Blood Incantation - "Timewave Zero" (2022)
Podobno apetyt rośnie w miarę jedzenia. Niby tak, aczkolwiek Amerykanie z Blood Incantation mieli inny pomysł na kolejny cios po tak dobrym albumie jak "Hidden History Of The Human Race". Po 3 latach wydawniczej ciszy, ekipa Paula Riedla postanowiła bowiem uderzyć ze...space ambientową epką, która z death metalowymi brzmieniami praktycznie nie ma nic wspólnego! Nie dziwi więc, że na owy "Timewave Zero" lada moment wylała się spora fala krytyki. Amerykanie po całości zboczyli z wcześniej obranego stylu, zapuszczając się w rejony Tangerine Dream i odrzucając składowe, z których w tak krótkim czasie osiągnęli sukces.
Jak na ironię, "Timewave Zero" pod względem objętości, przebija regularne materiały zespołu. Ba, sama podstawowa wersja płyty trwa 40 minut, tj. dłużej niż poprzednie dwa pełniaki! No i nawet jeśli to jednorazowy taki wyskok, zupełnie nie jest zaskoczeniem w takiej sytuacji jego chłodny odbiór względem wcześniejszych wydawnictw. "Timewave Zero" to ciekawa podróż po kosmicznych dźwiękach, nieźle wykorzystująca niemetalowe środki, ale niekoniecznie trafiona do szyldu, pod jakim została wydana - gwarantuję Wam, że inna nazwa z miejsca spowodowałaby, że "Timewave..." nie wzbudzałaby większych rozczarowań. Oba utwory składające się na tę epkę to bowiem eteryczne plumkanie, w sam raz do relaksowania się i wytężania wyobraźni, aczkolwiek dość zwiewne i bardzo powoli rozkręcające się do punktu kulminacyjnego (który też nie poraża jakimś zwrotem akcji). "Io" powolutku więc wprowadza w wir kosmicznego chaosu, a "Ea" tuż po nim koi melancholijną melodią i kinową wręcz realizacją podróżowania poprzez odległe galaktyki. Co ciekawe, w wersji bonusowej trafił się jeszcze jeden utwór - aż 27-minutowy "Chronophagia". Ten z kolei bardziej przypomina zaginiony soundtrack do DarkSpace.
Widać zatem, że "Timewave Zero" nie zasłużył sobie na tak zmieszane opinie. Cóż, główny problem tej epki ciąży na bardzo wysokim poziomie poprzednich krążków i jej totalnej odmienności. Owszem, słucha się tego dobrze, ale jak na zespół, który już tyle zdążył na scenie nawojować, "Timewave..." zdaje się być krążkiem dużo mniej emocjonującym. Przede wszystkim, brakuje na nim balansu z ich normalnych albumów, gdzie death metal doskonale przenikał się między kinowymi ambientami. Tutaj pozostało tylko to drugie, a i nie zawsze tak atrakcyjne co wcześniej.
Ocena: 6/10
[English version]
There is a saying that appetite increases with eating. Apparently so, although the Americans from Blood Incantation had a different idea for another hit after such a good album as "Hidden History Of The Human Race". After 3 years of releasing silence, Paul Riedl's band decided to release...a space ambient ep, which has practically nothing to do with death metal sounds! So it's not surprising that a large criticism came out on "Timewave Zero" at any moment. The Americans completely deviated from the previously chosen style, venturing into the regions of Tangerine Dream and discarding the components from which they achieved success in such a short time.
Ironically, "Timewave Zero" trumps the band's regular material in volume. In fact, the basic version of the album itself lasts 40 minutes, i.e. longer than the previous two full-lengths! And even if it's a one-time outburst, it's not surprising in such a situation that its cold reception compared to previous releases. "Timewave Zero" is an interesting journey through cosmic sounds, making good use of non-metal means, but not necessarily in line with the band name under which it was released - I guarantee you that any other name would immediately make "Timewave..." not arouse major disappointments. Both tracks that make up this ep are really ethereal, perfect for relaxing and stretching the imagination, although quite airy and very slowly building up to the climax (which also does not strike with any twist). "Io" slowly introduces you into the vortex of cosmic chaos, and "Ea" right after soothes with its melancholy melody and almost cinematic realization of traveling through space. Interestingly, the bonus version has one more track - a 27-minute long "Chronophagia". This one, in turn, is more like the lost DarkSpace soundtrack.
So you can see that "Timewave Zero" did not deserve such mixed reviews. Well, the main problem of this ep lies in the very high level of previous albums and its total difference. Yes, it's good to listen to, but for a band that has already caused huge hype to the extreme scene so much, "Timewave..." seems to be a much less exciting album. First of all, it lacks the balance of their normal albums, where death metal blended perfectly between cinematic ambients. Here only the latter remained, and not always as attractive as before.
Rating: 6/10
Czar prysł
OdpowiedzUsuńDyszka kurwy
OdpowiedzUsuń