Cannibal Corpse - "The Bleeding" (1994)

Szczerze mówiąc, "The Bleeding" to jedna z moich ulubionych i najbardziej zaskakujących (tu należałoby dać cudzysłów) płyt w dorobku Cannibal Corpse. Mając bowiem na uwadze dosyć konserwatywne podejście tych Amerykanów do komponowania swojej muzyki wraz z ogólnie częstym wydawaniem krążków, trudno jest być jakimś niesamowitym entuzjastą co do takiej taktyki. No ale jednak! Po "The Bleeding" można naprawdę poczuć, że kwintet (z nowym gitarzystą pod postacią Roba Baretta) uczynił wszystko, by pod żadnym pozorem nie uznać ich muzyki za skomponowanej na jedno kopyto. To słychać, bo drugiej takiej płyty Cannibal Corpse nie nagrali.

Różnorodność. Na tym polega właśnie główny atut "The Bleeding". Dosłownie żaden fragment z tego krążka nie zlewa się gdzieś pomiędzy inne i każdy z jego utworów może się poszczycić czymś wyjątkowym (do czego zaraz wrócę). Otóż, na przestrzeni tych dwóch lat dzielących "The Bleeding" i "Tomb Of The Mutilated" grupa rozwinęła się po całości. Bez większych zmian pozostało jedynie bębnienie Paula Mazurkiewicza, aczkolwiek jego styl gry bardzo sensownie podtrzymuje klimat rzeźni z poprzednich wydawnictw (tak by nikt nie uznał tej płyty za zbyt inną) i paradoksalnie dał on znacznie szersze pole do popisu Jackowi Owenowi, Alexowi Websterowi i Robowi Barettowi. Ci trzej z kolei nie naoszczędzali tu paluchów. Przede wszystkim, ich partie stały się bardziej techniczne i mocno rozbudowane ponad znajome patenty z poprzednich krążków (nawet o czyste wstawki jak w "Force Fed Broken Glass"!) oraz zeszły w dość nieprzewidywalne rejony (zwłaszcza bas). Inaczej do kwestii wokali podszedł także Chris Barnes, który zrezygnował z aż tylu dołów co poprzednio, a w zamian dorzucił większą ilość skrzeków - na tyle by sensownie urozmaicić wcześniejszy bulgot. Trzeci raz z rzędu trzeba też pochwalić produkcję Scotta Burnsa, bo to właśnie za jej sprawą można delektować się tymi wszystkimi niuansami i bardziej zaawansowanym podejściem do grania.

W praktyce, wszystko to, o czym mówiłem w powyższym akapicie przełożyło się na bardzo pokaźną ilość kanibalowych (tj. bardzo koncertowych) hitów. Na myśl przychodzą chociażby "Stripped, Raped And Strangled", tytułowy, "Staring Through The Eyes Of The Dead", "She Was Asking For It""Pulverized", "The Pick-Axe Murders" czy "Fucked With A Knife", choć zdecydowanie każdy utwór z programu "The Bleeding" zasługuje na wyróżnienie. Czuć za to, że za każdą z tych kompozycji stoi osobny pomysł, a jednocześnie, że nie są one zbyt odległe od charakterystycznego stylu tej kapeli. Z tego względu, nie dziwi więc, że "The Bleeding" powszechnie cieszy się tak wysokim statusem; wszak album wchodzi jak nóż w masełko!

[English version]

Honestly, "The Bleeding" is one of my favorite and most surprising (you should put quotes here) albums from Cannibal Corpse's discography. Given the rather conservative approach of these Americans to composing their music along with frequent releases of discs in general, it's difficult to be any amazing enthusiast of such tactics. Surprisingly yes! After "The Bleeding" you can really feel that the quintet (with a new guitarist in the form of Rob Barett) did everything not to consider their music as composed on one exhaust. Well, Cannibal Corpse did not record the second such album. 

Diversity. This is the main advantage of "The Bleeding". Virtually no fragment from this disc blends in between the others and each of its tracks can boast something special (which I will come back to in a moment). Well, over the two years between "The Bleeding" and "Tomb Of The Mutilated" the group has made a progress. The only thing left without major changes is the drumming of Paul Mazurkiewicz, although his style of playing very sensibly maintains the atmosphere of the death metal from previous releases (so that no one would find this album too different) and paradoxically it gave a much wider range of Jack Owen, Alex Webster and Rob Barett talents. These three, in turn, did not spare themselves here. First of all, their parts have become more technical and more extensive than the familiar patents from previous albums (even with clean inserts like in "Force Fed Broken Glass"!) and quite unpredictable patterns (especially bass). Chris Barnes also approached the vocals issue differently, giving up as many pits as before, and instead added more squawks - enough to make the earlier gurgling sensibly diversified. For the third time, the production of Scott Burns should be praised, because by refinement you can enjoy all these nuances and a more advanced approach to playing death metal. 

In practice, everything I mentioned in the paragraph above came into a very large number of cannibalish (i.e. to the live gigs) hits. There should be mention "Stripped, Raped And Strangled", the title track, "Staring Through The Eyes Of The Dead", "She Was Asking For It", "Pulverized", "The Pick-Axe Murders" or "Fucked With A Knife", though definitely every track from "The Bleeding" deserves a similar mention. You can feel that there is a separate idea behind each of these compositions, and at the same time that they are not too far from the characteristic style of this band. So it's no surprise that "The Bleeding" is so highly respected.

Rating: 9,5/10

Komentarze

  1. Najbardziej grzeczna i melodyjna płyta CC, dlatego znalazla tylu zwolenników nawet poza fanami CC. Najlepiej sprzedający się album CC do tej pory. Mi ten album nie podszedł ani w dniu premiery ani teraz. Za grzeczne i za ładne granie jak na CC. Ostatnia płyta z Krzysiem, ktory ewidentnie już sie u nich męczył. Oczywisnie trochę subiektywizmu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Też bardzo lubię Bleeding, oprócz tego Eaten Back To Life, Vile, Kill są dla mnie znośne.

    Nigdy nie zrozumiem fenomenu CC. Nie wiem też jakim cudem udało im się być najlepiej sprzedającą się / zarabiającą grupą Death Metalową wszech czasów i najbardziej znaną (nawet wśród moich starych) i nie tylko wśród metali bo i widziałem fanów CC również wśród hip-hopowców i panienek (niektóre zmuszają swoich mężów do akceptacji ich gustu muzycznego).

    Okładki - brutalne i przesrane, nieraz ryjące banie więc teoretycznie powinni odrzucać każdego zwykłego człowieka na miejscu. Muzyka - przesadnie techniczna, brutalna i trudna do przełknięcia. I bardzo monotonna, więc tym bardziej zwykli zjadacze chleba nie powinni być w stanie tego polubić.

    I niby udoskonalali styl, ale nigdy jakoś go też specjalnie nie zmieniali, to bardziej była kwestia proporcji między Thrash, Brutal, techniczności, czy Groove.

    Nie wiem, na ile ich obecność w Ace Ventura przysporzyła im sławy, zwłaszcza że Carrey wbrew temu co mówił, wcale ich nie lubił (wolał Napalm Death), ale na pewno wziął ich dla beki i po to żeby zszokować ludzi, bo tak też wtedy robił karierę, więc może sobie wybrał najbardziej masakryczny przykład ekstremalnego metalu jaki był w stanie znaleźć.

    I okej, Metal Blade to jakby nie patrzeć, najbogatsza wytwórnia z dość dużym zasięgiem i możliwościami promocyjnymi, choć w latach 90 Century Media, Peaceville, Nuclear Blast i Earache biła ją na głowę.

    I fakt faktem, internet dał im drugą karierę, dzięki Kill, do którego teledyski można było normalnie zobaczyć na MTV o 13:00 (czytaj, za dnia), a który w tamtym czasie dawał szansę poznania zespołów spoza mainstreamu (Amon Amarth też wtedy wypłynął na szersze wody)

    Przy tylu lepszych Death Metalowych zespołach, które istnieją, a które bardziej zasługiwały na tytuł Króla Death Metalu, CC sprawia wręcz raczej wrażenie prymitywnego żartu. Ale i tak ich lubię, choć w życiu się nie znajdą u mnie nawet w pierwszej setce Death Metalu. Są na to za słabi.

    Przepraszam za mój długi wywód ale musiałem to zrobić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Częściowo sam sobie odpowiedziałeś na pytania skąd się wzięła popularność tego zespołu, bo też mi się wydaje że bardziej z dobrego marketingu i odpowiedniej promocji niż z jakości muzycznej. Na pewno charakterystyczne, kontrowersyjne okładki miały swój w tym udział, na pewno obecność w mediach elektronicznych, także regularne trasy koncertowe i promowanie albumów oraz wydawanie ich bardzo regularnie co także ma swoje znaczenie, bo o zespole fani nie zapominają. A co do jakości muzyki to najlepiej o tym świadczy fakt, że większość płyt CC na RYMie ma średnie między 3 a 3,5 (czyli są po prostu przeciętne) podczas gdy np. Death jest w okolicach 4.

      Usuń
    2. Dużo zostało powiedziane i w większości się zgadzam, natomiast nie zgodzę się co do tego, by Cannibal Corpse byli przesadnie techniczni a ich oceny pomiędzy 3 i 3,5 były przeciętnymi. Przesadnie techniczny to może być Necrophagist czy inna Obscura, ale na pewno nie Kanibale. Odnośnie ocen na rymie, tam mało który metal ma więcej niż średnią 4.0, toteż nie brałbym tego za żaden pewnik.

      Nie ma za co przepraszać, komentarze dają mi wgląd, co się czyta lepiej a co słabiej :)

      Usuń
    3. Ja (za) często używam skrótów myślowych co się później na mnie mści.

      Już pędzę tłumaczyć, używając określenia "przesadnie techniczny" - miałem na myśli to, że u nich komplikowanie utworów i technika gry jest nieco robiona na siłę, tak jakby nie wypadało im zrobić jakiejś prostej petardy typu "Pulverized" i przekłada się to bardzo negatywnie na chwytliwość utworów. Oczywiście, Necrophagist czy Obscura są lata świetlne w kwestiach typowo rozumianych jako techniczne, ale bardziej zapadają w pamięć po przesłuchaniu. Możliwe też, że nie umiem tego dobrze wytłumaczyć.

      Ogólnie CC jest spoko, mimo iż potrafią być nudnawi na dłuższą metę, dlatego tak dziwi mnie jak niektórzy ludzie, co słuchają zupełnie innych rzeczy potrafią mieć nieraz zajawkę na robienie sobie maratonu dyskografii grupy. Gdybym miał jakiegoś laika wprowadzać w DM, to na pewno bym nie proponował zaczynać od CC, bo to już wymaga jakiegoś osłuchania się i przyzwyczajenia do stylu.

      (żeby była jasność, czytam wszystkie recenzje, ale nie zawsze mam coś ciekawego do powiedzenia)

      Usuń
  3. A ja zgadzam się z autorem recki że jest to mocno wyróżniający się na plus album Cannibali ze względu na swoją charakterystyczność i przystępność. Później zdarzały im się dobre strzały muzyczne ale do tego poziomu co The Bleeding najmocniej zbliżyli się chyba tylko na najnowszej.

    OdpowiedzUsuń
  4. hellalujah:::
    No i po tej płycie: rozwód roku.
    Nigdy już po tym, tak mi nie smakował Canibal, a SFU, to nawet nie próbowałem słuchać.
    Smutna ta historia i bez morału.
    PS
    O Respect the Neck, przez 15 lat myślałem jako o "nowym wokaliście CC" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze warto słuchać, doceniam twoje zasady i wartości, i nie chcę ich umniejszać, ale warto coś wiedzieć, niż czegoś nie wiedzieć. SFU też warto przesłuchać, nawet jeśli jest to McDonalds Death Metal, przy czym SFU lepiej słuchać od końca wstecz, ich ostatnie płyty są lepsze od ich pierwszych. Ave i do przodu

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. szkoda. Undead jest bardzo dobre i to tak dobre, że każdy kto się śmiał z SFU aż się zatrzymał i zastanowił. Łącznie ze mną. Ktoś kto uważa SFU za kupę, może się zdziwić przy tej płycie

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty