Monstrosity - "The Passage Of Existence" (2018)
Długaśne 11 lat zajęło kapeli Lee Harrisona zanim zebrali się i wydali następcę "Spritiual Apocalypse". Przez ten czas kwintet oczywiście koncertował (z licznymi przerwami), coś tam komponował, ale również...coraz mocniej dawał do zrozumienia, że przebić tamten materiał będzie im cholernie ciężko i że wiele upłynie nim się w ogóle ukaże! Okres hulanek na szczęście jednak poszedł w siną dal, a zwieńczeniem tego okazał się być "The Passage Of Existence" - szósty studyjny album grupy. Przy tego typu obsuwie powinny zatem wchodzić w rachubę trzy opcje: 1. "The Passage..." to powtórka z poziomu "Spiritual..."; 2. krążek przebijający poprzedni; 3. rozczarowanie, na które nie warto było zupełnie czekać.
No i tu pewne zaskoczenie. Bo tak naprawdę "The Passage Of Existence" trudno jednoznacznie wpisać do którejkolwiek z tych kategorii! Owszem, jest to dość bezpieczne i wyrachowane rozwinięcie brzmień ze "Spiritual Apocalypse", aczkolwiek utrzymuje ono dość wysoki poziom i może poszczycić się paroma utworami, które zostają w pamięci na dłużej. Po tylu latach posuchy Monstrosity udało się bowiem uniknąć tanich sentymentów i jechania na sile nazwy, dzięki czemu "The Passage..." słucha się bez większych kłopotów, nawet gdy momentami dokucza na nim zbyt wyraźne wykalkulowanie czy ogólne spuszczenie z tonu. Za przykład niech posłużą chociażby "Radiated", "The Hive" (świetny odpowiednik "The Bloodline Horror" z poprzednika), "Dark Matter Invocation", "Solar Vacuum" czy "Maelstrom". Jak więc widać zaskakująco sporo jak na rzekomo słabszy - i dla niektórych, rozczarowujący - materiał. Ba, nawet bardziej klarowna produkcja by Jason Suecof i Mark Lewis nie przekłada się na jakoś znacząco gorszy odbiór tego krążka. O przedobrzeniu a la późny Deicide nie ma tu mowy.
11-letnie oczekiwania na "The Passage Of Existence" zatem się całkiem opłaciły. Amerykanie po tak długim czasie zdołali nagrać krążek na miarę swojej nazwy, a jednocześnie, uniknęli oni drastycznego obniżenia poziomu czy dawnej świeżości. Mogli tylko zwlekać z tym wszystkim nieco krócej i całość troszkę podbrutalizować.
Ocena: 8/10
[English version]
It took Lee Harrison's band a long 11 years to release the successor of "Spritiual Apocalypse". During this time, the quintet, of course, toured (with numerous breaks), was composing something, but also...more and more given to understand that it would be really hard for them to break level of previous material and that it would take a long time before it was even ever released! Fortunately, the period of resting went away, and the culmination of it turned out to be "The Passage Of Existence" - the group's sixth studio album. With this type of slippage, three options should therefore be considered: 1. "The Passage..." is a repetition of the "Spiritual..." level; 2. this cd breaks the previous one; 3. a disappointment that wasn't worth waiting for at all.
And here is a surprise. Because in fact, "The Passage Of Existence" is difficult to clearly enter into any of these categories! Yes, it's quite a safe and calculated continuation of the sounds from "Spiritual Apocalypse", although it maintains a fairly high level and can boast a few songs that stay in the memory for a long time. After so many years of break, Monstrosity managed to avoid cheap sentiments and playing on the strength of the band name, because "The Passage..." can be listened to without much problems, even when at times it's annoyed by too clear calculation or general understatement. Examples include "Radiated", "The Hive" (a great equivalent of "The Bloodline Horror" from its predecessor), "Dark Matter Invocation", "Solar Vacuum" or "Maelstrom". As you can see, a surprisingly lot for the supposedly weaker - and for some, disappointing - material. Well, even clearer production by Jason Suecof and Mark Lewis does not come into a significantly worse reception of this disc. It's not an over-conversion like late Deicide.
So 11 years of waiting for "The Passage Of Existence" was worth. After such a long time, the Americans managed to record an album according to their band name, and at the same time, they avoided a drastic reduction in the level or the former freshness. They could only create this in a little shorter time and make the whole cd a little bit brute.
Rating: 8/10
moja pierwsza płyta zespołu którą miałem fizycznie. niełatwo oceniać taki materiał, nawet subiektywnie. warto posiadać. przeraża mnie natomiast jak ciężko jest zdobyć ten album. mam od 4 płyty wzwyż, ale nie da się mieć pierwszych 3 płyt monstrosity na półce. a tylko posiadanie danego materiału fizycznie ma sens. to żadna sztuka mieć mp3, albo nawet mieć subskrypcję na spotify. mieć taką rzec na półce to deklaracja dobrego smaku, gustu, jak i również ideologii popierania wartościowych rzeczy. dlatego też zawsze będę na tak w przypadku monstrosity. niech trwają i niech tworzą co jakiś czas dobre rzeczy, zwłaszcza że przychodzi im to z łatwością
OdpowiedzUsuńhellelijah :::
OdpowiedzUsuń10/10