In Flames - "Foregone" (2023)

Fascynujące jak silne sentymenty dają się we znaki, gdy jakaś wiekowa (i najlepiej mainstreamowa) kapela wydaje - przykładowo - piętnastą płytę lub, jeszcze lepsza opcja, po dekadach decyduje się na reunion. Coś pomiędzy nasuwa się w przypadku powstania albumu "Days Of The Lost" super-grupy The Halo Effect, wokół której narobiło się szumu jakby to na nowo zdefiniowała ona melodic death metal. Racji przy tamtym hypie za grosz, a w mojej nieskrępowanej opinii, wyszło z tego ogromne rozczarowanie, za którym poza wielkimi nazwiskami nic większego nie stoi. No i nie bez powodu wspominam o The Halo Effect w kontekście In Flames A.D. 2023. Wobec owego "Foregone" stawiano bowiem podobne oczekiwania co przy okazji nowej grupy Jespera Strömblada (nota bene założyciela In Flames).

W przeciwieństwie jednak do The Halo Effect, o In Flames nasuwają się tu znacznie bardziej pozytywne słowa. Tak, z pewnym trudem mi to przechodzi przez klawiaturę, ale "Foregone" to pierwszy od 23 (!) lat album tych Szwedów, do którego nie ma się aż takiej awersji. Oczywiście, nadal trudno tutaj mówić o jakiejkolwiek rewelacji, a żenująco-słodzących fragmentów ekipa Björna Gelotte'a nie wyzbyła się całkowicie, ale cieszy tak zwyczajnie, że Szwedzi nie próbują za wszelką cenę wskakiwać w rejony metalcore'owego czy popowego smęcenia, a jeśli już owe radiowe banały się pojawią, to idzie je przetrwać i zespół po nich - dla równowagi - stosuje jakiś ciekawszy patent. Częściej też do głosu dochodzą ostrzejsze galopady, bujające rytmy, całkiem sensowny, rockowy feeling i bardziej wyszukane melodie. Przykładem chociażby "The Great Deceiver", "Bleeding Out", "Foregone Pt. 1", "State Of Slow Decay" czy "In The Dark". Spory plus Szwedom należy się również za zwerbowanie drugiego, gitarowego wymiatacza pod postacią Chrisa Brodericka, który swoją wysoką sprawnością techniczną ładnie ubarwił partie solowe.

Teraz trochę narzekania. Precyzując: poziom wokali. O ile nad tymi krzyczanymi da się przejść do porządku dziennego i współgrają z mocniejszymi momentami całkiem nieźle, tak pozytywny odbiór krążka utrudniają tutaj te wyśpiewywane na metalcore'ową modłę i czyste, przepełnione efektami. Nie przeważają one pośród całości, ale gdyby pozostała z nich raptem połowa, to nikt by raczej nie płakał. Są też na "Foregone" potworki pokroju "Pure Light Of Mind" czy "Foregone Pt. 2", w których zespół aż nadto przesadza ze słodzeniem, aczkolwiek smęty te nie kłują na tyle w uszy co kompozycje z "Battles" i "I, The Mask". Często zresztą na rekompensatę po tego typu bublach następują lepsze utwory.

Trudno uwierzyć, ale jestem w stanie napisać trochę pochwał w kierunku nowszego oblicza In Flames. Co prawda, nie miałem wobec nich totalnie żadnych oczekiwań i po wcześniejszej nagonce spodziewałem się tylko najgorszego, aczkolwiek na "Foregone" ekipa Björna Gelotte'a i tak zdołała całkiem pozytywnie zaskoczyć. Pokazali, że są oni w stanie stworzyć kawał poprawnego, mainstreamowego metalu.

Ocena: 5,5/10


[English version]

It's fascinating how strong sentiments can be felt when some old (and preferably mainstream) band releases - for example - the fifteenth album or, even better option, after decades decides to reunion. Something in between arises in the case of the creation of the album "Days Of The Lost" by the super-group The Halo Effect, around which there was a huge interest as if it redefined melodic death metal. Right about that hype, and in my uninhibited opinion, it turned out to be a huge disappointment with nothing bigger than big names behind it. And not without reason I mention The Halo Effect in the context of In Flames A.D. 2023. For "Foregone" similar expectations were placed as for the new group of Jesper Strömblad (by the way, the founder of In Flames).

However, in contrast to The Halo Effect, much more positive words come to mind about In Flames. Yes, it's hard for me to get through these words, but "Foregone" is the first album of these Swedes in 23 (!) years, to which you don't have such an aversion. Of course, it's still difficult to talk about any revelation here, and Björn Gelotte's band has not completely got rid of the embarrassing-sweetening fragments, but it's so simple that the Swedes do not try to jump into the metalcore or pop regions at all costs, and if they these radio clichés appear, it goes to endure them and the band after them - for balance - uses some more interesting patent. Stronger gallops, a quite sensible, rock feeling and more sophisticated melodies come to the fore more often. Examples include "The Great Deceiver", "Bleeding Out", "Foregone Pt. 1", "State Of Slow Decay" or "In The Dark". The Swedes also deserve a big plus for recruiting a second guitar master in the form of Chris Broderick, who with his high technical skills nicely colored the solo parts.

Now some complaining. To be precise: the level of vocals. While the shouted ones can be ignored and they harmonize with the stronger moments quite well, the positive reception of the album is hindered by those sung in the style of metalcore and clean, filled with effects. They do not predominate among the whole, but if only half of them remained, no one would cry. There are also craps like "Pure Light Of Mind" or "Foregone Pt. 2" on "Foregone", in which the band overdoes it with sweetening, although these weaker songs are not so much bad as the compositions from "Battles" and "I, The Mask". Often, as a compensation, this type of crap is followed by these better songs.

It's hard to believe, but I can write some praise towards the newer face of In Flames. Well, I had absolutely no expectations after the previous releases and I expected only the worst, but on "Foregone" Björn Gelotte's band managed to surprise quite positively anyway. They showed that they are able to create a piece of correct, mainstream metal.

Rating: 5,5/10

Komentarze

  1. In flames to zespół, który nigdy nie miał żadnego znaczenia w muzyce . To samo tez Therion .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że jest na odwrót. Mało tego, jeśli chce się łatwo stracić dziewictwo z panną, to te zespoły to umożliwiają i ułatwiają. O dziwo, Schuldiner też.

      m.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty