Massacre - "Back From Beyond" (2014)

Powrót autorów kultowego "From Beyond" stał się faktem, a jego zwieńczeniem nowa muzyka! Szkoda tylko, że zwlekano z nią straszliwe długo (bo aż 18 lat) i że ogólnego reunionu nie dokonano w pełnej, starej ekipie (z Kamem Lee na czele). Żeby było śmieszniej, udział Edwina Webba (jako nowego frontmana) w tym comebacku to i tak najmniejszy problem spośród całego zgiełku zgrzytów jaki towarzyszy "Back From Beyond"! No a skoro moje zdanie odnośnie tego ich powrotu jest już znane...nie ma co owijać w szczegóły. Pierwszego samobója zespół strzelił na etapie doboru tytułu i okładki - paskudnie sentymentalnych. Przez coś takiego jeszcze idzie się nabrać, że muzyka tutaj dorównuje najstarszym dokonaniom Massacre!

No niestety, ta ma niewiele wspólnego z czasami "From Beyond". Na swoim pierwszym poważnym, powrotnym materiale, Massacre celuje w granie bliskie...powrotnego Grave oraz - w niektórych momentach - środkowego Cannibal Corpse! Wszystko zatem fajnie i mocno oldschoolowo, bo i wzorce solidne, tyle, że...jak dla mnie Amerykanie zatracili na tym własną tożsamość. No okej, pojawiają się przecież firmowe przewajchowane solówki Ricka Rozza. Z tym, że jak jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak taki detal również i tutaj nie przekłada się na powrót stylu Massacre

Kolejna sprawa, chyba nawet ważniejsza - sam poziom utworów. Trochę już zdążyłem przekatować swój słuch tym "Back From Beyond" i cóż, za każdym razem mam problem ze wskazaniem na nim jakichś większych highlightów. Może za wyjątkiem początku albumu, który jest zwodniczo dobry. Przede wszystkim, na krążku znalazło się zbyt wiele jednakowej muzyki i upchnięto jej tu w zbyt dużej ilości (bo nawet jak na 45-io minutowy materiał, te 13 utworów + intro potrafi się potwornie dłużyć). Nie pomagają też w tym lepsze od Billa Andrewsa partie perkusyjne Mike'a Mazzonetto, fisherowe wokale Webba czy ogólnie większy ciężar od "From Beyond". Jednolitość muzyki, kurczowe trzymanie się średnich temp, średnie pomysły na riffy to jedne z kilku rzeczy, które skutecznie zniechęcają do sprawdzania całości i mocno zaniżają poziom longplaya. No a gdyby jeszcze nie wiadomy szyld i okładka utrzymana aż nadto w starej konwencji, żaden wydawca pokroju Century Media Records nie zwróciłby na tak przeciętną muzykę szczególnej uwagi. Na pochwałę na pewno mogę tu wyróżnić "As We Wait To Die", "Ascension Of The Deceased", "Darkness Fell", "Sands Of Time" czy "Hunter's Blood", bo wydają się jakby poświęcono im najwięcej czasu, ale to w sumie tyle - ogólnie dosyć średni wynik jak na rzekomych klasyków death metalu

No i nawet nie mając na uwadze, że tuż po wydaniu "Back From Beyond" kapela zakończyła działalność (jak się okazuje, nie po raz ostatni), album jawi się jako niezbyt potrzebna światu ciekawostka. No bo jakość i zawartość tego comebacku pozostawiają sporo do życzenia, a sama muzyka nie dorównuje poziomem "From Beyond".

Ocena: 6/10

[English version]

The return of the authors of the cult "From Beyond" has become a fact, and its culmination is new music! It's a pity that it was delayed for a long time (18 years) and that the general reunion was not carried out in the full, old line-up (with Kam Lee). To make it funnier, Edwin Webb's participation (as new frontman) in this comeback is still the smallest problem among all the hustle and bustle that accompanies "Back From Beyond"! Well, since my opinion about their return is already known...there is no need to extend in details. The first disadvantage was scored by the band at the stage of selecting the title and cover - terribly sentimental. By something like this, you are also going to be fooled that the music here rivals the oldest Massacre cds! 

Unfortunately, this one has little to do with the times of "From Beyond". On their first "serious" comeback material, Massacre excels at playing close to...the comeback Grave and - in some moments - the middle Cannibal Corpse! So everything is cool and old-school, because the inspirations are solid, but...for me, the Americans lost their own identity. Okay, there are the company's "whammy" solos by Rick Rozz. However, such a detail also does not create the full Massacre style here. 

Another thing, probably even more important - songwriting. I've already had time to get acquainted with "Back From Beyond" and well, every time I have a problem with pointing to some major highlights on it. Maybe except for the beginning of the album which is deceptively good. First of all, there was too much of the same music on the disc and too much of it (even for 45-minute material, these 13 tracks + intro can be terribly long). The percussion parts of Mike Mazzonetto (better than Bill Andrews), Webb's fisher-like vocals or the overall heavier sound from "From Beyond" do not help either. Uniformity of music, sticking to medium tempos, average ideas for riffs are one of the few things that effectively discourage from checking the whole cd and significantly lower the level of the longplay. Well, if the band logo and cover were not yet known in the old convention, no publisher like Century Media Records would pay special attention to such mediocre music. For praise, I can definitely mention "As We Wait To Die", "Ascension Of The Deceased", "Darkness Fell", "Sands Of Time" or "Hunter's Blood", because they seem to have been given the most time, but it's all - generally quite average result for the alleged "death metal classics"

And even without bearing in mind that just after the release of "Back From Beyond" the band ended (as it turns out, not for the last time), the album seems to be a curiosity that the world does not need much. Because the quality and content of this "comeback" leave a lot to be desired, and the music itself does not match the level of "From Beyond".

Rating: 6/10

Komentarze

  1. Jak to ktoś gdzieś w jakiejś recenzji napisał, właczam massacre a słyszę późniejsze grave i ja też slyszę póżniejsze grave nawet vocale podobne do lindgrena, muzycznie riffy tez podobne. Głownie chodzi o grave od fiendish poprzez as rapture i trochę dominion. Ale polecam włączyc na zmiane po utworze z tej Massacre i najlepiej z fiendish Grave. Nawet głuchy wyłapie że to jest to samo. Co do recenzji wyszej, pierwotny grave z into czy your never see..., bo te uwazam za pierwotne, to jednak tych plyt nie slysze na ostatniej massacre po reaktywacji. Ale to subiektywne spostrzeżenia. Dużo też ma na to wpływ vocal wlasnie. A Jorgen śpiewał inaczej od Lindgrena. A wlaśnie Lindgrena slysze na massacre. Ale jak pisalem, to subiektyw, każdy slyszy po swojemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *powrotny Grave, właśnie ten od płyt "Back From The Grave" i wyżej.

      Usuń
    2. powrotny powrotny, sorki, nie doczytałem, mój błąd. A co do recenzji Promise, trzeba napisać, musi być komplet wydawnictw. Nie jest taka tragiczna ta promise, gitary fajnie brzmią. Ja jej słucham dla brzmienia gitar właśnie, wlasnie przez to brzmienie wiele riffow mi sie tam podoba. Tłusty i gęsty sound gitar

      Usuń
  2. Widzę że Promise sobie odpuściłeś hehehe.

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę że na przyszłe prima aprilis wyrobię się z recką "Promise" ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty