Blackstar - "Barbed Wire Soul" (1997)
Jak wyglądałby następny krok po "Swansong", gdyby Carcass nie przerwali działalności na długie lata? Z pomocą przychodzi, nazwany od wiadomej piosenki, Blackstar - projekt 3/4 muzyków z tamtego składu. Mniej więcej na etapie dogorywania Carcass, Jeff Walker, Ken Owen, Carlo Regadas i - dokooptowany na potrzebę tejże inicjatywy - Mark Griffiths (gitarzysta mający swój epizodyczny udział w Cathedral) zadecydowali się bowiem bardzo szybciutko powołać nową banderę, by pod jej szyldem pociągnąć swoje fascynacje hard rockiem oraz heavy metalem jeszcze dalej, a wszystko co związane z (melo) deathowymi klimatami zniwelować do minimum. W ten sposób, ich debiutancki krążek wydany w 1997 roku, "Barbed Wire Soul", dość wymownie mógł sugerować, w którą stronę Carcass podążyłby po wydaniu "Swansong".
W istocie. Jedyny album Blackstar to kontynuacja brzmień znanych z piątego krążka Carcass, choć obrazując to bardziej precyzyjnie, granie zdecydowanie bliższe rock'n'rolla z pod znaku Motörhead i AC/DC oraz stonera w typie Kyuss, ale mające Jeffa Walkera na wokalach (o którym nieco szerzej później) oraz szczątkowe, melo-deathowe pozostałości pod kątem niektórych riffów. Z tego względu, "Barbed Wire Soul" jest dość jakościowym, przyjemnym i bujającym materiałem, aczkolwiek nie tak porywającym co powyższe inspiracje oraz wyraźnie ustępującym odwadze Carcass. Właśnie, na "Barbed..." nie czuć specjalnie nowej tożsamości względem "Swansong" - mimo że przecież z jakiegoś powodu wydali to pod innym szyldem. Na krążku niby jest jeszcze większy luz niż na łabędzim śpiewie, a nawiązania do rock'n'rollowego brudu lat 70. nie brzmią archaicznie i nie wpisują się w najbardziej ograne klisze. Sęk w tym, że no jednak nie ma tutaj na tyle zachodzących w pamięć hiciorów na ile zdałoby się wymagać po hard rockowych oraz heavy metalowych brzmieniach.
Można nadmienić w tym miejscu o "Instrumental" (wbrew tytułowi, utwór z wokalem), "Smile", "Revolution Of The Heart" (zalatuje blues rockiem), "Better The Devil", "Rock 'n' Roll Circus" (z gitarowo-saksofonowym dialogiem - całkiem interesującym) czy "Give Up The Ghost", ale również i one pełnią lepszą funkcję, gdy lecą sobie do kotleta aniżeli analizuje się je pod lupą. To ogólnie dobre i podane z pazurem granie, aczkolwiek pozbawione indywidualnego charakteru i nie tak wciągające co wiadoma kapela. Podobnie jednak jak wcześniej, zespół wykręcił świetny, tłuściutki sound, zachował jakąś różnorodność, utrzymał generalnie zadowalający poziom, natomiast w porównaniu do tamtego krążka, w kwestii wokali już odrobinę przegiął. Z jakiegoś dziwnego dla mnie powodu, Walker próbuje na "Barbed..." zarówno czystego śpiewu oraz chrypy w typie Lemmy, jak i dorzuca do tego swój charakterystyczny charkot. Trzeba jednak z bólem przyznać, że próba to niezbyt udana, a braki warsztatowe są aż nazbyt zauważalne.
Całościowo, "Barbed Wire Soul" to bardzo fajna ciekawostka, mogąca nieźle zaspokoić odpowiedź na to, jak wyglądałby album po "Swansong", gdyby Carcass nie zdecydowali się zakończyć działalności w 1996 roku. Wprawdzie na jedynym krążku Blackstar nie ma mowy o takiej jakości jak zaledwie rok wcześniej, a gdzieniegdzie granica dobrego smaku została na nim przekroczona, aleee słucha się go bez zgrzytania zębami, zaś sama realizacja stoi na wysokim poziomie. Być może w kolejnych latach zespół doszlifowałby wspominane wyżej wady i opracował ten styl znacznie lepiej. No cóż, tego jednak się nie doczekaliśmy. Na wskutek wylewu krwi do mózgu, jakiego doznał w 1999 roku Ken Owen (co niestety permanentnie uniemożliwiło mu grę na perkusji w takim stylu jak wcześniej) kapela rozeszła się na amen, a na następne nagrania ze strony tych muzyków, już pod innymi szyldami, trzeba było solidnie się naczekać.
Ocena: 6/10
[English version]
What would the next step after "Swansong" look like if Carcass had not split-up for many years? Blackstar, named after a well-known song, comes to the mind - a project of 3/4 of the musicians from that line-up. More or less at the time of dying out of Carcass, Jeff Walker, Ken Owen, Carlo Regadas and - co-opted for the needs of this initiative - Mark Griffiths (guitarist who had a temporary role in Cathedral) decided to very quickly establish a new band to pursue their fascinations of hard rock and heavy metal even further and everything related to (melo) death atmosphere should be reduced to a minimum. In this way, their debut album released in 1997, "Barbed Wire Soul", could quite eloquently suggest which direction Carcass would go after the release of "Swansong".
Indeed. Blackstar's debut album is a continuation of the sounds known from the fifth Carcass album, although to put it more precisely, the music that is definitely closer to rock'n'roll from Motörhead and AC/DC and stoner like Kyuss, but with Jeff Walker on vocals (about which a bit more later) and a bit of melo-death remnants in terms of some of the riffs. For this reason, "Barbed Wire Soul" is quite high-quality, pleasant and rocking material, although not as thrilling as the above inspirations and clearly inferior to the courage of Carcass. Exactly, on "Barbed..." you don't really feel a new identity compared to "Swansong" - even though they released it under a different name for some reason. There's even more rocky atmosphere on the album than on the "Swansong" and the references to the rock'n'roll of the 1970s don't sound archaic and don't fit into the most common clichés from this style. The problem is that there are not as many memorable hits here as one might expect from hard rock and heavy metal sounds.
Mention can be made here of "Instrumental" (contrary to the title, a song with vocals), "Smile", "Revolution Of The Heart" (it smells of blues rock), "Better The Devil", "Rock 'n' Roll Circus" (with guitar-saxophone dialogue - quite interesting) or "Give Up The Ghost", but they also serve a better function when you listened to them in the background rather than analyzed. This is generally good and well-composed metal music, although it lacks any individual character and is not as engaging as their previous band. However, just like before, the band produced a great, fleshy sound, retained some diversity, maintained a generally satisfactory level, but unlike to the previous album, slightly exaggerated in terms of vocals. For some reason that is strange to me, because Walker tries on "Barbed..." both pure singing and a Lemmy-type vocals, as well as adding his characteristic screams. However, it must be painfully admitted that the attempt was not very successful and the technical deficiencies are too noticeable.
Overall, "Barbed Wire Soul" is a very nice curiosity, which could well satisfy the question of what the follow-up to "Swansong" would have been like if Carcass had not decided to disband in 1996. Although the debut album by Blackstar is not at the same level as "Swansong" released just a year earlier, and in some places the limits of good taste were crossed, but it's listenable and the production itself is at a high level. Perhaps in the following years the band would improve the above-mentioned flaws and improve this style. However, we did not live to see this. As a result of a cerebral hemorrhage suffered by Ken Owen in 1999 (which, unfortunately, permanently prevented him from playing drums in the same style as before), the band definitely split-up and we had to wait a long time for the next recordings by these musicians and under different names.
Rating: 6/10
Komentarze
Prześlij komentarz