Testament - "The Ritual" (1992)
Po intensywnym koncertowaniu, nagrywaniu i wydawaniu czterech krążków rok po roku, Testament delikatnie przysiadł i z następnym albumem kazał czekać - uwaga, uwaga - aż 2 lata. Żarty na bok, bo ów piąty longplay, "The Ritual", to kolejna dość istotna pozycja w dorobku tej grupy, ale i bardzo dobry zapis przemian, jakie zachodziły w thrashu po nadejściu death metalowej fali i - po przeciwnej stronie - spokojniejszego i dużo bardziej piosenkowego czarnego albumu Metalliki, przez który gatunek ten zamaszyście zmienił swoją formułę. Jak się na tamten czas okazało, piątka Testament podążyła właśnie tym drugim tropem i bardzo szybko dowiodła czego w odniesieniu do tego krążka należy...nie robić. I to bez względu na to, że na "The Ritual" ekipa Erica Petersona nie zaliczyła jakiejś radykalnej obniżki poziomu.
"The Ritual" to zatem thrash metal w barrrdzo złagodzonej i poukładanej wersji - bardziej niż na "Souls Of Black". Tym razem Amerykanie bowiem dużo mocniej położyli nacisk na melodie, piosenkowość i rockowy oraz heavy metalowy sznyt, zaś thrashowe szybkości odrzucono w siną dal na rzecz wolniejszych, marszowych lub umiarkowanych temp. Nie znaczy to jednak, że ciężar, czad oraz pomysłowość całkowicie wyparowała z muzyki Testament, bo pomimo bardziej stonowanego i ugłaskanego charakteru krążka, nadal jest się tu nad czym pochylić. Tak samo jednak jak wcześniej, najlepsze wrażenia wywiera na "The Ritual" początek i końcówka krążka. Na start świetnie wybijają się przede wszystkim: luzacki, rockowy hicior "Electric Crown", bujający "So Many Lies", ultra-chwytliwy "Let Go Of My World" i rozbudowana, urzekająca tajemniczą aurą ballada tytułowa, z kolei końcówka płyty przyciąga kolejną wyśmienitą, klimatyczną balladą "Return To Serenity" oraz zaskakująco rozrywkowym i spokojnym "Troubled Dreams". To sporo jak na rzekomo wyraźnie słabszy materiał, ale prawda jest też taka, że niestety nie wszystkie z tych highlightów przekładają się na jednakowo równy poziom krążka - w nich również znajdują się rozwodnione fragmenty.
A jak bardzo łatwo się domyślić, dużo gorzej prezentuje się środek "The Ritual". Najbardziej wadzi w nim bowiem jego straszliwie lekki charakter, miałkie melodie, przeciętne wokalizy (bywa, że z irytującym wyciem - to akurat zarzut do całości krążka), średnio przykuwające uwagę solówki Skolnicka, a także wyraźny brak pazura, nawet jak na rockowe standardy. W efekcie, w takie numery jak "The Sermon" czy "Deadline" nie za bardzo chce się wnikać, mimo że nie są jakieś tragiczne i - jak na ironię - nie rozbijają drastycznie spójności krążka - głównie odbiera się je na zasadzie łącznika pomiędzy lepszymi kawałkami. Podobnie mieszane odczucia, znów, pozostawia produkcja, której brakuje klarowności i mięcha. Z tym, że rozczarowanie nią jest znacznie mniejsze po soundzie, jaki uzyskano na "Souls Of Black".
"The Ritual" zamyka więc pierwszy etap grupy Erica Petersona w dość mało spektakularny sposób. Po nagraniu kilku bardzo dobrych albumów raz za razem, Amerykanie bowiem szybko zaczęli tracić impet, przez co ich krążki, choć wciąż na całkiem wysokim poziomie, nie wytrzymywały ciężaru swoich poprzedników prezentując się o pół lub całe oczko niżej. Zwieńczeniem tego stanu był właśnie "The Ritual", który najdobitniej zdradził wszystkie ówczesne symptomy wymiękania w thrashu i chęci podpięcia się pod sukcesy czarnego albumu Metalliki. Co jednak najciekawsze, było to ze strony tego kwintetu...dość chwilowe.
Ocena: 6,5/10
[English version]
After intensive touring, recording and releasing four albums year after year, Testament slowed down and made us wait with the next album - attention, attention - up to 2 years. Jokes aside, because their fifth lp, "The Ritual", is another quite important album in the discography of this group, but also a very good example of the changes that took place in thrash metal after the arrival of the death metal wave and - on the opposite side - a calmer Metallica's black album that radically changed the genre's formula. As it turned out at that time, Testament followed the latter and very quickly proved what to do with this album...not to do. And this regardless of the fact that on "The Ritual" the band of Eric Peterson did not pass any radical reduction in the level.
"The Ritual" is therefore thrash metal in a veeeery softened and organized version - more than on "Souls Of Black". This time, the Americans put much more emphasis on melodies, catchiness and rock and heavy metal style, while thrash metal speeding were thrown away in favor of slower, marching-like paces. This does not mean, however, that the heaviness, energy and ingenuity completely disappeared from the music of Eric Peterson's band, because despite the more subdued and tamed character of the album, there is still good music here. However, as before, the beginning and the end of the album make the best impression. At the beginning, the most outstanding are: the rock hit "Electric Crown", the ultra-catchy "So Many Lies" and "Let Go Of My World" and the extended title ballad, captivating with a mysterious aura, while the end of the album attracts another excellent, climatic ballad "Return To Serenity" and the surprisingly entertaining and chill "Troubled Dreams". This is quite a lot for supposedly clearly weaker material, but the truth is that unfortunately not all of these highlights come into the same level of the whole album - there are also weaker fragments in them.
And as you can easily guess, the mid tracks of "The Ritual" look much worse. What's most wrong with it is its horribly light character, mediocre melodies, average vocals (sometimes with an irritating howlling - that's just a complaint about the whole album), Skolnick's solos that attract little attention, as well as a clear lack of an aggressiveness, even by rock standards. As a result, songs such as "The Sermon" or "Deadline" do not really want to go into them, even though they are not tragic and - ironically - do not drastically break the coherence of the album - they are mainly perceived as a typical link between better songs. Similarly mixed feelings, again, leave a production that lacks clarity. Well, that disappointment is much less after what sound was obtained on "Souls Of Black".
"The Ritual" therefore closes the first chapter of Eric Peterson's group in a rather unspectacular way. After recording several very good albums year after year, the Americans quickly began to lose momentum, so their albums, although still at a quite high level, could not withstand the level of their predecessors, presenting themselves half or a full step below. The culmination of this state was "The Ritual", which most clearly betrayed all the symptoms of softening in thrash metal and the desire to connect to the success of Metallica's black album. What's most interesting, this quintet did it...quite temporarily.
Rating: 6,5/10
Asluchalne, jak większość płyt od tych nudziarzy
OdpowiedzUsuńPrzereklamowany i nudny zespół ,nie mający ani jednej ciekawej płyty
OdpowiedzUsuńej no panowie bez przesady jest tyle barachła, zawsze ceniłem sobie Testament za bogate aranże, mistrzowskie solówki i klimat. Jak dla mnie od zawsze zamiatali tą "wielką" czwórke trashu
OdpowiedzUsuńDobrze napisałeś TRASHU
UsuńWielka czwórka to również badziewie
OdpowiedzUsuń