
Najważniejsze jednak, że jak na (częściowo) rozczarowujący materiał, "Formless" nadal wyprzedza warsztatem i poziomem całą rzeszę nowszych kapel parających się metalem progresywnym. Sam oczekiwałem po tym materiale trochę innych rzeczy i chyba też większego szaleństwa, aleee szczerze mówiąc, i tak nie potrafię się jakoś czepiać u Aghory takiej ścieżki rozwoju! Poszło za tym przecież masa dobrych i nie takich oczywistych pomysłów.
Ocena: 8/10
[English version]
It was quite a wait before "Formless" came out, and when it was released and (my) appetite was satisfied, unfortunately (or fortunately - more on that later) it turned out to be a distinctly different story from "Aghora". One that was initially associated with some disappointments, but much later, with the acceptance of the chosen direction of "progress". It just means that against the background of the "Aghora", "Formless" means...as a strong step back! Interestingly, despite a completely changed line-up and a turn in a much less ambitious direction, the musicians managed to maintain a high level and create an album that fits the name Aghora quite well.
This was due to - apart from Dobles - completely new members, i.e. bassist Alan Goldstein, drummer Giann Rubio and vocalist Diana Serra, but also a few old friends such as Danishta Rivero (responsible for the lyrics) and - more importantly - Sean Reinert (making a guest appearance in six songs). In general, the consistency did not suffer from any of this, and without going into details, one would think that the group recorded with one drummer (which also shows a very good technique of the much less known Giann Rubio). On the other hand, "Formless" is not an album as advanced as "Aghora" and automatically it did not require all the musicians to struggle with the arrangements to be as complicated as on the debut.
Simplifying and abandoning the finesse known from "Aghora" surprisingly had a good effect on the content of "Formless". The riffs gained more heaviness, on the clean they emphasized the warmer nature of the music, the Santiago solos gained even more "resound", and the simpler drumming added more catchiness to the guitars (which was probably helped by the even better production). Even too modest bass (although Goldstein does not follow guitars closely - so solos on his part does happen) and Serra's vocals, which are not overwhelming with such diversity and subtlety as in Danishta's, are not annoying and not causing "Formless" perceived significantly worse (despite being the weaker in comparison to the debut). Songs such as "Moksha", "Skinned", "Fade", "Atmas Heave", "1316" or "Mahayana" fit into Aghora's style and quite neatly combine prog metal style with jazz fusion influences - so well that any beginner will understand the meaning of the album. In turn, such tracks as "Dime" (a tribute to Dimebag - by the way, one of the better ones you can find) or the title track are clearly drifting towards twisted climates straight to "Aghora". So in general, not so simple "Formless" as they write about it hehe.
Most importantly, for a (partially) disappointing material, "Formless" is still ahead of the crowd of newer progressive metal bands in terms of technique and quality. I myself expected a bit different things from this material and probably also a greater madness, but to be honest, I still can't criticize on such a progress direction in this release of Aghora! After all, it was followed by a lot of good and not so obvious ideas.
Rating: 8/10
Komentarze
Prześlij komentarz