Neuma - "Neuma" (2003)
Pewnie znacie ten scenariusz, ale co szkodzi go przypomnieć n-ty raz, skoro temat nadal jest dość nośny. A więc. Dzieła nowatorskie i trudne do zamknięcia w poszczególnych przegródkach, w chwili swojej premiery, najczęściej spotykają się z kompletnym niezrozumieniem, następnie, doprowadzają do rozpadów, z których większość nie jest w stanie się już nigdy wygrzebać, a kultem owe materiały pokrywają się znaaaczne lata później. No jak nie, jak tak? W każdym razie, w Polsce również mieliśmy kilka takich niefortunnych przypadłości. Jedną z nich był, pochodzący z Mazowsza, Kobong, którego muzyka (w szczególności z "Chmury Nie Było") wyprzedziła kilka późniejszych, większych nazw i wyłamywała się wielu kategoriom. Tyle tytułem wstępu. W trzy lata od rozwiązania Kobong, bez udziału Roberta Sadowskiego, Bogdan Kondracki, Wojciech Szymański oraz Maciej Miechowicz w 2001 roku powołali nowy projekt - Neuma. Wtedy to właśnie trio zaczęło kompletować sporą ilość premierowego materiału (z czego część ujrzała światło dzienne...blisko 20 lat później), natomiast po pewnej selekcji, wypuścili oni swój oficjalny, debiutancki album zatytułowany po prostu "Neuma" w 2003 roku.
No i cóż, tym razem szału zdecydowanie nie było, bo debiut Neumy ekscytuje w bardzo umiarkowanym stopniu. Krążek ten kontynuuje eksperymentalny kierunek rozpoczęty na "Chmurach", aczkolwiek zdecydowanie brakuje mu takiego polotu, energii i oryginalności jak poprzednio. "Neuma" niby jest ciężka, połamana, nieschematyczna i bogata w detale, ale średnio ona ciekawi, nie przytłacza w odpowiednich dawkach i trudno powiedzieć w którą poszczególną stronę zmierza. Słuchając tego albumu odnosi się wrażenie, że muzycy w dalszym ciągu czuli między sobą chemię, a frajda z nagrywania była niemała, ale, paradoksalnie, niezbyt przełożyło się to na w pełni słuchalny i charakterny materiał. W gitarach w zasadzie czai się sporo techniki i dysonansów, a sekcja miesza zawodowo, tyle że z jakiegoś dziwnego powodu dużo na "Neumie" ciężaru, jazgotów i niskich tonów niebezpiecznie zalatujących nu metalem (łącznie ze schizolską atmosferą), a także pustych, zapętlonych zabaw efektami studyjnymi, z których mało co wynika (vide - "Betrayal"). Nie pomaga też płycie niewielka ilość wściekłych wokaliz. Bogdan dość często zaciąga na nu metalową modłę i skanduje, natomiast jego charakterystyczne, zdziczałe wrzaski zeszły gdzieś na ostatni plan - co osobiście zaliczam na minus.
Zmierzam więc z tym wszystkim do tego, że "Neuma" to taki podręcznikowy przykład technicznego i progresywnego grania, które w większości usatysfakcjonuje kompozytorów i wszelakich muzykantów aniżeli zwykłych słuchaczy. Takie numery jak "Sacrifice", "Self-Denial", "There's No Second To Be Lost" czy "Your Envy Poisons" (zwodniczo umieszczony na początku, w którym czuć bardzo wyraźne echa "Chmur") niby są dobre, zakręcone i wyłamujące się standardom, ale nie mają jasno zarysowanej myśli, przez co wleką się i brak im wciągającego klimatu. Bardziej czuć po nich zwyczajną chęć jak największego przytłoczenia awangardowymi patentami kosztem ogólnej słuchalności. Wiecie, takie eksperymenty na granicy przyswajalności.
Po zgonie Kobong, 3/4 tamtego składu, już jako Neuma, zdecydowało się kontynuować brzmienia z "Chmur", choć w nie tak dzikiej i angażującej formie. Debiut tego trio okazał się być bowiem przesunięciem tamtejszych, awangardowych rejonów w dużo bardziej stonowane i snujące się rejony, o nu metalowym zabarwieniu. Z początku, efekt finalny tego projektu raczej dość średnio przekonywał, gdyż bardzo zauważalnie brakuje tu kobongowego nowatorstwa i zapadających w pamięć motywów. Faktem jest jednak, że już na etapie drugiego albumu (notabene nagranego w totalnie innym składzie), zrehabilitowali się oni z nawiązką, ponownie tworząc dzieło ponadczasowe.
Ocena: 6/10
[English version]
You probably know this scenario, but there's no harm in mentioning it for the nth time if the topic is still quite relevant. And well. Albums that are innovative and difficult to put into concrete compartments are most often met with complete misunderstanding at the time of their premiere and then they lead to split-up, most of which can never be recovered, and these materials develop a cult following maaany years later. Well, that's the true. Anyway, we also had several such unfortunate incidents in Poland. One of them was Kobong, from Masovia, whose music (especially from "Chmury Nie Było") overtook several later, bigger names and broke many of the music categories. Okay, that's enough for the introduction. Three years after the split-up of Kobong, without the participation of Robert Sadowski, Bogdan Kondracki, Wojciech Szymański and Maciej Miechowicz established a new project in 2001 - Neuma. It was then that the trio began to put together a large amount of premiere material (some of which was released...only 20 years later), and after some selection, they released their official debut album simply titled "Neuma" in 2003.
Well, this time there was definitely no delights, because Neuma's debut is only moderately exciting. This album continues the experimental direction started on "Chmury...", although it definitely lacks the freshness, energy and originality as before. "Neuma" is supposedly heavy, techncial, unconventional and dissonant, but it's not very interesting, not overwhelming in the right doses and it's difficult to say which direction it's heading. Listening to this album, one gets the impression that the musicians still had a lot of fun of recording of this music, but, paradoxically, it did not come into fully listenable and characterful material. In fact, there is a lot of technique and dissonance lurking in the guitars, and the section crushes professionally, but for some strange reason on "Neuma" there is a lot of heaviness, noisy and low tones dangerously reminiscent of nu metal (including the psycho atmosphere), as well as empty, looped fun studio effects, of which little can be heard (see - "Betrayal"). The album's small amount of furious vocals doesn't help either. Bogdan quite often sings in the nu metal style or chants, but his characteristic, wild screams have faded into the background - which I personally consider a minus.
So what I'm getting at is that "Neuma" is a typical example of technical and progressive music, which will satisfy composers and all kinds of musicians rather than ordinary listeners. Songs such as "Sacrifice", "Self-Denial", "There's No Second To Be Lost" or "Your Envy Poisons" (deceptively placed at the beginning, in which you can feel very clear echoes of "Chmury...") are supposedly good, twisted and breaking standards, but they do not have a clearly outlined idea, which makes them too long and lack an engaging atmosphere. Because of them, you may feel more overwhelmed by the avant-garde at the expense of overall listenability. You know, such experiments are on the verge of being assimilable.
After Kobong's split-up, 3/4 of that line-up, as Neuma, decided to continue the sounds from "Chmury Nie Było", although in a less wild and engaging form. The debut of this trio turned out to be a shift of the Kobong's, avant-garde areas to much more subdued and less ferocious areas, with a nu metal tinge. At first, the final effect of this project was rather unconvincing, as it noticeably lacks Kobong's innovation and memorable motifs. The fact is, however, that already at the times of their second album (incidentally recorded with a completely different line-up), the situation has improved, once again creating a timeless masterpiece.
Rating: 6/10
hellalujah :::
OdpowiedzUsuńI tu se pozwolę – jeżeli Pan pozwoli szanowny kolego - zwrócić uwagę na „It's time to leave”.
W połączeniu z teledyskiem…?
Sadowski był tym najbardziej uzdolnionym/wpływowym, czego jak widać dowodem jest debiut Neumy.
Nestor.
Obdarzony wyczuciem/melodią oraz głęboko innym spojrzeniem ćpunów/alkoholików/…