James Murphy - "Convergence" (1996)

"Dreams Of The Carrion Kind" bardzo dobrym albumem był, choć nie zyskał należytego uznania i kultem obrósł znacznie później. Niedługo po rozejściu się Disincarnate, James Murphy zasila bowiem szeregi przechodzącego wówczas poważne zmiany Testament, a w międzyczasie postanawia on rozpocząć komponowanie nowych utworów z myślą o solowej karierze i brzmieniach wyraźnie zrywających z death metalem. Wkład tegoż muzyka w odnowioną ekipę Erica Petersona oczywiście okazał się zbawienny, ale nie mniej sensowną ideą była myśl skomponowania całkowicie nowych kawałków pod własnym nazwiskiem. Tak też ten gitarzysta uczynił. Posilając się basistą Bradem Russellem, perkusistą Deenem Castronovo i - generalnie - szeregiem zaproszonych gości, Jamesowi udało się na swoim debiutanckim "Convergence" nagrać kawał kapitalnej (o czym zaraz), gitarowej muzyki, znacznie mniej powiązanej z ekstremą.

Pierwszy solowy album Jamesa Murphy'ego zanurza się bowiem w progresywny metal i to w jego (dużo) lepszy odłam, gdzie nie ma miejsca na patetyczne popisywanie się umiejętnościami czy zbyt łagodne formy. "Convergence" jest więc płytą zróżnicowaną, pełną czadu, sensownie techniczną, bogatą w detale i mającą wciągający klimat. W skrócie, napisaną z głową. Analogicznie do tego, dużo dzieje się w gitarach, a w szczególności w solówkach, w których pobrzmiewa wirtuozeria znana z płyt Death, Obituary oraz Cancer. Sęk jednak w tym, że "Convergence" ma bardziej heavy metalowy feeling i większą ilość melodii, co znacząco tutaj punktuje, bo pomimo z miejsca rozpoznawalnego stylu solówek, James nie próbował powielić już raz wykorzystanych pomysłów. Album ma też dwa istotne oblicza. Pierwsze, z różnymi wokalistami kładące nacisk na heavy metalowy ciężar oraz przystępniejsze formy, drugie - instrumentalne, bardziej szalone oraz prezentujące talent Murphy'ego i towarzyszących mu muzyków. I...jak najbardziej w obu przypadkach zdaje to egzamin i świetnie się uzupełnia! Krążek jest bardzo pomysłowy, wielowymiarowy, przemyślany oraz pełen wyszukanych melodii. Za przykład niech posłużą chociażby czadowe "The Last One" i "Since Forgotten" (oba bardzo udane pomimo obecności Devina Townsenda, za którym zwykle nie przepadam) czy urocza, testamentowo brzmiąca ballada "Touching The Earth" (w duecie z - nomen omen - Chuckiem Billym oraz Michelle Rae Dean), a z instrumentalnych majstersztyków "Shadow's Fall", tytułowy oraz totalny odjazd w kierunku improwizacji, czyli "Red Flag".

Solowa kariera Jamesa Murphy'ego, choć bardzo chwilowa, zdecydowanie nie ustępuje wydawnictwom, w którym gitarzysta wcześniej (i później) maczał palce. Pierwszym tego przykładem okazał się być właśnie "Convergence", longplay, który pokazał, że w zupełnie innym stylu, Murphy był w stanie wydać zjawiskowy materiał na najwyższym poziomie. I to wszystko prawda, pierwszym tego przykładem, ale jak niedaleka przyszłość pokazała, wcale nie ostatnim.

Ocena: 9/10


[English version]

"Dreams Of The Carrion Kind" was a very good album, although it did not gain proper recognition and became a cult much later. Shortly after Disincarnate split up, James Murphy joins Testament, which was undergoing major changes at the time, and in the meantime he decides to start composing new songs with a solo career in mind and sounds clearly breaking with death metal. The contribution of this musician to the renewed line-up of Eric Peterson's band obviously turned out to be salutary, but no less sensible idea was the idea of composing new songs under his own name. So he did it. With the bassist Brad Russell, drummer Deen Castronovo and - in general -  many guest musicians, James recorded on his debut "Convergence" a piece of great, guitar music, much less related to extreme metal.

James Murphy's first solo album immerses himself in progressive metal and in its (much) better section, where there is no place for pathetic show off of skills or too gentle forms. "Convergence" is therefore a varied album, full of energy, sensibly technical, with lots of details and having an addictive atmosphere. In short, composed rationally. Similarly, there is a lot going on in the guitar terms, and in particular in the solos, in which you can hear the virtuosity known from the albums of Death, Obituary and Cancer. However, the main difference is that "Convergence" has a more heavy metal feeling and more melodies, which is a significant advantage here, because despite the instantly recognizable style of solos, James did not try to duplicate the ideas already used. The album also has two important faces. The first, with different vocalists emphasizing heavy metal and more accessible forms, the second - instrumental, crazier and presenting the talent of Murphy and the musicians accompanying him. And...in both cases, it complements each other perfectly! The album is very inventive, multidimensional, thoughtful and full of sophisticated melodies. For example, let's check awesome "The Last One" and "Since Forgotten" (both very successful despite the presence of Devin Townsend, whose singing style I usually don't like) and the Testament-sounding ballad "Touching The Earth" (in a duet with - nomen omen - Chuck Billy and Michelle Rae Dean), and from the instrumental masterpieces "Shadow's Fall", the title track and total madness towards improvisation, i.e. "Red Flag".

James Murphy's solo career, although very temporary, is definitely not inferior to releases in which the guitarist previously (and later) participated. The first example of this turned out to be "Convergence", a longplay, which showed that in a completely different style, Murphy could release similarly phenomenal material at the highest level. And it's all true, the first example of this, but as the near future has shown, not the last.

Rating: 9/10

Komentarze

  1. to tera Testament dla uzupełnienia ww historii

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ostrożnie z Testamentem bo to pułapka. Ich ciężko oceniać subiektywnie

      Usuń
  2. Stary Testament

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hellalujah :::
      Czyli Młody Testament ;)
      Jakoś za Testamentem nie przepadam.
      Mają dobre płyty, ale nic godnego nawet "thrash historycznego" zapamiętania.
      Bo już słowa na L nie użyję
      nigdy

      Usuń
    2. Patrząc na ich obszerną dyskografię, to u mnie też raczej bez wielkiego szału. Najbardziej lubię debiut, "Low" i "The Gathering".

      Inna sprawa, że lata już ich nie słuchałem to się mogło coś tam pozmieniać w zdaniu ;)

      Usuń
    3. Czyli coś ze Starego Testamentu i zero z Nowego Testamentu hehehe. A najbardziej jak widzę środkowy Testament czyli generalnie niekanoniczny a najbardziej death metalowy hehehe.

      Usuń
    4. hellalujah :::
      W Thrashu nie ma lepszej płyty nad "Rust In Peace"
      Gatunek generalnie martwy, więc można podsumować.

      Usuń
  3. chyba nie powinno leżeć w dysko disincarnate, jak i następny solo Murphy

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty