Cannibal Corpse - "The Wretched Spawn" (2004)

Nieco słabszej passy u Cannibal Corpse ciąg dalszy, a zarazem ostatni. W 2 lata po mocno zwyklackim "Gore Obsessed" Amerykanie uderzyli bowiem z...podobnie zwyklackim "The Wretched Spawn"! No i cóż, jak dalsza część recki pokaże, również i tym razem powstała kwintetowi muzyka wyłącznie dla największych fanów/przedłużenia tras/wywiązania się z umów. Na ile to jednak zachęcające do sprawdzenia całości? Przypuszczam, że praktycznie w ogóle (mimo konkretnie poronionej okładki); wszak lepszych i ciekawszych wersji tak charakterystycznej dla siebie muzyki trochę już ci Amerykanie nagrali. I to nawet mając na uwadze, że po nich generalnie trudno oczekiwać jakichś cudów i mniej więcej wiadomo, w którym kierunku uderzą.

Na "The Wretched Spawn" nie ma niczego, co byłoby obce dla stylu Cannibal Corpse. Tak samo jak 2 lata wcześniej, zespół po prostu gra swoje, w swojej własnej (i ciasnej) lidze. Wszystkie z elementów składających się na ten album były już oczywiście na ich poprzednich albumach, tj. corpsegrinderowe wokale, prostota, brzmienie (tym razem wyraźnie lepsze), monotonia Paula Mazurkiewicza, gitarowy ciężar czy gore'owa tematyka, tyyyle, że tutaj podane są one bez przekonania - niemal z poczucia obowiązku. Jasne, jest to solidne i bez jakiegokolwiek obciachu granie, a od "Frantic Disembowelment" całość nabiera rozpędu i może poszczycić się odrobinę wyższym poziomem od kawałków z "Gore Obsessed". Problem polega na tym, że "The Wretched..." - razem z poprzednikiem - nie wytrzymuje porównań z albumami z lat 90. jak i tych po 2004 roku. W większości słucha się tego nieźle, ale bez rewelacji czy jakiegokolwiek efektu wow. Dużo lepsze rezultaty zespół uzyskałby zawężając ilość kawałków i zwiększając dynamikę.

"The Wretched Spawn" jest zatem zwieńczeniem najsłabszego i najmniej ekscytującego okresu u Cannibal Corpse. Jak już kilkakrotnie wspominałem, podobne wątki zespół wałkował na poprzednich wydawnictwach, a przy tym potrafił on bez większych zmian zabijać ciężarem i swoją charakterystyczną mozolnością. Na "The Wretched..." takie podejście do tworzenia nowszej muzyki wypada poniżej możliwości tych Amerykanów.

[English version]

Slightly weaker streak by Cannibal Corpse is continued also here, and at the same time, last one time. Two years after the very ordinary "Gore Obsessed", Americans struck with...similarly ordinary "The Wretched Spawn"! Well, as the rest of the my review will show, also this time a music of this quintet was created exclusively for the biggest fans/extensions/fulfillment of contracts. How encouraging is it to check the whole cd? I suppose practically not at all (despite the specifically abnormal cover); after all, these Americans have already recorded some of the better and more interesting versions of such characteristic music for them. And this even bearing in mind that it's generally difficult to expect any miracles from them, and it's commonly known in which direction they will hit. 

There is nothing on "The Wretched Spawn" that is foreign to the style of Cannibal Corpse. Just like 2 years earlier, the band is just playing in its own (and tight) league. All of the elements that make up this album were of course already on their previous albums, i.e. Corpsegrinder vocals, simplicity, sound (this time clearly better), Paul Mazurkiewicz's monotony, guitar heaviness or gore theme, but here they are given without conviction - almost out of a sense of duty. Sure, it's solid and without any embarrassment, and with "Frantic Disembowelment" the whole cd is gaining momentum and boasts a slightly higher level than the songs from "Gore Obsessed". The problem is that "The Wretched..." - along with its predecessor - does not stand up to comparisons with albums from the 90s and those after 2004. Most of the listenings to this cd is good, but without any revelation or any wow effect. The band would receive much better results by narrowing down the number of songs and increasing dynamics. 

"The Wretched Spawn" is therefore the culmination of Cannibal Corpse's weakest and least exciting period. The band had already rolled similar threads before, and at the same time they could kill with heaviness and its characteristic laboriousness without major changes. Here, this approach went below the capabilities of these Americans.

Rating: 6,5/10

Komentarze

  1. uczciwa recenzja, choć nie zmienia to faktu, że ten materiał należy posiadać

    natomiast zastanawiałem się nad tym, co powinieneś następnego recenzować. God Dethroned przychodzi mi na myśl, ale tu miałbym jedną prośbę. Pierwsze 3 płyty śmiało mozna recenzować one się bronią. Natomiast kolejne to daj sobie z pół roku czasu i nie puszczaj od razu. To są wybitne płyty, ale one nie wchodzą od razu. A nie chciałbym abyś dał krzywdzącą ocenę, bo ten zespół co jak co, ale nie zasługuje na to

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałem nad czymś z UK, ale jeszcze zobaczymy. Póki co, plany na recenzje są bardzo obfite.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty