Dark Angel - "Darkness Descends" (1986)

Mym (nie)skromnym zdaniem, "Darkness Descends" to jedna z tych pozycji, która zasługuje na znacznie większy rozgłos względem aż nadto przemielonych w mediach "Master Of Puppets" czy "Reign In Blood". No serio, nie ma co wytrzeszczać oczu przed ekranem. W zaledwie rok, ekipa Erica Meyera zdołała kolosalnie przeskoczyć poziom - bardzo dobrego przecież - "We Have Arrived", tworząc album, który stopniem ekstremy porażał 99% thrash metalu, jaki się wtedy ukazywał. Do owego przełomu przyczyniły się bardzo istotne zmiany w składzie. Pierwsza i największa tyczy się pojawienia perkusisty Genego Hoglana (co ciekawe, wymienia się go już w booklecie do debiutu - pomimo dodatkowej noty, że to Jack Schwartz nagrywał tam gary), druga zaś, wymiany na stanowisku basisty, gdzie Roba Yahna zastąpił Mike Gonzalez (który wbrew książeczce, na "Darkness..." partii basu nie nagrywał). Po ustabilizowaniu składu i pewnych zmianach muzycznych (o czym za moment), Amerykanie z Dark Angel...poszybowali na sam szczyt, tworząc opus magnum nieokiełznanego thrash metalu!

Na przestrzeni ledwie roku, ekipa Erica Meyera stworzyła longplay, który - po dziś dzień - niszczy w każdym calu. Otóż, "Darkness Descends" to olbrzymia porcja nabuzowanej i wściekłej muzyki, z dzisiejszej perspektywy wcale nie tak odległej od ekspresji kojarzącej się z późniejszym death metalem. W praktyce wygląda to następująco: gitary zasuwają z furiacką precyzją, perkusja dewastuje szybkościami i finezją, Don Doty zdziera gardło jak szalony (z minimalną ilością heavy metalowych falsetów), w każdym utworze nie brakuje osobnego haczyka (mimo że to bardzo spójny materiał), a nawet jeśli zdarzy się zespołowi zwalniać, to jest to wkomponowane sensownie i doskonale urozmaica thrashową rzeźnię. Na potwierdzenie chociażby "Death Is Certain (Life Is Not)", "Hunger Of The Undead", "Black Prophecies", "The Burning Of Sodom" czy tytułowiec, by na własnej skórze przekonać się jak solidny wpierdol Amerykanie tu zaprezentowali. Ba, nawet nowa wersja "Merciless Death" wypada jeszcze lepiej względem oryginalnej; kwintet postarał się o jeszcze większy pazur, ale i ciekawsze wyeksponowanie jego charakterystycznego, spokojnego wstępu. To samo tyczy się zresztą produkcji, która zestarzała się z gracją i - jak na ironię! - nadal brzmi bardzo świeżo miażdżąc znaczną większość obecnej, przeprodukowanej muzyki.

Tym sposobem, Dark Angel wydali w 1986 roku krążek, który zdetronizował znaczną większość thrash metalowych wydawnictw, a także - pomimo większego zainteresowania wokół Slayera i Metalliki - wywarł niemały wpływ na kolejne, parające się ekstremą zespoły. "Darkness Descends" to bowiem jeden z najlepszych przykładów pozwalających zrozumieć fenomen thrashu, a przy tym kawał kapitalnie skomponowanej i porywającej muzyki. Coś w końcu było na rzeczy skoro słynny, duński perkusista podpatrzył patent z podwójną stopą do "One" właśnie z tego albumu.

Ocena: 10/10


[English version]

In my (im)modest opinion, "Darkness Descends" is one of those releases that deserves much more publicity compared to overhyped in the media "Master Of Puppets" or "Reign In Blood". Seriously, there's no point staring at the screen. In just a year, Eric Meyer's band managed to beat the level of - after all, very good - "We Have Arrived", creating an album that with the degree of extreme paralyzed 99% of thrash metal that was released at the time. However, significant changes in the line-up contributed to this breakthrough. The first and biggest concerns the appearance of drummer Gene Hoglan (interestingly, he's already mentioned in the debut booklet - despite the additional note that Jack Schwartz recorded the drums there), and the second, the change of the bass player, where Rob Yahn was replaced by Mike Gonzalez (who, contrary to the booklet, did not record the bass parts on "Darkness..."). After stabilizing the line-up and some musical changes (more on that in a moment), the Americans from Dark Angel...soared to the top, creating a magnum opus of unbridled thrash metal!

In just a year, Eric Meyer's band created an album, which - to this day - destroys every inch. Well, "Darkness Descends" is a huge portion of fast and rapid music, from today's perspective not so distant from the expression associated with later death metal. In practice, it looks like this: the guitars shock with furious precision, the drums are devastating with speed and finesse, Don Doty rips his throat like crazy (with a minimum of heavy metal falsettos), each track has its own point (despite the fact that it's a very coherent material), and even if the band happens to slow down, it's incorporated sensibly and perfectly diversifies the thrash metal brutality. To confirm, for example, "Death Is Certain (Life Is Not)", "Hunger Of The Undead", "Black Prophecies", "The Burning Of Sodom" or the title track, to see for yourself how solid impression the Americans presented here. In fact, even the new version of "Merciless Death" is even better than the original; the quintet did an even better heaviness, but also a more interesting exposure of its characteristic, calm introduction. The same theme goes for the production, which has aged gracefully and - ironically! - still sounds very fresh crushing the vast majority of current, over-produced music.

In this way, Dark Angel released an album in 1986, which dethroned the vast majority of thrash metal albums, and also - despite the greater interest around Slayer and Metallica - had a significant impact on other extreme bands. "Darkness Descends" is one of the best examples to understand the phenomenon of thrash metal, and at the same time a piece of brilliantly composed and thrilling music. Well, it shouldn't be that surprising, after all the famous Danish drummer spied a patent with a double bass for "One" from this album.

Rating: 10/10

Komentarze

  1. Metalowy album 1986 roku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hellalujah:::
      w 86 najlepszy był Slayer \m/
      "Reign in Blood"

      Usuń
    2. Był najlepszy ,ale kiedyś, teraz Slayer nie ma już takiego znaczenia, oczywiście to bardzo ważny i znaczący album jak i zespół

      Usuń
  2. W chwilii premiery nie bylo większego ciosu od tej płyty. Do dzis miazga

    Potem z kolei zaczęły sie dziać z zespołem dziwne rzeczy...

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakie dziwne rzeczy

    OdpowiedzUsuń
  4. dziwne rzeczy fatalnego wokalisty

    OdpowiedzUsuń
  5. można w sumie to podciągnąć pod klasykę Death / Thrashu, nawet bardziej niż Hell Awaits, czy Reign in Blood, czy Seven Churches. Nawet Scream Bloody Gore przy tym brzmi jak bajka disneja

    OdpowiedzUsuń
  6. Ty klasyku ty z bajki disneja opowiadasz tu o rzeczach o których nie masz pojęcia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. odezwał się kmiotek wymiotek co wiedzę swą czerpie z wikipedii

      Usuń
  7. Nagrali 4 płyty i wszystkie fatalnie wyprodukowane, hałas i syf w brzmieniu. Chaos niekontrolowany. Nigdy nie kumalem tych ohów i ahow pod adresem Dark Angel. Znam płyty, ale niczego tam nie ma nadzwyczajnego. Odnośnie thrashowego chaosu i to kontrolowanego, szybkiego napierdalania z przyzwoitą produkcją i przede wszystkim zajebistym warsztatem muzykow wolę zapuścić sobie Sadus, rozpierdala w pył Dark Angel jednym numerem z jakielkowiek płyty.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty