Corpsegrinder - "Corpsegrinder" (2022)

Na fali hype'u związanego z "Violence Unimagined" Jerzy Rybak postanowił sobie wydać pierwszy solowy album i na nim zaprezentować co mu w duszy gra, a do Cannibal Corpse średnio pasuje. W teorii. W praktyce zawartość "Corpsegrinder" bowiem bardziej sprawia wrażenie wykalkulowanej pod nowsze trendy (o czym szerzej w dalszej części recki), powstałej głównie w celach uzupełniających merch wiadomej kapeli aniżeli ciekawostki zrobionej na boku lub dla czystej frajdy. Zastanawiające jest to wszystko o tyle, że sam George odpowiada na swoim debiutanckim solowym krążku jedynie za...wokale. Otóż, pozostałe składowe powierzył tu zaproszonym gościom i właśnie na ich podstawie oparł całość tego materiału.

W związku z powyższym, za partie gitar, basu i perkusji odpowiadają bracia Bellmore (pogrywający na co dzień z...Dee Sniderem!), a za stronę kompozytorską, liryczną i produkcyjną Jamey Jasta oraz przywołany już Nick Bellmore. Okej, w "Acid Vat" udziela się jeszcze dobrze znany Erik Rutan, ale stylistyką w tym kawałku zupełnie nie odbiega on od sposobu gry Charliego, toteż trudno ocenić na ile z tego sensowna atrakcja krążka, by szerzej się o niej rozwodzić. Z samą muzyką, niestety, jest różnie. Tam gdzie pobrzmiewa death metal, krążek buja i nie odstaje zbytnio chwytliwością od kanibalowych albumów; gorzej się dzieje, gdy do tego zestawienia - stanowczo za często - dochodzą hardcore'owe potupajki oraz deathcore'owe zwolnienia, mocno nawiązujące do najbardziej wstydliwych momentów Hatebreed.

Problematyczne też, że "Corpsegrinder" jest trudno jednoznacznie podzielić na lepsze jak i gorsze utwory. Właściwie, w każdym z nich znaleźć można fajniejsze elementy oraz te do wywalenia. Najlepiej wypadają tu "On Wings Of Carnage", "Acid Vat", "All Souls Get Torn" oraz "Death Is The Only Key", choć i w nich nie brakuje durnowatych, skocznych rytmów czy przesadnej prostoty. Nie chciałbym być rzecz jasna źle zrozumiany, bo solowego debiutu Corpsegrindera generalnie nie słucha się źle i są na nim interesujące pomysły (jak na ironię, również w kontekście core'owego grania). Sęk w tym, że ta muzyka nie wciąga. Brakuje jej polotu i pasji z prawdziwego zdarzenia. Niczym przesadnie nie irytuje, ale i też nie sprawia, by jakkolwiek chciało się do niej wracać.

Ocena: 6/10

[English version]

On the wave of hype related to "Violence Unimagined", George Fisher decided to release his first solo album and show what is in his soul, not very related to Cannibal Corpse style. In theory. In practice, the content of "Corpsegrinder" gives the impression of being calculated according to newer trends (about it - later), created mainly for the purpose of supplementing the merchandising of the known band, rather than for curiosities made for pure fun. It's all puzzling because George himself responds on his debut solo album only for...vocals. Well, he entrusted the other components to the invited guests and based all this material on their basis. 

Therefore, the Bellmore brothers (who play with...Dee Snider!) are responsible for the guitars, bass and drums parts, and Jamey Jasta and the already mentioned Nick Bellmore are responsible for the composition, lyrical and production side. Okay, in "Acid Vat" there is also the well-known Erik Rutan, but the stylistics in this track does not differ from the way Charlie plays, so it's difficult to rate how much a sensible attraction of the disc is. The music itself, unfortunately, is inconsistent. Where death metal sounds, the disc rocks and does not stand out too much with catchiness from Cannibal Corpse albums; it's worse when this cd - far too often - is accompanied by hardcore accelerations and deathcore breakdowns, strongly referring to the most embarrassing moments of Hatebreed. 

It's also problematic that "Corpsegrinder" is difficult to divide into better and worse songs. In fact, in each of them you can find cooler elements and those crap ones. The best here are "On Wings Of Carnage", "Acid Vat", "All Souls Get Torn" and "Death Is The Only Key", although they also feature stupid, bouncy rhythms or exaggerated simplicity. Of course, I would not like to be misunderstood, because Corpsegrinder's solo debut is generally not bad to listen to and there are interesting ideas on it (ironically, also in the context of core style). The problem is that this music is not addictive. It lacks panache and true passion. Nothing is overly irritating on it, but also does not make you want to come back to listen to it.

Rating: 6/10

Komentarze

  1. ty nie rób jaj z jerzego rybaka, bo aż sprawdziłem. To że Peter Steele to był Piotr Ratajczak to mało kto pamięta, ale tak się nazywał lowelas kochany w pupę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Upadłem na translator google przy pisaniu wstępniaka, stąd też Jerzy Rybak.

      Usuń
    2. tak w sumie to fajnie byłoby niektórych znanych metali przetłumaczyć na polski. Co prawda, nic mi do głowy teraz nie przychodzi, ale rozkmina pozostaje

      Usuń
  2. Karku trzyma poziom

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty