Disciples Of Mockery - "Prelude To Apocalypse" (1999)
Da się zrobić większy kult od "Onward To Golgotha"? Na co dzień pewnie byłoby ciężko, ale w przypadku Disciples Of Mockery taka teza, jakby się uprzeć, miałaby nawet rację bytu - zważywszy na ogólny (bardzo wysoki) poziom tego wydawnictwa i chwilową działalność kapeli. W 1998 roku bowiem 3/4 ekipy z debiutu Incantation - poza Johnem McEntee - powołało do życia nowy zespół, zakorzeniony w podobnie podziemnych brzmieniach, a przy tym nie będący kalką tego wiadomego. Co więcej, za sprawą "Prelude To Apocalypse", ekipie Disciples Of Mockery udało się nagrać bardzo sensowną kontynuację "Onward...", poszerzającą tamte ramy i bez nawiązań do "Mortal Throne Of Nazarene" - co już odgórnie mogło zapowiadać coś ciekawego.
Aż szkoda więc, że "Prelude..." nie zyskał większego rozgłosu. Razem z Mike'iem Boycem, jako "nowym" nabytkiem gitarowym, ex-członkowie Incantation na swoim jedynym wydawnictwie świetnie wypełnili lukę na granie w stylu "Onward..." i pokazali, że potrafią do tego stylu wnieść nowe, ciekawie urozmaicające całość pomysły. Czort jednak z nowościami!, najwięcej emocji jak zwykle wzbudza stopień brutalności i zgnilizny - ponownie kurewsko wysoki. Instrumentalnie, zespół nie odkrywa Ameryki, aczkolwiek riffy, kanonady blastów, "bzyczący" bas czy doom metalowe zwolnienia są wykonane z takim zaangażowaniem i mocą, że nie sposób odbierać tej płyty jako albumu ślepo zapatrzonego w "Onward To Golgotha" czy będącego ogólnie nudną wariacją na temat patentów z Incantation. Przykładem "God Of Love", "Our Father Who Art As Nothing", "Literal Upheaval Of The Earth" oraz "Behold The Holy Virgin Whore".
Jeśli to nie byłoby jednak wystarczająco przekonujące (a to już dzielenie włosa na czworo), warto nadmienić, że na "Prelude To Apocalypse" inne są wokale Craiga (bardziej ekspresyjne, bez tylu dołów, a nieraz dość nietypowe jak na niego - vide: mówione w "Prelude To Absolution"), zdarzają się ucieczki w blackowe riffowanie (np. w "Dogma" czy "Rotting Immaculate Like You"), brak chaotycznych solówek, a klimat bliższy jest krypt aniżeli piwnic. Te właśnie elementy nadały "Prelude..." olbrzymiej nieświeżości, z drugiej strony, doskonale wpasowały się w znajomą stylistykę łojenia ekstremalnego metalu. Mogli tylko dobrać do całości lepsze oprawy graficzne.
Ocena: 9,5/10
[English version]
Is it possible to make a greater cult than "Onward To Golgotha"? It would probably be hard on a daily basis, but in the case of Disciples Of Mockery, such a thesis, if insistent, would even be justified - considering the general (very high) level of this release and the band's temporary activity. In 1998, 3/4 of the line-up from the Incantation debut - apart from John McEntee - created a new band, rooted in similarly underground sounds, and at the same time not being a basic copy of Incantation. What's more, by "Prelude To Apocalypse", the Disciples Of Mockery band managed to record a very sensible sequel to "Onward...", expanding this style and did it without any references to "Mortal Throne Of Nazarene" - which could have already announced something interesting.
It's a pity, that "Prelude..." didn't gain much publicity. Together with Mike Boyce, as a "new" guitarist, ex-members of Incantation on their only release have perfectly filled the gap to play in the style of "Onward..." and showed that they can bring new, interesting ideas to this style. However, regardless of these novelties!, the most emotional as usual is the degree of brutality and rottness - again very high. Instrumentally, the band does not reinvent the wheel, although the riffs, cannonades of blasts, "buzzing" bass or doom metal slowdowns are made with such commitment and power that it's impossible to perceive this album as an album blindly staring at "Onward To Golgotha" or being a generally boring variation on Incantation patents. Examples include "God Of Love", "Our Father Who Art As Nothing", "Literal Upheaval Of The Earth" and "Behold The Holy Virgin Whore".
If that was not convincing enough (and this is word-splitting), it's worth mentioning that on "Prelude To Apocalypse" Craig's vocals are different (more expressive, without so many lows, and sometimes quite unusual for him - see: spoken in "Prelude To Absolution"), there are occasional black riffing (eg. in "Dogma" or "Rotting Immaculate Like You"), no chaotic solos, and the all atmosphere is closer to crypts. These are the elements that gave "Prelude..." a huge unfreshness, on the other hand, it fitted perfectly into the familiar extreme metal style. By the way, the band could only choose better cover arts for the whole cd.
Rating: 9,5/10
"(...)a klimat bliższy jest krypt aniżeli piwnic." Celnie.
OdpowiedzUsuńepicko i na temat, nie mogę się z tym kłócić
Usuń