Atheist - "Unquestionable Presence" (1991)

Okres towarzyszący "Piece Of Time" był dla Atheist dość zróżnicowany. Najpierw problemy z jego wydaniem (do czego przyczyniło się Active Records), później dość skrajne przyjęcie krążka, seria koncertów, tras, itd., szybkie komponowanie materiału na kolejny album, no a potem...strata utalentowanego Rogera Pattersona. Cios był to oczywiście olbrzymi dla zespołu, z tym, że Atheist nawet pomimo tak wielkiej straty postanowił działać dalej. Do składu dokooptowano kolejnego mistrza basu, czyli Tony'ego Choya (udzielającego się też w Cynic) i to z nim już dokończono kolejne dzieło, "Unquestionable Presence" właśnie.

Muzycznie to jest naprawdę ciekawy temat. W przeciągu dwóch lat zespół uczynił olbrzymi postęp i pokazał, że to co wcześniej doskonałe...właściwie da się jeszcze bardziej ulepszyć. Inna (i jeszcze lepsza) jest tu produkcja (mimo, że wciąż za nią odpowiada Scott Burns ze swoim Morrisound), pozbyto się thrashowych szybkości (przez co całość "Unquestionable..." wydaje się być nieco wolniejszą), wokal Scheafera stał się znacznie bardziej deathowy, a w samych utworach dzieje się jeszcze więcej niż poprzednio! Tak więc, death-jazz w wykonaniu Atheist stał się na "Unquestionable..." znacznie bardziej zakręcony, (z początku) jeszcze trudniejszy w odbiorze i - co za tym idzie - znacznie mniej oczywisty. Znaczy to tyle, że ilość zawijasów przypadających na kawałek zwiększyła się kilkukrotnie, no a odrobina nieuwagi ze strony słuchacza może poskutkować niezrozumieniem albumu jeszcze mocniej niż przy debiucie. Po drugiej stronie, na "Unquestionable Presence" nie ma mowy o koniobijstwie i bezsensownym szpanowaniu techniką. Amerykanie z Atheist znali swoje możliwości na tyle, że wiedzieli jak wpleść do tego prostsze i bliższe klasycznego grania patenty.

Dzieje się ogrom, o tym już mówiłem. Najlepsze, że jak wsłucha się jednak w takie "Brains", "An Incarnation's Dream", "Mother Man" czy "The Formative Years" (w sumie to w dowolny kawałek z płyty), to nie czuć w nich żadnego przesytu, te wszystkie łamańce wychodzą kapeli tak naturalnie, że aż stają się elementami nadającymi płycie chwytliwości! Powtórzę to samo o czym wspominałem w recce "Piece Of Time". Mimo większego udziału techniki (tutaj to nawet jeszcze bardziej), Kelly Scheafer i koledzy wiedzieli jak przekuć progresywne oraz techniczne cudeńka do death metalowych brzmień, na tyle, by nie zatracić sensu. Drugi raz z rzędu udało się im z tego stworzyć bardzo zaawansowany i wymagający album, ale jednocześnie taki, którego słucha się wybornie. No a przecież o to właśnie chodzi w takiej technicznej muzie.

Ocena: 10/10

[English version]

The period accompanying "Piece Of Time" was quite varied for Atheist. First, problems with its release (which was caused by Active Records), then a quite radical reception of the disc, a series of concerts, tours, etc., quickly composing material for the next album, and then...Roger Patterson died in a car accident. Obviously, it was a huge loss for the band, and I don't think I need to remind you of this musician's talent, but Atheist decided to continue working on next record. Another bass master, Tony Choy, joined to the line-up, and it was with him that another work was completed - "Unquestionable Presence" precisely. 

Musically, it's a really interesting topic. In two years, the band has made tremendous progress and has shown that what was previously perfect...can actually be improved even further. The production is different (and even better, although Scott Burns and his Morrisound are still responsible for it), thrash speeds got rid of (which makes the whole "Unquestionable..." feel a bit slower), Scheafer's vocals became much more more deathy, and the songs themselves have even more interesting than before! So, death-jazz performed by Atheist became much more twisted, (at the beginning) even more difficult to listen to and thus much less obvious. It means that the number of squiggles per song has increased several times, and a bit of inattention on the part of the listener may result in misunderstanding the album even more than on the debut. On the other side, on "Unquestionable Presence" there is no question of pointless technique. The Americans from Atheist knew their capabilities so much that they knew how to weave into it simpler and closer to classical playing patents. 

There is a lot going on, I have already mentioned it. The best thing is that when you listen to such "Brains", "An Incarnation's Dream", "Mother Man" or "The Formative Years" (actually any track from the album), you do not feel any excess in them, all these the twigs come out of the band so naturally that they become the elements that give the album catchiness! I will repeat the same thing I mentioned in the "Piece Of Time" review. Despite the greater use of technique (even more here), Kelly Scheafer and the rest of the band knew how to turn progressive and technical wonders into death metal sounds, so as not to lose the sense. For the second time in a row, they managed to create a very advanced and demanding album, but at the same time one that is great to listen to. And that's what this technical music is all about.

Rating: 10/10

Komentarze

  1. Boję się recenzji Elements, moja zdecydowanie nieulubiona płyta. Ale jestem ciekaw spostrzeżeń co tak wlaściwie nie gra na tamtym albumie uchem innym niż swoje. Pozdro

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mieszania z błotem raczej nie będzie, przewiduję kilka bardzo drobnych uwag.

      Usuń
  2. Skoro tak ciągniesz tematykę technicznych zespołów death metalowych o inklinacjach jazzowych to w następnej kolejności powinieneś też wziąć na warsztat Nocturnusa, który przecież personalnie wywodzi się od już opisywanego przez Ciebie Morbid Angel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy w następnej to zobaczymy, ale prędzej czy później na pewno się pojawi, i to z dopiskiem A.D.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty