Sadus - "Elements Of Anger" (1997)

Spadek zainteresowania thrashem oraz deathem po, mniej więcej, 1993 roku spowodował, że Amerykanie z Sadus...zaciągnęli ręczny i wrzucili na luz. Przez ten czas zawęzili oni skład do tria (z zespołu odpadł Rob Moore) i komponowali nowy materiał bardzo stopniowo (z którego 3 utwory zostały wydane już w 1994 roku pod postacią kasety "Red Demo" - o niej nieco szerzej w sekcji ciekawostek), kierując się w wyraźnie lżejsze rejony od swoich poprzednich krążków. Po takich posunięciach nietrudno było więc wysnuć, że wraz z ukazaniem się owego "Elements Of Anger" kapela Darrena Travisa postanowiła odsunąć techniczny thrash/death na bok, a na pierwszy plan wysunąć dużo przystępniejsze i znacznie mniej agresywne brzmienia. Podobnie jednak jak wieeelu innych, we wszystkich tych drastycznych zmianach dość wyraźnie się ona pogubiła.

Cóż, "Elements Of Anger", w większości, zrywa z dziczą i pokręconą techniką z poprzednich krążków, a zamiast tego oferuje częste, powolne budowanie klimatu, liczne wstawki na czysto, dużo średnich temp (nie rozpędzając się do wcześniejszego łomotu prawie w ogóle), wyciszenia oraz klawiszowe wtręty przywodzące na myśl Nocturnus (tyle że taki bez wyczucia co do kiczu). I nawet jeśli miało to pokazać większą wszechstronność tego tria, to duża część z tych nowinek po prostu nie pasuje do ich starszych patentów, a całości brakuje jasno określonej myśli przewodniej. Po jednej stronie trafiły się tutaj zatem całkiem konkretne "Fuel", "Aggression" oraz "Power Of One", w pozostałych zaś totalny brak pomysłów na pogodzenie thrash/deathowych patentów z tymi lżejszymi i bardziej radiowymi (?), czego dobitnym przykładem "Unreality", "In The End", "Words Of War" i "Crutch", w których aż można zazgrzytać zębami z zażenowania (głównie za sprawą keyboardów). Nieźle wypada wprawdzie na "Elements..." wokal Darrena (poza tym szeptanym i skandowanymi w chórkach), partie solowe, bas czy soczysta produkcja, tyle że wszystko to, niestety, nie zaciera ogólnej, zbyt stonowanej atmosfery tego krążka.

Po wydaniu "A Vision Of Misery", Amerykanie z Sadus kazali dość długo czekać na swojego następcę, a gdy ten już się w końcu ukazał, nowa muzyka nie podołała poziomowi poprzednika. Przede wszystkim, grupa zbyt mocno zatraciła się w niezwiązane z ekstremą patenty, a znaczną część charakterystycznego dla siebie technicznego popylania postanowiła odrzucić gdzieś na dalszy plan. Przez to też "Elements Of Anger" niespecjalnie nadaje się do codziennego użytku.


W 1994 roku, jeszcze z Robem Moorem w składzie, Amerykanie z Sadus wydali własnym sumptem skromną taśmę zatytułowaną "Red Demo", na której znalazły się utwory z myślą o "Elements Of Anger". I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że numery z owej taśmy ("Fuel", "Power Of One" i "In The End") były bardziej rasowe niż jego finalne wersje, a wśród nich ostał się jeszcze "Black March" - kawałek niepowtórzony na albumie, a który fajnie kontynuuje styl z "A Vision Of Misery". Wniosek z tego prosty - wielka szkoda, że cały "Elements..." nie został utrzymany właśnie w tej stylistyce.

[English version]

The decline in interest in thrash metal and death metal after around 1993 caused the Americans of Sadus...to slow down a bit. During this time, they narrowed the line-up to a trio (Rob Moore left the band) and composed new material very gradually (of which 3 songs were released in 1994 as the "Red Demo" cassette - more about it in the trivia section), directing into clearly lighter regions than their previous albums. After such moves it was not difficult to conclude that with the release of "Elements Of Anger" Darren Travis' band decided to push technical thrash/death aside, and to put much more accessible and much less aggressive sounds. However, like maaany others, they clearly lost in all these drastic changes.

Well, "Elements Of Anger", mostly, breaks with the wildness and twisted technique from previous albums, and instead offers frequent, slow creating of climate, numerous clean guitars inserts, a lot of medium paces, calm (?) fragments and keyboard interferences reminiscent of Nocturnus (but without good feeling for kitsch). And even if it was to show the greater versatility of these musicians, many of these novelties simply do not fit into their older patents, and the whole cd lacks a clearly defined concept. On one side, therefore, there are quite concrete "Fuel", "Aggression" and "Power Of One", while on the other side, there is a total lack of ideas for reconciling thrash/death patents with those lighter, which is exemplified by "Unreality""In The End""Words Of War" and "Crutch", songs that may cause embarrassment (mainly due to keyboards). Darren's vocals (apart from the whispered one), solo parts, bass or fleshy production sounds good on "Elements...", but all this, unfortunately, does not blur the overall, too subdued atmosphere of this disc.

After the release of "A Vision Of Misery", Americans from Sadus made to wait quite a long time for their successor, and when it finally came out, the new music did not break through the level of its predecessor. First of all, the group lost itself too much in non-extreme patents and decided to drop a large part of its characteristic technical speeding somewhere in the background. Therefore, "Elements Of Anger" is not particularly suitable for everyday listening.

Rating: 4,5/10

In 1994, with Rob Moore still in the line-up, Sadus released a modest tape called "Red Demo", which included later songs from "Elements Of Anger". And it wouldn't be surprising, if it wasn't for the fact that the numbers from that disc ("Fuel", "Power Of One" and "In The End") were more racial than their final versions, and among them there is "Black March" - a track not repeated on the album and which nicely continues the style of "A Vision Of Misery". The conclusion is simple - it's a pity that the whole "Elements..." was not kept in this style.

Komentarze

  1. e tam, dobry album. otwierający track ma jeden z moich ulubionych zabaw basu z gitarą. jest prawidłowa kreatywność, nie bądź aż taki surowy.

    podejrzewam natomiast że out for blood będzie miało jeszcze niższą ocenę, bo tam to pojawiają się elementy, nazwijmy to łagodnie, szeroko rozumiane jako alternatywne, a i głupawe teksty bynajmniej nie poprawiają sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ba, jest tu nawet parę niezłych numerów, a już w szczególności "Fuel", który chwyta od samego początku. Problem jednak w tym, że te raptem kilka utworów to naprawde niewiele w kontekście tego jak i co zespół grał na poprzednich płytach. Jak dla mnie za dużo tu cackania się ze słuchaczem, by ekscytować się tą różnorodnością kosztem dawnego szaleństwa.

      Zaspoileruję, że treść "Out For Blood" będzie dość podobna do powyższej recki. Z tym, że te parę plusów jak najbardziej też uwzględnię.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty