Sadist - "Season In Silence" (2010)

Przywyknąć już można było do niezbyt entuzjastycznego odbioru płyt pod logiem Sadist, zarówno tych lepszych jak i gorszych. No i cóż...przy "Season In Silence" - mimo że wpisuje się on do tej pierwszej kategorii - niewiele się pozmieniało. Chwała zatem Włochom, że po nieco przeoczonym "Sadist", zespół nie złożył broni i z jego następcą uderzył już 3 lata później. Co jeszcze ciekawsze, ekipa Tommy'ego Talamanci nie zdecydowała się tu na typowe rozwinięcie stylu poprzednika. W kwestiach klimatu bowiem "Season..." dość znacząco różni się od ich poprzednich płyt.

To nadal progresywny death metal pełen technicznych riffów (z minimalną dawką tych rwanych), neoklasycznych solówek, jazzowego basu, pogmatwanej perki, odważnie popylających klawiszy i wrzaskliwych wokali Trevora Nadira, tyle że z wyraźnie innym, chłodniejszym klimatem - o czym przedwcześnie daje znać głupawa okładka. W praktyce, było to jednak dobre posunięcie, zespół (a dokładniej, Tommy) zdołał połączyć mroźne brzmienia z tymi klasycznie sadistowymi - i co ciekawe, nie mają one większego powiązania z tymi ze "Spiral Of Winter Ghosts". No a w związku z powyższym, numery z "Season..." nie są klasycznymi spadkobiercami tych z selftajtla i wnoszą sporą świeżość do dorobku grupy. O tym można przekonać się chociażby w regularnych kawałkach pokroju "Snowman", "The Attic And The World Of Emotion", "Frozen Hands" (najlepszy w zestawie!), "Night Owl" (z ładną, basową wstawką) czy przyjemnych miniaturkach w typie "Ogron" lub "Hiberna", że do tego typu pokręconego grania dało się wnieść zimowo-atmosferyczne, klawiszowe plamy bez przeginania. Nowy klimat poskutkował również zepchnięciem tego orientalnego na nieco dalszy plan. Pozostałości po nim to przede wszystkim drobne wstawki w "Bloody Cold Winter" oraz "The Abyss", czyli w zasadzie niewiele, choć w przypadku całości konceptu...w zupełności wystarczająco!

Zimowe klimaty u Sadist to zatem kolejna oznaka wysokiego poziomu. Włosi w dość prosty sposób stworzyli tu równie znakomite kompozycje co na "Sadist", a przy tym ciekawie przywdziali je w mroźną otoczkę. Najlepsze też, że z niczym tu nie przefolgowali.

Ocena: 8,5/10

[English version]

You could get used to the not very enthusiastic reception of albums under the Sadist logo, both better and worse. Well...with "Season In Silence" - despite the fact that it belongs to the first category - not much has changed. So praise the Italians that after the somewhat overlooked "Sadist", the band did not give up and hit its successor three years later. What is even more interesting, the Tommy Talamanca's band did not decide to develop the style of its predecessor in a typical way. In terms of climate, "Season..." differs significantly from their previous albums. 

It's still progressive death metal full of technical riffs (with a minimal dose of those "modern" ones), neoclassical solos, jazzy bass, tangled drums, boldly keyboards and screaming vocals by Trevor Nadir, but with a distinctly different, cooler atmosphere - which it lets know prematurely silly cover. However, in practice, it was a good move, the band (or more precisely, Tommy) managed to combine the frosty sounds with the classically Sadist ones - and interestingly, they don't have much to do with those from "Spiral Of Winter Ghosts". Well, therefore the songs from "Season..." are not classic heirs of those from the self-titled cd and they bring a lot of freshness to the group's output. You can see this for example in regular songs like "Snowman", "The Attic And The World Of Emotion", "Frozen Hands" (the best in the set!), "Night Owl" (with a nice bass insert) or miniatures like "Ogron" or "Hiberna", that it was possible to bring winter-atmospheric keyboard stains to this type of twisted playing without bending over it. The new climate also pushed the oriental one into a background. Its remnants are mainly small inserts in "Bloody Cold Winter" and "The Abyss", which are basically not much, but in the case of the whole concept...completely enough! 

Sadist's winter climates are therefore another sign of high level. The Italians created here quite simply compositions as excellent as on "Sadist", and at the same time, they put them in a frosty climate. The best thing is that they didn't go too far here.

Rating: 8,5/10

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty