Beherit - "H418ov21.C" (1994)
Krytyka oraz problemy ze składem z jakimi Beherit borykał się na początku swojej działalności szybko spowodowały, że Nuclear Holocausto Vengeance zaczął odcinać się od ówczesnej metalowej sceny i równie błyskawicznie postanowił działać na własną rękę. Najpierw, jeszcze w tym samym roku co "Drawing Down The Moon", ukazała się krótka epka pt. "Messe Des Morts", utrzymana w znacznie bardziej noise'owej estetyce od swojego poprzednika (choć nadal przy użyciu black metalowych środków - mimo programowanej perki), a zaledwie rok później wyszedł drugi longplay, o jakże dziwnym tytule "H418ov21.C" (podobno zaczerpnięty od Aleistera Crowleya), na którym Vengeance, tutaj podpisany jako Holocaust Gamma-g, drastycznie zerwał z ekstremalnymi brzmieniami. Wraz z narastającym uwielbieniem do muzyki elektronicznej, Fin postanowił się bowiem zagłębić w ambientowo-synthowe klimaty.
Poza chłodną, lekko mistyczną atmosferą, "H418ov21.C" niestety niewiele ma do zaoferowania, ot bardzo skromną ilość prostych sampli oraz mówionych wokali przetworzonych przez różnorakie efekty. Cóż, ciśnienie opada tu bardzo gwałtownie, bo już w okolicach drugiego kawałka ("Tribal Death"), w którym pojawia się główny problem krążka: monotonia i klimat zupełnie pozbawiony ciekawych ozdobników. Całość albumu sprawia bowiem wrażenie obcowania z czymś wykonanym na chybcika, jakby się miało do czynienia z soundtrackiem do taniej gierki z gazetki - tak najlepiej na jedno niewymagające posiedzenie. I nie to, że wadzi tu brak klasycznie pojmowanego rockowego instrumentarium, bo absolutnie nie!, ale przede wszystkim zanik rytualnej dziwności z debiutu, którą emanowały nawet tamtejsze okazjonalne ambienty. Zamiast tego, na "H418ov21.C" przeważają klawiszowe pasaże w oparciu o jeden-dwa motywy, pegasusowe 8-bity, złowieszcze inwokacje i trochę elektronicznej łupanki. W efekcie, nawet jeśli trafia się jakiś interesujący patent, to nie wynika z tego nic bardziej sensownego kiedy wałkowany jest on do porzygu przez te 4-6 minut. Z tym, że to też rzadkość, bo znaczna większość tych patentów brzmi po prostu tanio, niczym parodia okultyzmu.
Pierwsze odejście od black metalowej stylistyki u Beherit to zatem rzecz zdecydowanie nie warta świeczki. "H418ov21.C" przypomina bowiem bardziej zarys prac nad muzyką niż album mający na poważnie zredefiniować swoje własne brzmienie. Dziwne jest to wszystko o tyle, że raptem rok wcześniej, Holocaustowi przecież nie brakowało pomysłów na tego typu chorobliwą atmosferę.
Ocena: 2/10
[English version]
Criticism and problems with the line-up that Beherit had to deal with at the beginning of its activity quickly caused Nuclear Holocausto Vengeance to end itself off from the metal scene of that time and just as quickly decided to work on its own. First, in the same year as "Drawing Down The Moon", a short ep was released ("Messe Des Morts"), maintained in a much more noise aesthetic than its predecessor (although still using black metal patterns - despite the programmed drums), and just a year later the second lp was released, with the strange title "H418ov21.C" (apparently taken from Aleister Crowley), on which Vengeance, here named as a Holocaust Gamma-g, drastically broke with extreme sounds. Along with the growing love of electronic music, Finn decided to delve into ambient and synth climates.
Apart from the cold, slightly mystical atmosphere, "H418ov21.C" unfortunately has little to offer, just a very modest amount of simple samples and spoken vocals processed by various effects. Well, the pressure drops very rapidly here, around the second track ("Tribal Death"), where the main problem of the disc appears: monotony and atmosphere completely devoid of interesting ornaments. The whole album gives the impression of communing with something made at random, as if you were dealing with a soundtrack to a cheap game from a gaming newspaper - preferably for one undemanding session. And not that the lack of classically understood rock instruments is a problem here, because absolutely not!, but most of all, the disappearance of the ritual strangeness from the debut, which was emanated by even the occasional ambients. Instead, "H418ov21.C" is dominated by keyboard passages based on one-two themes, 8-bits, sinister invocations and some electronic pounding. As a result, even if an interesting patent appears, it doesn't make anything more sensible when it's rolled for 4-6 minutes repetitively. Except that this is also a rarity, because the vast majority of these patents simply sound cheap, like a parody of the occult.
The first departure from Beherit's black metal style is therefore definitely not worth. "H418ov21.C" looks more like the outline of working on music than an album that is about to seriously redefine its own sound. It's all strange because only a year earlier, the Holocaust did not lack ideas for this type of sick atmosphere.
Rating: 2/10
hellalujah:::
OdpowiedzUsuńA to już jakiś żart. Tak jak i kolejna.
Beherit od zawsze kawał gówna, kult urósł chyba z osamotnienia. Zaorać. Ale logo mieli fajne.
OdpowiedzUsuń