Cryptopsy - "The Unspoken King" (2008)
Najbardziej znienawidzony album, jaki ukazał się pod szyldem Cryptopsy powstawał w jeszcze większych zawirowaniach niż to u tych Kanadyjczyków bywało wcześniej. Niedługo po wydaniu "Once Was Not" do grupy zawitał drugi gitarzysta Christian Donaldson, z zespołem ponownie pożegnał się Lord Worm (tym razem rzekomo z powodów zdrowotnych), a szeregi Cryptopsy zasiliły dwie persony ze skrajnie innego dla tej ekipy świata, tj. wokalista Matt McGachy z metalcore'owego (?) 3 Mile Scream oraz keyboardzistka (??) Maggie Durand. W wyniku tych wszystkich kontrowersyjnych zmian (jak się zaraz okaże - niebezpodstawnie), w 2008 roku ukazał się owy "The Unspoken King" - według dużej części słuchaczy, gwóźdź do trumny dla Cryptopsy po odejściu Worma.
Na przestrzeni trzech lat dzielących "Once Was Not" i "The Unspoken King", ekipa z Montréal w 2008 roku zmieniła się nie do poznania. Otóż, o zgrozo, wzięło ich na deathcore z metalcore'owymi wtrętami z pod znaku All That Remains czy Killswitch Engage, a wszystko co techniczne zepchnęli na wyraźnie dalszy plan. Niestety, te drastyczne przemiany to porażka na całej linii. No dobra, o ile jeszcze instrumentalnie jest całkiem znośnie (ponieważ blastowanie i zawijasy nie zanikły tu całkowicie), a do breakdown'owych/mniej deathowych partii idzie przywyknąć (ale nie przyzwyczaić), o tyle wokale przyprawiają o krwotok uszu. Nie dość, że McGachy celuje w najbardziej generyczne, deathcore'owe porykiwanie/wrzaski to do tego zdarza mu się - stanowczo zbyt często - psuć nie najgorsze kawałki poprzez czyste (!), przesłodzone śpiewy (jak np. w "Bemoan The Martyr", "Contemplate Regicide", "Leach" czy "The Plagued"). Drugim nieporozumieniem, choć dużo mniejszym na tle wokali, są tutaj wspomniane klawisze, pasujące do Cryptopsy jak siodło u świni. Te w domyśle miały podkręcać ogólną dramaturgię, ale w praktyce ich udział sprowadza się do nudnego plumkania pod resztą instrumentów lub rozmiękczania tych i tak już żenujących fragmentów z czystym wokalem. Równie słabo przekonuje też sama produkcja "The Unspoken...", aż nadto skompresowana i z sztucznie podkręconym werblem (mimo że do samej gry Flo Mouniera jak zwykle nie da się przyczepić). Przy tym wszystkim właściwie nasuwa się tylko jedno ważne pytanie: co na tej płycie się w ogóle broni?
Wnioski są zatem jasne i klarowne. "The Unspoken King" nie powinien się ukazać pod szyldem Cryptopsy. Okej, pod inną nazwą też nie rzucałby on na kolana, to jednak dałoby się go bezproblemowo pominąć i uznać za studyjny eksperyment. Tymczasem pod wiadomym szyldem i uwzględniając ich wcześniejszy dorobek, "The Unspoken..." jawi się niczym splunięcie fanom prosto w twarz. Cóż, ci Kanadyjczycy w drastycznie innym dla siebie stylu nie zaprezentowali tu niczego interesującego czy na miarę poprzednich sukcesów.
Ocena: 2,5/10
[English version]
The most hated album, which was released under the name of Cryptopsy, was created in even greater turbulence than those Canadians had before. Soon after the release of "Once Was Not", the second guitarist Christian Donaldson came to the group, Lord Worm left the band again (this time allegedly for health reasons), and the Cryptopsy were joined by two people from an extremely different world for this band, i.e. vocalist Matt McGachy from metalcore (?) 3 Mile Scream and keyboardist (??) Maggie Durand. As a result of all these controversial (as it will turn out - not unjustifiably) changes, in 2008 "The Unspoken King" was released - as most listeners say, a nail in the coffin for Cryptopsy after the departure of Worm.
In the three years between "Once Was Not" and "The Unspoken King", this band has changed in 2008 beyond recognition. Well, horror of horrors, they went into deathcore with metalcore inclusions in the All That Remains or Killswitch Engage type, and pushed everything technical to the background. Unfortunately, these drastic changes are a complete failure. Okay, while it's still instrumentally quite passable (because the blasting and technical inserts have not completely disappeared here), and you get used to breakdown/less death metal parts, the vocals make your ears bleed. Not only in the case that McGachy excels at the most generic deathcore screams, but also - far too often - at clean (!), luscious vocals (like in "Bemoan The Martyr", "Contemplate Regicide", "Leach" or "The Plagued"). The second misunderstanding, although much smaller in comparison to the vocals, is the aforementioned keyboards that totally not fit to the Cryptopsy style. These were supposed to turn up the overall serious atmosphere, but in practice their participation comes down to boring mumbling under the rest of the instruments or softening those already embarrassing fragments with clean vocals. The production of "The Unspoken..." is not convincing either, too much compressed and with an artificially puffing snare drum (although Flo Mounier's style itself cannot be faulted). With all of this, only one question arises: what is defending on this album at all?
The conclusions are therefore clear and lucid. "The Unspoken King" should not be released under the Cryptopsy name. Okay, with a different name it could not be regarded as a revelation, but in that case it could be easily skipped and considered a studio experiment. Meanwhile, under the well-known name and bearing in mind their earlier cds, "The Unspoken..." seems spitting right in the face. Because these Canadians in a drastic different style did not present anything interesting or comparable to previous successes.
Rating: 2,5/10
reakcja cryptopsy na oburzenie była taka że zrobili piosenke która zaczyna się od jakiegoś nerda piszącego komentarze na klawiaturze i mamusia mu wchodzi do pokoju. nigdzie już jej nie ma w sieci niestety, tylko wersja live. próbowali ukręcić bekę, ale grzecznie wrócili do starego stylu
OdpowiedzUsuńNa fali tych wszystkich syfów pokroju Black Veil Brides, to ta płyta broniła się już jak wychodziła. Dużo fajnych breakdownów, ciekawa technika, Flo sypiący blastbeatami, no i wokalnie Matt też duze możliwości. Za 10 lat ludzie dopiero docenią, jak eklektyczne oblicze Cryptopsy to było.
OdpowiedzUsuńZ sentymentem też patrzę na te czasy The Unspoken King, a przecież to wcale nie było tak dawno ten 2008 czy 2009 rok.