Meshuggah - "None" (1994)

Zanim świat się poznał na szwedzkiej Meshuggah jako jednej z najważniejszych (o ile nie najważniejszych) w nurcie djentowania, kapela Fredrika Thordendala postanowiła wejść w nową stylistykę w miarę powoli, wydając pomniejsze wydawnictwo, czyli właśnie epkę "None". Ponadto, grupa zdecydowała się rozszerzyć skład do kwintetu, co w efekcie poskutkowało, że Jens Kidman porzucił gitarę i w pełni skupił się na wokalach, a na stanowisko drugiego gitarzysty zwerbowano Mårtena Hagströma. I jedyne co pozostaje...to przyklasnąć takim zmianom! Bo wszystkie z tych nowych rozwiązań - jak zaraz pokażę - przeniosły muzykę tej piątki w jeszcze ciekawszy wymiar.

Wejście w nowy styl, mimo nieco skromnego formatu, nastąpiło u Meshuggah z solidnym przytupem. Ba, z perspektywy czasu, owa epka to - razem z debiutem - jedno z (naj)bardziej wyjątkowych wydawnictw w karierze Meshuggah. Na samym początku sprawa wygląda jednak jeszcze dosyć normalnie. W "Humiliative" i "Sickening" zespół prezentuje djent w swoim - jak się później okaże - unikalnym stylu, tj. jako granie matematyczne, poszatkowane, wgniatające i ze sporą dawką groove'u, a jednocześnie (i paradoksalnie) obfite w rytmiczne piłowanie i metalowy ciężar. 

Dziwnie za to robi się już przy trzecim utworze - "Ritual". Otóż, owy kawałek brzmi jak skrzyżowanie thrashowo-groove'owych klimatów z...Alice In Chains! Na szczęście, nic w tym złego, bo to jeden z najbardziej klimatycznych i pomysłowych momentów tej epki. Doskonale słychać w nim niemałą wyobraźnię grupy oraz ciekawy zamysł na tak - wydawać by się mogło - skrajne połączenie. Dalej, w "Gods Of Rapture" zespół w większości wraca w klimaty z początku epki, z tą różnicą, że z użyciem klawiszowych dodatków dla podkręcenia nieco schizolskiej atmosfery. Na tle tego, co znalazło się na samiuteńkim końcu, "Gods Of Rapture" wypada...niczym przystawka względem pojebaństw z ukrytego utworu, pt. "Aztec Two-Step"! Otóż, w tym hidden tracku Meshuggah odleciała w kierunku industrialnych czy nawet noise'owych brzmień, niepodobnych do tego co można było tu wcześniej usłyszeć. Poza zbędną ciszą, jest to też jeden z większych odlotów w karierze tej szwedzkiej kapeli (inna sprawa, że takowych nie było wcale u nich tak mało).

Spójność "None" nie jest więc największym atutem, aczkolwiek trudno nie docenić odwagi kompozytorskiej i wyobraźni kapeli Fredrika Thordendala. Za sprawą tejże epki Szwedzi z Meshuggah bowiem objawili światu swój własny, znacznie bardziej wyjątkowy, styl, a przy okazji, trochę też poeksperymentowali z jeszcze innymi od debiutu, ale bardzo udanymi klimatami - co później już w większości nie miało u nich miejsca. Wyszło o tyle unikatowo, że żadnego z utworów z "None" nie powtórzono na kolejnych wydawnictwach (ową epkę jedynie dołączano później pod postacią bonusów do "Contradictions Collapse"), a sama grupa na następnych krążkach ukierunkowała się w djent w wydaniu czystym. Nie znaczy to też, że za sprawą "None" zespół ten przestał grać interesująco. Wręcz przeciwnie - to początek ich najciekawszego etapu w karierze.

[English version]

Before the world got to know the Swedish Meshuggah as one of the most important (if not the most important) in the trend of djenting, Fredrik Thordendal's band decided to enter a new style rather slowly, releasing a smaller release, by ep "None". In addition, the group decided to expand the line-up into a quintet, which resulted in Jens Kidman abandoning his guitar duties and fully focusing on vocals, with Mårten Hagström recruiting as second guitarist. And the only thing that remains...is to applaud such changes! Because all of these new solutions - as I will show in a moment - transferred the music to an even more interesting dimensions.

The entry into a new style, despite a slightly modest format, took Meshuggah to a different level. In retrospect, this ep is - together with the debut - one of the most unique releases in Meshuggah's career. At the very beginning, however, everything is still quite normal. In "Humiliative" and "Sickening" the band presents djent in its - as it will turn out later - unique style, i.e. as a mathematical, shredded, crushing metal with a large dose of groove, and at the same time (and paradoxically) abundant in rhythmic sawing and heaviness.

It gets weird with the third track - "Ritual". Well, this track sounds like a cross between thrash-groove vibes with...Alice In Chains! Fortunately, nothing wrong with that, because it's one of the most atmospheric and inventive moments of this ep. You can perfectly hear the group's considerable ingenuity and an interesting idea for this - it would seem - extreme combination. Later, in "Gods Of Rapture" the band mostly returns to the atmosphere from the beginning of the ep, with the difference that with the use of keyboards to add to the slightly schizophrenic atmosphere. Against the background of what was at the end, "Gods Of Rapture" is...like a delicate appetizer compared to "Aztec Two-Step"! Well, in this hidden track, Meshuggah flew away towards industrial or even noise sounds, unlike what you could hear here before. In addition to unnecessary silence, it's also one of the greatest moment in the career of this Swedish band (another thing is that there were a lot of them).

The cohesion of "None" is not the strongest asset, although it's hard to underestimate the compositional courage and imagination of Fredrik Thordendal's band. By this ep, the Swedes from Meshuggah discovered their own, much more unique, style, and by the way, they also experimented a bit with less djent climates - which mostly did not happen later. It came out unique in that none (hehehe) of the songs from "None" were repeated on subsequent releases (this ep was only added later in the form of bonuses to "Contradictions Collapse"), and the group itself on the following discs turned into a pure djent. It doesn't mean that the band stopped playing interesting because of "None". Absolutely not - this is the beginning of their most interesting period in their career.

Rating: 8,5/10

Komentarze

Popularne posty