Mortuous - "Through Wilderness" (2018)
Chodziła za mną ta recenzja już nie pamiętam od jak dawna (pewnie coś koło dwóch lat) i nie umiałem się sam w sobie zebrać, żeby w końcu opisać jakoś sensownie ten wiecznie odwlekiwany u mnie amerykański Mortuous. Wydumałem sobie nawet powód - kolejne granie pod Incantation, jakiego mnóstwo za oceanem. I bijąc się w pierś, z biegiem czasu, wychodziłem z tego błędnego założenia. Owszem, Mortuous to nieco młodsi adepci plugawego i zasyfionego death metalu z (h)amerykańskich ziem w guście "Onward To Golgotha", aczkolwiek czerpiący z legendarnej grupy Johna McEnteego bez zrzynek i czując ducha ekstremy. Na etapie debiutu, "Through Wilderness", prezentowało się to może bez jakichś szaleństw i w raczej znanej konwencji, ale było to warte bliższego kontaktu i obadania, że nie mamy tu do czynienia z nędzną kopią Incantation.
Takie albumy jak "Through Wilderness" nie wymagają jakichś szerszych opisów, gdy już padnie w ich kontekście inspiracja formatu Incantation. Jest więc pomruk w typie Craig Pillard (czasem bardziej wrzeszczane wokale), sporo riffów wykorzystujących tremolo, dużo blastów, okazjonalne, masywne zwolnienia, klimat trupa i piwnicy, a także odpowiednio odrażające, ale bez demówkowego sznytu brzmienie. To co jednak odróżnia ekipę z Kalifornii od ekipy McEntee, to zaskakująca melodyjność solówek, w których pobrzmiewa duch Jamesa Murphy'ego (tych masakrujących gryf na chwilę nie uwzględniamy) oraz przewijające się próby urozmaicenia śmiercionośnego klimatu, mało powiązanymi z tymi rejonami ekstremy, dodatkami. Ostatnie jest szczególnie ciekawe, bo od czasu do czasu grupa niegłupio wykorzystuje brzmienia pianina podkreślającego wisielczy nastrój, a w takim "Screaming Headless" pojawia się nawet flet - co zalatuje wręcz pewną awangardą. Poza takimi niespodziankami, które stanowią może z 10-15% longplaya, przeważa jednak bluźnierczy i gnijący death/doom. Aha, w paru numerach w swoim charakterystycznym, patologicznym stylu pokrzyczał sobie również sam Chris Reifert, co jest o tyle fajne, że wtedy - co raczej niezaskakujące - pojawia się więcej wpływów pod Autopsy.
Dlatego jeśli za mało Wam gruzowania w typie Incantation, a szukacie czegoś zagranego z werwą i własnymi akcentami bez redefiniowania stylu, debiut Mortuous stoi przed Wami otworem. Na glebę wprawdzie "Through Wilderness" nie przewróci i nie ma on takiej intensywności co pozycje wyjściowe, to jednak słucha się tego dobrze, z rosnącym zainteresowaniem i z czasem coraz lepiej dostrzegając detale w tej muzyce. No bo hołdować swoim inspiracjom też trzeba umieć!
Ocena: 7/10
[English version]
I've been following this review for I don't remember how long (probably around two years) and I couldn't bring myself to finally describe American Mortuous that I've been putting off in a sensible way. I even thought of a reason - another band under Incantation influence, of which there are plenty. And to be honest, over time I came out of this erroneous assumption. Yes, Mortuous are slightly younger adepts of filthy and dirty death metal from American lands in the style of "Onward To Golgotha", although getting inspired by legendary John McEntee band without rip-offs and feeling the spirit of extreme music. At the times of their debut, "Through Wilderness", it may have been presented without any madness and in a rather well-known convention, but it was worth a closer contact and checking that we are not dealing here with a miserable copy of Incantation.
Albums like "Through Wilderness" don't require any more descriptions, once the inspiration for the Incantation format is mentioned in their context. So there's a Craig Pillard-type growl (sometimes more screamed vocals), a lot of riffs using tremolo, a lot of blast beats, occasional, massive slowdowns, the dead and cadaverous atmosphere and an appropriately repulsive, but without the demo style production. However, what distinguishes the California band from the McEntee's band is the surprising melodicity of the solos, in which the spirit of James Murphy resonates (we won't include those massacring the fretboard for the moment) and the recurring attempts to diversify the deadly atmosphere with additions that are not very related to these areas of extremes. The latter is particularly interesting, because from time to time the group quite reasonably uses the sounds of a piano to emphasize the gallows mood, and in "Screaming Headless" they even use a flute - which smacks some kind of avant-garde. Apart from such surprises, which make up maybe 10-15% of the longplay, blasphemous and rotting death/doom prevails. Oh, and in a few tracks, Chris Reifert himself shouted in his characteristic, pathological style, which is all the more cool because then - rather unsurprisingly - more influences for Autopsy appear.
So if you're not fed up with the cadaverous death/doom metal of Incantation type, and you're looking for something played with verve and your own accents without redefining the style, Mortuous' debut is open to you. Although "Through Wilderness" won't knock you to the ground and it doesn't have the intensity of the initial positions, it's still a good listen, with growing interest and with time, better and better perception of details in this music. Because you also have to know how to pay homage to your inspirations!
Rating: 7/10
Komentarze
Prześlij komentarz