Incantation - "The Infernal Storm" (2000)

Na miano jednego z najbardziej problematycznych w ocenie longplayów Incantation z pewnością powinien zasługiwać...właśnie omawiany "The Infernal Storm"! No i nie to, że Amerykanie na nim dali dupy czy nagle wzięli się za redefiniowanie stylu, absolutnie nie! Po prostu, pojawiło się tu trochę zmian względem "Diabolical Conquest" (i poprzednich krążków), które były...hmm...średnio potrzebne i większych upiększeń nie wymagały? Poleciał bowiem cały towarzyszący wcześniej Johnowi skład, muzyka nieco spuściła z tonu, a "nowinki" nie przyniosły w pełni satysfakcjonującej rekompensaty, by postawić "The Infernal..." na równi z "Diabolical...".

Nie oznacza to z automatu, że mowa tu o średniaku czy niewypale (bo wręcz przeciwnie). Mam wrażenie, że największym problemem "The Infernal Storm" jest fakt, że...krążek ten ukazał się po "Diabolical Conquest"! Przez pryzmat poprzedniego albumu nie robi on niestety takiego wrażenia jakie mógłby wywierać, zwłaszcza przy "nieobecności" tamtego krążka w dyskografii - że tak sobie znów pofantazjuję. Cóż, na tle poprzedniczek, "The Infernal Storm" wydaje mi się być znacznie mniej intensywnym oraz w większości nastawionym na ponury, snujący się piekielny klimat aniżeli zło z najgłębszych czeluści, brutalność czy obrzydliwie chorą ilość zgnilizny. Te trzy ostatnie elementy oczywiście dalej pozostały w muzyce Incantation, ale odgrywają one znacznie dalszoplanową rolę niż wcześniej. Czy to dobrze? Możliwe - jest w tym pewne urozmaicenie. Wiem natomiast, że czystsze brzmienie garów (sesyjnie w wykonaniu Dave'a Culrossa - bardzo dobre, swoją drogą) i basu (nagrywanego przez Roberta Yencha) troszkę odstaje względem brudu i zgnilizny emanujących z riffów i solówek McEnteego, a wokal Mike'a Saeza nie ma tyle ekspresji i różnorodności co Daniela Corchado.

Na tym jednak kończą się moje wszelkie utyskiwania wobec tego wydawnictwa. Najważniejsze, że na "The Infernal Storm" to plusy przeważają. No więc, bluźnierczy klimat, sensowne doom metalowe zwolnienia, "złowieszcze" solówki, zaczepne riffy, brak ociągania się przy szybszych tempach, potwór na wokalu: czyli elementy tak mocno u nich pożądane. Ba, sama "lista hitów" z tego krążka wypada dosyć pokaźnie, czego przykładem "Sempiternal Pandemonium", "Heaven Departed", "Extinguishing Salvation" czy "Anoint The Chosen" - mogące robić świetną robotę na żywo z klasykami. Wynik jest to tym bardziej godny pochwały - mimo że na kolana nie powala, w szczególności po efektach jakie osiągnięto na "Diabolical Conquest".

Ocena: 7,5/10

[English version]

One of the most problematic in the assessment of Incantation lps should certainly deserve...the just discussed "The Infernal Storm"! And not that the Americans sucked on it or suddenly redefined the style, absolutely not! Simply, there are some changes here compared to "Diabolical Conquest" (and previous albums), which were...hmm...moderately needed and didn't require any more embellishments? The whole line-up that had accompanied John earlier fell away, the music lowered a bit from the tone, and the "novelties" did not bring fully satisfactory compensation to put "The Infernal..." on a par with "Diabolical..."

This does not automatically mean that I am talking about a medium or a misfire (well, quite the opposite!). I have the impression that the biggest problem with "The Infernal Storm" is the fact that...this album was released after "Diabolical Conquest"! Due to the prism of the previous album, unfortunately it does not make such an impression as it could have made, especially in the "absence" of that disc in the discography - that I fancy myself that way again. Well, compared to its predecessors, "The Infernal Storm" seems to me to be much less intense and mostly geared towards a gloomy, drifting hellish climate than evil from the deepest depths, brutality and death metal full of rottenness. These last three elements of course still remain in the music of Incantation, but they play a much more distant role than before. Is that okay? Possible - there is some variation here. However, I know that the cleaner sound of the drums (session performed by Dave Culross - very good, by the way) and bass (recorded by Robert Yench) a bit stand out from the dirt and rot emanating from McEntee's riffs and solos, and Mike Saez's vocals does not have as much expression and variety as Daniel Corchado

However, this is where all my complaints about this release end. Most importantly, on "The Infernal Storm" the advantages dominate. A blasphemous atmosphere, sensible doom metal slowdowns, "sinister" solos, aggressive riffs, no procrastination at faster paces, a monster on the vocal: elements so much desired of them. Well, the "hit list" from this album is quite impressive, as exemplified by "Sempiternal Pandemonium", "Heaven Departed", "Extinguishing Salvation" or "Anoint The Chosen" - which can do a great job live with classics. The result is all the more commendable - even though it does not kick, especially after the effects achieved on "Diabolical Conquest".

Rating: 7,5/10

Komentarze

  1. Jedyna płyta Incantation, gdzie momentami pojawiają się prawdziwe blasty, niewiele ale są.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty