Testament - "The Formation Of Damnation" (2008)
"The Gathering" wspaniałym krążkiem był, co w konsekwencji poskutkowało przerwą wydawniczą na...dziewięć długich lat. Nie oznacza to jednak, że przez ten czas zupełnie nic się nie działo w obozie Testament. Na przestrzeni tej zapaści, zespół wydał "First Strike Still Deadly" (zawierający na nowo nagrane utwory z ich pierwszych dwóch płyt), skompletował kolejny skład (wśród którego znaleźli się Paul Bostaph oraz - ponownie - Alex Skolnick i Greg Christian) i niespiesznie komponował nową muzykę. Na tę przyszło czekać aż do 2008 roku, gdy to właśnie "The Formation Of Damnation", dziewiąty longplay Testament, ujrzał światło dzienne, otwierając tzw. trzeci, najmniej emocjonujący rozdział w dorobku grupy.
Wracając do regularnego obiegu, Amerykanie z Testament zeszli bowiem w dość bezpieczne dla siebie rejony - pozbawione poszukiwań z pod znaku groove czy death metalu jak w latach dziewięćdziesiątych oraz łączące wyłącznie swoje dobrze znane patenty, tyle że w cyfrowej i mocno sterylnej oprawie. Ale czy na pewno najmniej emocjonujące? No raczej nie do końca, bo nie w takim stopniu, by ów krążek z automatu określać totalnie jałowym czy asłuchalnym. Na "The Formation Of Damnation" punktem wyjścia jest poprawnie skrojony, sterylnie brzmiący i poukładany thrash metal; mocno melodyjny i trzymający się tradycyjnych struktur utworów, aczkolwiek niestroniący od nieco bardziej żywiołowych fragmentów. Jasne, nie ma w tym podejściu za grosz innowacji czy ogólnej chęci zaskoczenia czymkolwiek słuchacza, ale całość dziewiątki bardzo solidnie nawiązuje do thrashowego czadu znanego z "The Gathering" i melodyjności ich pierwszych pięciu płyt - fachowo i z pewnym wyrachowaniem, ale bez efektu nużenia i zbędnego powtarzania się.
O poziomie ze swojego świetnego poprzednika, oczywiście, można tu tylko pomarzyć, aleee nie oznacza to, że na "The Formation Of Damnation" zabrakło pomysłów na dobre utwory. Świecą przykładem chociażby dość energiczne i sensownie łączące melodyjność z ciężarem "Henchmen Ride", "The Evil Has Landed", tytułowy (największy cios na albumie), "Afterlife", "Leave Me Forever" (klimatycznie, najbliższy poprzedniej płyty) oraz "F.E.A.R." - i to pomimo że na płycie zabrakło ballady. Na słabsze kawałki w typie "Dangers Of The Faithless" czy "The Persecuted Won't Forget" za to bezproblemowo da się przymknąć oko - są po prostu przeciętnie zaśpiewane i zbyt kurczowo trzymają się średnich temp, ale nieszczególnie drażnią. Bo o samym odnowionym składzie nie ma co się szerzej rozwodzić - każdy z muzyków włożył sporo w ten materiał. Eric pod kątem riffów, Chuck większości wokali (zwłaszcza tych growlowanych - swoją drogą, to jedyna pozostałość po deathowych czasach), Greg niektórych basowych wtrąceń (tym razem, niestety, w trochę zbyt małych ilościach), Alex wybuchowej ilości solówek, a Paul udanie narzucając nieco prostszy styl gry.
"The Formation Of Damnation" zatem nie należy do najbardziej satysfakcjonujących, thrash metalowych powrotów, a zwłaszcza biorąc pod uwagę, że ciążył na nim poziom albumu formatu "The Gathering". Wprawdzie błędnym byłoby uznawać dziewiąty longplay Testament za nieudany i przynoszący drastyczną obniżkę, to jednak po blisko dekadzie można było wymagać zdecydowanie więcej niż wyłącznie zbitki ich najbardziej znanych patentów w sterylnym i dość bezpiecznym wydaniu. Całościowo, "The Formation Of Damnation" całkiem skutecznie jednak otwiera trzeci, dużo mniej ekscytujący rozdział w historii Testament. Bo jak na ironię, w nim również trafiały się zarówno lepsze, jak i słabsze wydawnictwa.
Ocena: 7/10
[English version]
"The Gathering" was a great album, which resulted in a releasing break for...nine long years. This does not mean, however, that during this time absolutely nothing happened in the Testament. In the midst of this pause, the band released "First Strike Still Deadly" (featuring re-recorded tracks from their first two albums), assembled another line-up (including Paul Bostaph and - again - Alex Skolnick and Greg Christian) and slowly composed a new music. We had to wait for this one until 2008, when "The Formation Of Damnation", the ninth longplay of Testament, was released, opening the so-called the third, least exciting chapter in the group's discography.
Returning to regular circulation, the Americans from Testament went to quite safe regions - devoid of groove or death metal explorations as in the 1990s and combining only their well-known ideas, but in a digital and very sterile setting. But surely the least exciting? Well, rather not entirely, because not to such an extent that this disc is immediately considered sterile or audible. On "The Formation Of Damnation" the starting point is well-tailored, sterile-sounding and arranged thrash metal; strongly melodic and with traditional song structures, although not avoiding a bit more furious fragments. Sure, there is no innovation in this approach or a general ideas to surprise the listener with anything, but the whole album very solidly refers to the thrashy sound known from "The Gathering" and the melodiousness of their first five albums - professionally and with some calculation, but without the effect of boredom and unnecessary repetition.
Of course, one can only dream about the level of its great predecessor, but it doesn't mean that "The Formation Of Damnation" lacked ideas for good songs. Examples include the quite energetic and sensibly combining melodiousness with heaviness "Henchmen Ride", "The Evil Has Landed", the title track (the biggest hit on the album), "Afterlife", "Leave Me Forever" (climatically, the closest to the previous album) and "F.E.A.R." - even though the album lacked a ballad. On the other hand, weaker tracks like "Dangers Of The Faithless" or "The Persecuted Won't Forget" can easily be overlooked - they are simply averagely sung and have too many medium tempos, but they are not particularly irritating. Also, there is no need to describe in details the renewed line-up - each of the musicians put a lot into this material. Eric for the riffs, Chuck for most of the vocals (especially the growled ones - by the way, it's the only remnant of the deathy days), Greg for some bass interjections (this time, unfortunately, in a small amount), Alex an explosive amount of solos and Paul successfully imposing a slightly simpler style of drumming.
"The Formation Of Damnation" is therefore not one of the most satisfying thrash metal comebacks, especially considering that it was weighed down by the level of the "The Gathering" format album. Although it would be wrong to consider this lp as a failure, after nearly a decade one could demand much more than just a mix of their most famous patterns in a sterile and quite safe edition. Overall, "The Formation Of Damnation" quite successfully opens the third, much less exciting chapter in the history of Testament. Because, ironically, it also had both better and worse releases.
Rating: 7/10
Komentarze
Prześlij komentarz