Disincarnate - "Dreams Of The Carrion Kind" (1993)
Ekspresowo krótki staż Jamesa Murphy'ego w Death, Obituary i Cancer poskutkował dość logiczną decyzją...założenia własnego zespołu! Kto wcześniej miał styczność ze "Spiritual Healing", "Cause Of Death" i "Death Shall Rise" (jak podejrzewam, dużo ludu) oraz pobieżnie prześledził składy tamtych płyt (jak podejrzewam, dużo ludu) nie powinien czuć się po tym pomyśle szczególnie zakłopotanym. Jasne, od początku powstania owego Disincarnate chodziło o to, by muzyka i dobór ekipy wyszła w 100% od Jamesa, ale nie mniej ważnym punktem było stworzenie pod nową nazwą podobnie jakościowego death metalu co ww. grupy. No a jak pokaże dalsza część recki, z tym wyzwaniem Murphy'emu całkiem nieźle udało się tu podołać.
Start okazał się być więc błyskawiczny. Disincarnate powstaje w 1992 roku, tuż obok Murphy'ego skład uzupełniają wokalista Brian Cegon i basista Tobias Pike, a w ramach sesyjnego perkusisty pojawia się Alex Marquez (m.in. Malevolent Creation, Demolition Hammer i szereg innych). Tego samego roku nagrywają i wydają oni własnym sumptem 3-utworowe demo "Soul Erosion", które odbija się szerokim echem w podziemiu. Zaraz potem zachodzą jednak kolejne zmiany w składzie. W zespole pojawiają się Jason Carman (druga gitara) oraz Tomas Viator (perkusja), zaś obowiązki basisty dodatkowo przejmuje głównodowodzący (oczywiście, bez porzucania gitary). Po tych drobnych zawirowaniach, już w 1993 roku nakładem Roadrunner Records ukazuje się debiutancki album Disincarnate zatytułowany "Dreams Of The Carrion Kind".
Jak zostało już zaczęte, muzyka z "Dreams Of The Carrion Kind" mocno depcze po piętach zespołom, w których jeszcze przed chwilą James Murphy się udzielał. Co jednak najciekawsze, Disincarnate ma wyraźnie inny od tamtych trzech ekip feeling, bardzo bliski...Brutality oraz mixu dwóch pierwszych krążków Gorguts! To także nie wyczerpuje wystarczająco tematu, bo zespołowi zdarza się okazjonalnie zwalniać lub ukierunkowywać na melodyczne popisy solowe jak u Testament (w którym notabene później udzielał się Murphy). Ma to wszystko ogólny sens, choć nie jest też pozbawione wad. Przede wszystkim, Disincarnate brakuje tak silnie zarysowanej tożsamości co wymienione wyżej nazwy. "Dreams Of The Carrion Kind" jest bowiem albumem świetnie wykorzystującym cudze wpływy, ale nie mającym tego czegoś, przy czym dałoby się powiedzieć przy wybranym kawałku w ciemno taaak, to właśnie gra Disincarnate. Nie znaczy, że to zły krążek, wręcz przeciwnie!, mimo czerpania ze znanych wzorców i drobnego przedłużania pod koniec, "Dreams..." to materiał, którego naprawdę bardzo dobrze się słucha. Gitarowo, aranżacyjnie, wokalnie i produkcyjnie jest na nim w końcu pełen wypas, czego przykładem są znakomite "Beyond The Flesh", "Confine Of Shadows", "Stench Of Paradise Burning", "Entranced" (genialne walcowanie!) czy "In Sufferance". Całościowo, wydaje się, że "Dreams Of The Carrion Kind" przydałoby się po prostu więcej udziwnień.
Decydując się więc na własny zespół, James Murphy ogólnie podołał oczekiwaniom, jakie pozostawił po swojej obecności w Cancer, Obituary i Death. Pod szyldem Disincarnate bowiem udało mu się stworzyć z dość anonimową ekipą 10 nowych, death metalowych utworów, które nie są stricte wypadkową tego, w czym gitarzysta maczał wcześniej palce, a osobną historią czerpiącą z innych źródeł. Wprawdzie "Dreams Of The Carrion Kind" nie należy do tak unikalnych i wpływowych co ww. kapele (nawet wliczając Cancer), to jednak zupełnie niesłusznie, że niedługo po premierze krążka, kapela dokonała żywota. Zdecydowanie był potencjał na dalej, co zaś James Murphy kilka lat później wykorzystał...dołączając do Testament i wydając dwa albumy solowe.
Ocena: 8/10
Warto przypomnieć, że temat drugiego longplaya Disincarnate przewijał się już kilkukrotnie. Najpierw wiosną 2000 roku w całkowicie nowym składzie (poza - oczywiście - głównodowodzącym), później w 2013 roku już z udziałem całości oryginalnej ekipy z "Dreams Of The Carrion Kind". Cóż, nie zważając na huczne zapowiedzi, po dziś dzień nic z tego większego nie wyszło.
[English version]
James Murphy's expressively short internship in Death, Obituary and Cancer resulted in quite a logical decision...to form his own band! Whoever had previous contact with "Spiritual Healing", "Cause Of Death" and "Death Shall Rise" (as I suspect, a lot of people) and briefly traced the line-up of those albums (as I suspect, a lot of people) should not feel particularly embarrassed after this idea. Sure, from the beginning of the creation of Disincarnate, the main idea was that the music and the selection of the line-up would come 100% from James, but no less important point was to create a similar quality death metal under a new band name as the above-mentioned groups. Well, as the next part of the review will show, Murphy coped well with this challenge here.
So the start was really fast. Disincarnate was formed in 1992, next to Murphy, the line-up was completed by vocalist Brian Cegon and bassist Tobias Pike, and Alex Marquez appears as a session drummer (Malevolent Creation, Demolition Hammer and a number of other bands). In the same year, they record and release the 3-track "Soul Erosion" demo at their own expense, which has gained wide interest in the underground. Soon after, however, there are other changes in the line-up. Jason Carman (second guitar) and Tomas Viator (drums) appear in the band, and the duties of the bassist are additionally taken over by the leader (of course, without abandoning the guitar duties). After these minor turbulences, already in 1993, Roadrunner Records released Disincarnate's debut album entitled "Dreams Of The Carrion Kind".
As it has already been mentioned, the music from "Dreams Of The Carrion Kind" is firmly keeps after the bands in which James Murphy was involved a moment ago. What's most interesting, Disincarnate has a distinctly different feeling than those three bands, very close to...Brutality and the mix of the first two Gorguts albums! However, this topic is not exhaustive enough, because the band occasionally slows down or focuses on showing-off of melodic solos like Testament (in which Murphy later contributed). It all makes general sense, although it's not without disadvantages either. First of all, Disincarnate lacks such a strong identity as the names mentioned above. "Dreams Of The Carrion Kind" is an album that makes great use of other bands' influences, but does not have that point from which you could say with a selected song blindly: yeah, that's the Disincarnate's style. It doesn't mean that it's a bad album, on the contrary!, despite using well-known patterns and being a bit too long, "Dreams..." is a material that is really good to listen to. In terms of guitars, arrangements, vocals and production, this album is full of great ideas, as exemplified by the excellent "Beyond The Flesh", "Confine Of Shadows", "Stench Of Paradise Burning", "Entranced" (brilliant doom metal patterns!) or "In Sufferance". All in all, it seems that "Dreams Of The Carrion Kind" just needs more weirdness.
So by creating his own band, James Murphy generally lived up to the expectations he left behind after his presence in Cancer, Obituary and Death. Under the name of Disincarnate and with a quite anonymous line-up, he composed and recorded 10 new death metal tracks, which are not strictly the result of what this guitarist was previously involved in, but a separate story based on other sources. Okay, "Dreams Of The Carrion Kind" is not as unique and influential as the above-mentioned bands (even including Cancer), but it's completely sad that it put an end to the band right after the album's release. There was definitely potential for more, which James Murphy moved a few years later to...Testament and by releasing two solo albums.
Rating: 8/10
It's worth to remind that the topic of Disincarnate's second longplay has been mentioned several times. First, in the spring of 2000, in a completely new line-up (except - of course - the main composer), then in 2013 with the participation of the entire original line-up from "Dreams Of The Carrion Kind". Well, despite the big announcements, nothing much has come of it to this day.
Wciąż czekam na 2 album. Ponoć ma być.
OdpowiedzUsuń