Aghora - "Entheogenic Frequencies" (2019)

No i wraz z końcówką 2019 roku stało się! Po wcześniejszych wielu hucznych zapowiedziach i nie mniejszym oczekiwaniu, "Entheogenic Frequencies" w końcu został wydany! Ja wiem, Aghora nigdy nie słynęła z dużej ilości wydawnictw i olbrzymiego hype'u na nie (a szkoda), ale przypomnę, że nagrania ich trzeciego krążka rozpoczęto już w 2009 roku! Przez ten czas można było zwątpić czy album w ogóle ujrzy światło dzienne i czy na gadaniu się ten cały szum nie skończy. Na szczęście, nie skończył, a o "Entheogenic Frequencies" śmiało można powiedzieć, że jest kolejnym wartym uwagi krążkiem w (zbyt skromnym) dorobku Aghory.

Ciekawe jest to o tyle, bo wydawało się, że z Aghorą jest ta sama przypadłość co z kilkoma innymi z tej niszy - kiedyś dokonali czegoś zajebistego, szybko (i przedwcześnie) odeszli do lamusa, a na kolejnych albumach owej zajebistości już utrzymać zbytnio nie potrafili. Omawiany krążek jednak dość fajnie wyłamuje się takim spekulacjom. Ma on wiele punktów wspólnych z poprzednimi dwoma, a jednocześnie wprowadza sporą ilość zmian i przede wszystkim nie jest kolejnym etapem upraszczania ich muzyki. Ba, w niektórych momentach "Entheogenic..." dość mocno zaskakuje i wyłamuje się od wcześniejszych rozwiązań!

Na samym początku od strony składu, w którym...zabrakło wokalistki. Całość krążka bowiem oparto tu o wirtuozerię Santiago Doblesa, bezprogowe wariactwa Alana Goldsteina (tym razem szalejącego na równi z gitarami - vide: "Cave", "The Marduk Prophecy" czy "Truth Is Alien"), nie mniej kombinującego Matta Thompsona (tak, ten od Kinga Diamonda!) i...licznych klawiszowych dodatków. No a to ostatnie jest szczególnie zastanawiające, ponieważ o dziwo jakoś pasuje do klimatu utworów (może jedynie poza "Tree Of Answers", w którym panowie trochę z tym odlecieli) i nie robi w nich za nudne plumkanie czy słodzenie. No a same instrumenty naprawdę fajnie wypełniają braki za wokale. Kolejne ciekawe nowości to chociażby blasty (np. w "Path"), wstawki z banjo ("Portal"), częstsze akustyki, mocniej zaznaczone w miksie siedmio-strunowe gitary czy - chyba najbardziej cieszące ucho - równoczesne solówki Doblesa i Goldsteina. Na klawiaturę ciśnie się określenie "Entheogenic..." po prostu trudniejszym w odbiorze "Formless", ale do końca tak nie jest, bo te właśnie powyższe zmiany mogłyby się średnio sprawdzać na "Formless", z kolei tak delikatny śpiew nie wszędzie mógłby pasować na "Entheogenic...".

Cieszy fakt, że Aghora po tylu latach zdołała powrócić i utrzymać jednakowo dobry poziom swojej muzyki co przed laty. Powroty bywają naprawdę różne, w większości nic za tym ciekawego nie idzie, a często wiążą się one z rozczarowaniami. Jak pokazuje przykład Aghory, dało się powrócić z klasą i kolejnym bardzo dobrym materiałem.

Ocena: 8,5/10

[English version]

And at the end of 2019 it happened! After many boisterous announcements and no less anticipation, "Entheogenic Frequencies" is finally released! I know, Aghora has never been so famous for a large number of releases and a huge hype about them (which is a pity), but I would like to remind you that the recording of their third album started in 2009! During this time, it was possible to doubt whether the album would ever release and whether all the hype would end with the rumors. Fortunately, it wasn't ended, and about "Entheogenic Frequencies" one can safely say that it's another noteworthy album in Aghora's (too modest) discography. 

It's interesting, because it seemed that Aghora had the same ailment as with several others from this genre - they did something awesome once, quickly (and prematurely) passed away, and on subsequent albums they could not keep this awesomeness too much. But the discussed album breaks away from such speculations quite nicely! It has many points in common with the previous two, and at the same time introduces a lot of changes and, above all, is not the next step in simplifying their music. Well, in some moments "Entheogenic..." is quite surprising! 

At the very beginning, from the side of the line-up, in which...the singer was missing. The whole disc is based on the virtuosity of Santiago Dobles, Alan Goldstein's fretless insanity (this time raging on a par with guitars - vide: "Cave", "The Marduk Prophecy" or "Truth Is Alien"), no less combining Matt Thompson (yes, the one from King Diamond!) and...numerous keyboard inserts. And the last one is especially puzzling, because surprisingly it somehow fits the atmosphere of the tracks (maybe only outside of "Tree Of Answers", in which the band flew away with it a bit) and does not make them too boring or sweetening. The instruments themselves really nicely fill the gaps for the vocals. Other interesting novelties are, for example, blasts (eg. in "Path"), banjo inserts ("Portal"), more frequent acoustics, strongly marked in the mix seven-string guitars or - probably the most pleasing to the ear - simultaneous solos by Dobles and Goldstein. There comes to mind that "Entheogenic..." is just simply more difficult "Formless", but it's not really so, because these above-mentioned changes could be average for "Formless", in turn such a delicate singing could not fit everywhere on "Entheogenic..."

I am glad that Aghora managed to come back after so many years and maintain the same good level of their music as years ago. Returns can be really different, mostly no interesting, and they are often associated with disappointments. As the example of Aghora shows, it was possible to return with class and another very good material.

Rating: 8,5/10

Komentarze

  1. Znakomity album! Jak wcześniejsze płyty nie bardzo mi podchodzą (a założyłem, że tak będzie ze względu na Reinerta i Malone'a), tak Entheogenic wymiata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To druga też powinna podejść, Reinert załapał się raptem na połowę kawałków (i gra pod "oficjalnego" drummera), a pan Malone również tam nieobecny.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty