Pestilence - "Malleus Maleficarum" (1988)
O albumach pokroju "Scream Bloody Gore" czy "Altars Of Madness" mówi się w kontekście monumentów, niezwykle wpływowych itp. itd., tymczasem za równie zajebistego i wpływowego "Malleus Maleficarum" holenderskiego Pestilence...chyba się nie uznaje. Bynajmniej nie w takim stopniu, na jaki zasługuje! Eh, muzyka w wykonaniu Holendrów (i Niemca) świetnie wpisywała się w ówczesne standardy przesuwania granicy ekstremy, wyszła bardzo wcześnie (bo w 1988 roku), mogła poszczycić się znacznie ciekawszą techniką, a poza tym miała ten wabik, że nie była z - jedynej słusznej - Ameryki. Wszystko zatem powinno się zgadzać. Powód tego pominięcia jest jednak dużo prostszy. Otóż, każda następna płyta Pestilence (do 1993 roku) ukazywała się dosyć szybko, przynosiła sporo zmian i podnosiła poprzeczkę na tyle wysoko, że "Malleus..." z ich perspektywy błyskawicznie okazał się być zbyt zwykłym i mało rewolucyjnym.
Mimo tego, niesłusznie! "Malleus Maleficarum" to thrash metal mocno przesiąknięty pierwszymi (czy raczej drugimi/trzecimi) dokonaniami Kreator, Sodom, Dark Angel czy nawet Destruction, a po drugiej stronie, tryskający oryginalnością i znacznie brutalniejszy, zahaczający o death metal. Ostatnie przejawia się oczywiście za sprawą osoby Martina van Drunena, który na tym etapie wprawdzie jeszcze wyszczekiwał poszczególne frazy aniżeli popadał w taką wyziewność jak później, ale czynił to z taką różnicą od innych thrashowych śpiewaków, że znacznie niżej i bardziej ochryple. Riffy i perka to tradycyjnie w tej muzie sporo gnania do przodu i ogólny czad, choć już i wtedy zdarzały się im bardzo sensowne i klimatyczne zwolnienia (w mniejszości, ale jednak), no i solówki Patricka Mameli oraz Randy'ego Meinharda, które wykraczały grubo ponad normę. Właściwie, już na tym etapie w Pestilence wykrystalizował się ich charakterystyczny styl, tj. techniczny i melodyjny zarazem (i to pomimo, że Meinhard nie zagrzał miejsca w kapeli na zbyt długo). Póki co jednak...nie o technikę w graniu Pestilence jeszcze do końca chodziło.
Bo "Malleus..." stawia największy nacisk na szybkość, agresję i dobre przemieszanie tego z średnimi tempami, tak aby muzyka nie sprawiała wrażenia zrobionej na jedno kopyto. No i tak po jednej stronie można wymienić świetnie rozkręcające się "Commandments", "Subordinate To The Domination", "Chemo Therapy" czy "Malleus Maleficarum/Antropomorphia", a po drugiej krótsze, walące prostu z mostu "Extreme Unction", "Parricide", "Bacterial Surgery" czy "Cycle Of Existence". Pomiędzy udało się wcisnąć jeszcze dający (chwilowe) wytchnienie instrumental "Osculum Infame", ale to w zasadzie tyle z wyjątków, pozostała część "Malleus..." to już thrash/death w pełnej okazałości i w najlepszym - bo dość ekstremalnym - wydaniu.
Tak więc, jak wspominałem wyżej, "Malleus Maleficarum" to trochę niesłusznie niedoceniony klasyk. Już na tym etapie, Holendrom z Pestilence udało się - w oparciu o wiadome inspiracje - stworzyć swój własny zamysł na thrash/death, sporo szlagierowych hitów (z "Antropomorphia" na czele!) i kompozycje mocno przebijające te z demówek (które przecież również były niczego sobie). Tyle powinno w zupełności wystarczyć, by pokazać wielkość tego wydawnictwa.
Ocena: 9/10
[English version]
Albums like "Scream Bloody Gore" or "Altars Of Madness" are spoken of in the context of monuments, extremely influential, etc. etc., while the equally cool and influential "Malleus Maleficarum" of Dutch Pestilence...is probably not recognized. Not to the extent it deserves! Eh, the music performed by the Dutch (and German) perfectly matched the standards of shifting the border of extremes at the time, it came out very early (in 1988), it could boast a much more interesting technique, and besides it had this lure that it was not from - the only right - America. So everything should match. However, the reason for this "omission" is much simpler. Each new Pestilence album (until 1993) was released quite quickly, brought a lot of changes and raised the bar so high that "Malleus..." from their perspective quickly turned out to be too ordinary and not very revolutionary.
Even so, wrongly! "Malleus Maleficarum" is a thrash metal heavily saturated with the first (or rather second/third) cds of Kreator, Sodom, Dark Angel or even Destruction, and on the other side, gushing with originality and much more brutal, touching on death metal style. The latter is of course caused by the person of Martin van Drunen, who at this moment was still "barking" at particular phrases rather than falling into as vomit growls, but he did so with such a difference from other thrash singers that much lower and more hoarse. Riffs and drums are traditionally a lot of rushing in this music and a general blast, although even then they had very sensible and atmospheric slowdowns (in a minority, but still), and solos by Patrick Mameli and Randy Meinhard, which went far beyond above the norm. Actually, already at this time in Pestilence their characteristic style crystallized, i.e. equally technical and melodic (even though Meinhard did not stay in the band for too long). For now, however...the technique in style of Pestilence is not the most important.
Because "Malleus..." puts the greatest emphasis on speed, aggression and a good mixing of it with medium paces, so that the music does not give the impression of being made without thinking. Well, on one side you can mention the great spinning "Commandments", "Subordinate To The Domination", "Chemo Therapy" or "Malleus Maleficarum / Antropomorphia", and on the other, the shorter, simply banging from the first seconds "Extreme Unction", "Parricide", "Bacterial Surgery" or "Cycle Of Existence". In between, there are the instrumental "Osculum Infame", which gave a (temporary) respite, but this is basically all the exceptions, the rest of "Malleus..." is thrash/death in full splendor and at its best - because quite extreme - edition.
So, as mentioned above, "Malleus Maleficarum" is a underrated classic. Already at that time, the Dutch from Pestilence managed - based on known inspirations - to create their own idea for thrash/death, a lot of hits (with "Antropomorphia" at the fore!), and compositions that strongly surpassed those from demos (which were also not bad). That should be enough to (re)check the whole album.
Rating: 9/10
Szalony: Phantom - Mindless Horror https://www.youtube.com/watch?v=4vLhz868OB4
OdpowiedzUsuńJa tam na Malleus zawsze słyszalem głównie Release from Agony, moja ulubioną z resztą. Jak juz wspomnialem o Release from Agony, to jedyna płyta z dyskografii, na ktorej slyszę death metal, brzmieniowo, klimatycznie. Tym samym procent death metalu na Malleus jest zbliżony do w/w inspiracji Holendrów. Reasumując oczywiście subiektywnie obie plyty są dla mnie mega
OdpowiedzUsuńA to ciekawa opinia, będę musiał sprawdzić
Usuń