Sadist - "Spellbound" (2018)

Zabawne jest, że podczas pierwszych odsłuchów "Spellbound", podobnie jak podczas "Hyaena", nasuwało mi się wiele sprzecznych wniosków. Melodie nie takie, klawisze tandetne, technika mniej wyszukana, mało zagadkowy klimat - to tak w skrócie. Najlepsze jednak, że wraz z kolejnymi okrążeniami, "Spellbound" - w przeciwieństwie do "Hyaena" - zaczął mnie coraz bardziej przekonywać, co więcej!, owe wady w dość żwawym tempie stawały się zaletami. Podejrzewam, że ta początkowa niechęć wzięła się po prostu z ogólnego konceptu płyty, który odnosi się do...twórczości Alfreda Hitchcocka - czyli czegoś w domyśle mało sadistowego. Właściwie więc, wszystko mogło wskazywać na kolejny, przekombinowany i niespójny longplay w dorobku tej grupy.

Na szczęście, stało się inaczej, choć o powrocie do poziomu z chociażby "Season In Silence" nie ma mowy. Gdybym miał streścić "Spellbound" pokrótce...hmm...wyszłoby coś na kształt Sadista dla mas! - co niemal zakrawa na oksymoron. W praktyce, sporo w tym jednak prawdy. Utwory są krótkie, zwarte, z dużą dawką upiornych klawiszy, dość zakręconych riffów, jazzującego basu i chwytliwych melodii, ale bez przesadnego udziwniania i na tyle też, by nie zrazić się progresją czy nie uznać jej za zbyt wydumaną. Ma to oczywiście swoje minusy jak np. mniejsza dawka szaleństwa, orientalizmów czy technicznego wywijania, aczkolwiek zespół świetnie nadrabia sobie groteskowym klimatem i bardziej ludzkimi schematami. Przykładem chociażby "Frenzy", "Rear Window", "Bloody Bates" (klawiszowo zalatuje klimatami jakby...z "Above The Light"!) czy "The Birds" (ten również). Jak na upraszczanie to bardzo ciekawy rezultat.

Szerszy opis "Spellbound" z kolei wydaje mi się w tej sytuacji trochę zbędny. Poza wspomnianym klimatem i - generalnie - całością otoczki, to Sadist w bardzo przystępnej formie: nie za szybki i niezbyt połamany, ale dość typowy i nie wymagający rozkładania na czynniki pierwsze (bo o nich rozwodzę się w innym miejscu). Przede wszystkim, "Spellbound" to Sadist oparty o ich najbardziej charakterystyczne brzmienia, a przy tym, rozszerzony o mniej pospolity jak na nich koncept.

Ocena: 7/10

[English version]

It's funny that during the first listening sessions of "Spellbound", just like during the "Hyaena", I had many contradictory conclusions. The melodies are not that good, the keyboards are cheesy, the technique is less sophisticated, the atmosphere is not very mysterious - briefly. The best part, however, was that with the following listening, "Spellbound" - as opposed to "Hyaena" - began to convince me more and more! I suspect that this initial reluctance was simply due to the general concept of the album, which refers to...the productions of Alfred Hitchcock - something that is not Sadist-like at all. Actually, everything could indicate another, overconfigured and inconsistent lp in the output of this group. 

Fortunately, it's different, although there is no returning to the level from, for example, "Season In Silence". If I had to summarize "Spellbound" briefly...hmm...it would be something like a Sadist "for the masses"! - which almost sounds like an oxymoron. However, in practice, there is a lot of truth in this. The songs are short, tight, with a large dose of "ghastly" keyboards, quite twisted riffs, jazzy bass and catchy melodies, but without overwhelming and enough not to be discouraged by progression or consider it too fanciful. Of course, this has its minuses, such as a smaller dose of madness, orientalisms or technical twisting, but the band made up for themselves with a grotesque atmosphere and more human patterns. For example, in "Frenzy", "Rear Window", "Bloody Bates" (the keyboard associates like...from "Above The Light"!) or "The Birds" (this one too). As for simplification, this is a very interesting result. 

A broader description of "Spellbound" seems to me a bit redundant in this situation. Apart from the aforementioned atmosphere, it's Sadist in a very accessible form: not too fast and not too technical, but quite typical and not requiring breaking down into prime factors (because I mentioned it them in previous reviews). Most of all, "Spellbound" is a Sadist based on their most characteristic sounds, and at the same extended with a less common concept.

Rating: 7/10

Komentarze

  1. Cieszę się, z bycia posiadaczem tego albumu. Odkąd zespół wrócił po słabym LEGO, robią smakowite płyty dla koneserów po swojemu, tak jak sami chcą. Warto zaznaczyć, że teatralność i kicz (nie mylić z tandetą), wraz z keyboardem są typowymi cechami włoskiego stylu. Włosi albo grają bardzo progresywnie, albo kiczowato, choć pojawiają się również ostatnio i brutalne zespoły na ich scenie. Ogólnie jednak Spellbound jest reprezentatywnym albumem jeśli chodzi o Włochy. Ponadto, każdy kto przypomina ludziom o geniuszu Hitchcocka ma u mnie plusik.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chętnie przeczytam o płytach Meshuggah, niebawem wychodzi nowa, to dobra okazja. Zakladam że recenzje też nie bedą proste. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że w przyszłości się tu pojawią. Na razie trudno jednak powiedzieć kiedy dokladnie - tym bardziej, że ich ostatnich dwóch płyt jeszcze nie słuchałem.

      Pozdro

      Usuń
    2. Szkoda czasu na meszugi. Lepiej recenzjonować zespoły z Cogumelo records

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty